XI

409 11 1
                                    

Dziś mijały dwa tygodnie od kiedy zamieszkaliśmy w Madrycie. Duży apartament w centrum, nowocześnie urządzony to moje nowe miejsce zamieszkania.
Obudził mnie Jude, a bardziej jego chodzenie po sypialni, które miało być ciche ale mu nie wychodziło.
Spojrzałam na zegarek. Była 8:26.
- Dzień Dobry. - odparł z uśmiechem, gdy zobaczył, że nie śpię. - Obudziłem cię?
- Nie. - skłamałam i zmieniłam pozycję.
- Jadę zaraz na trening. Zrobiłem ci owsiankę. - powiedział i złączył nasze usta w pocałunku.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam pocałunek.
- A właśnie bo się nadal nie dowiedziałem. - zaczął, siadając obok mnie. - O co chodziło w szatni przed finałem? Nagle przyszłaś się przytulić, a Gareth wybiegł wcześniej zmartwiony z szatni.
- Potrzebowałam bliskości, a z tatą to nie wiem. - udałam, że nie wiem o co chodzi.
- Lindsey. - wow co tak pełnym imieniem. - Mów prawdę.
Westchnęłam.
- No bo.. spotkałam przed wejściem na trybuny swojego byłego Marcusa. - przełknęłam ślinę, gdy wspomniałam o nim. - Jude. On się nade mną znęcał, gdy byliśmy razem.
Do moich oczu napłynęły łzy, jak przypomniałam sobie moją głupotę, jaką było wejście z nim w związekZ
- Czemu mi tego wtedy nie powiedziałaś? - spytał i mnie objął.
- Nie chciałam cię martwić przed tak ważnym meczem. - odparłam wtulona w jego nagi tors.
Po moim poliku właśnie leciała łza.
- Lindy.. Nie rób tak więcej i mów mi takie rzeczy odrazu dobrze?
- Dobrze.
Chłopak otarł moje łzy i wstał z łóżka.
Ja również postanowiłam wstać i nie marnować dnia.
Weszłam do kuchni, gdzie na wyspie czekała miseczka z owsianką. Złapałam za łyżkę i zaczęłam jeść. Sięgnęłam po telefon w celu przejrzenia powiadomień.

Nieznany Numer:
To jeszcze nie koniec:3

Że co do chuja wafla? Ktoś sobie robi jakieś żarty czy o co w tym wszystkim chodzi?
Zrobiłam zrzut ekranu i odłożyłam telefon. Marcus. To pierwsze co przyszło mi do głowy. Ale czy napewno chciałoby mu się bawić w wypisywanie do mnie? Już naprawdę nie wiem co sądzić.

Gdy zjadłam, miskę włożyłam do zmywarki i potupałam do sypialni.
- Lecę na treningi Lind. Będe wieczorem. - pocałował moje czoło.
- Dobrze. - odpowiedziałam. - Miłego dnia.
- Wzajemnie! - powiedział na odchodne.
No i zostałam sama w ogromnym apartamencie.
Sięgnęłam do szafy po lniany komplet: koszula i spodenki. Wyciągnęłam z szuflady bieliznę i poszłam do łazienki. Prysznic, skincare, makijaż włosy.
Zrzuciłam z siebie ręcznik i założyłam bieliznę, a później komplet. Usłyszałam, że mój telefon dzwoni, więc sięgnęłam po niego, a na wyświetlaczu widniał napis Ab<3
- Witam serdecznie mrs. Bellingham. - usłyszałam jej zadowolony głos.
- Hejka, miło cię znowu usłyszeć. - uśmiechnęłam się.
- Słuchaj Lindy.. Tak wyszło, że Trent mnie pocałował. - powiedziała, a ja wydarłam się do słuchawki.
- Że co?! O mój boże.
- Ja wiem, że zaraz powiesz, że jest starszy itd, ale ja chyba coś poczułam..
- Oj Abby, mną się nie przejmuj. Najważniejsze są twoje uczucia. Jeśli coś do niego czujesz, super! Ja będę wam kibicować.
- Dziękuje ci Lindsey. Jesteś najlepszą przyjaciółką!
- Mówisz mi to 1000 raz. Dziękuje.
- No bo zasługujesz, żeby być tak nazywana.
- To miłe Ab.
- Wiem. - poczułam jak się uśmiecha. Po chwili ciszy usłyszałam pisk. - Jest! Trent do mnie przyjechał.
- Przyjechał do ciebie?! O matko dużo się dzieje jak mnie nie ma.
- Kochana będziemy obydwie chodzić na mecze Anglii z swoimi dzieciakami i oglądać naszych zdolnych mężów z prywatnej loży.
- Aż tak w przyszłość bym jeszcze nie wchodziła.
- Dobra Lindy, buziaczki, kocham!
- Odezwij się wieczorem! - rozkazałam i kliknęłam przycisk, aby się rozłączyć.
Pomimo, że narzekałam na wiek Trenta i na to, że jest za stary dla Ab, kibicowałam jej. Chciałam, żeby znalazła prawdziwą miłość.

Była 13. Nudziło mi się w cholerę, więc postanowiłam wyjść na miasto. Nie ukrywam, że bałam się trochę spacerowania samemu po prawie nowym mi mieście, ale raczej mi się nic nie stanie. Jak coś znam sztuki walki!

Wzięłam torebkę, założyłam gazelle i wyszłam z domu. Po przejściu kilkunastu metrów ujrzałam kawiarnię. Jako, że kochałam słodkości, musiałam tam zajść.
Zamówiłam sobie croissanta i kawę mrożoną. Dziś był tu tłum ludzi, a znalezienie wolnego stolika było ciężkim zadaniem.
Usiadłam przy oknie i zaczęłam zajadać croissanta.
- Cześć, czy mogę się dosiąść? - spytała blondynka w czapce, która właśnie pojawiła się przy moim stoliku.
- Dziś wyjątkowo ciężko z wolnym stolikiem, a nikt nie chce obcej dziewczyny.
- Hmm, no dobra. Ja i tak zaraz będe iść, więc mi to nie przeszkadza. - wzruszyłam ramionami. Od początku mi coś w tej dziewczynie nie pasowało.
- Ty jesteś Lindsey Southgate, prawda? - spytała
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- Super! Dlaczego ojciec skończył karierę? - zadała kolejne pytanie.
- To nie pytanie do mnie. - uniosłam brew i wzięłam kolejnego gryza.
- Aha.. jesteś powiązana z Jude'm Bellingham'm?
- Przepraszam cię, ale nie mam czasu. Muszę już iść. - Nie! Zostań jeszcze. - nalegała.
- Mam coś do załatwienia. - wstałam z fotela, wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z kawiarni.
Nie lubiłam rozmów z obcymi, tym bardziej jak jest teraz o mnie głośniej.
Podejrzewam, że była to jakaś dziennikarka, która nie chciała pokazać mi się z kamerą przed twarzą, tylko spytać i udać, że jest ciekawskim mieszkańcem.
Weszłam z powrotem do apartamentu i przekręciłam zamek w drzwiach. Tu chociaż jest bezpieczniej.
Usiadłam na kanapę, zasłoniłam zasłony, wzięłam koc i włączyłam telewizor. Maraton Outer Banks, czas zacząć!
                                        ~~~
- Już jestem! - krzyknął Jude, gdy wszedł do mieszkania.
- Cześć! - przywitałam go, wpatrzona w odcinek.
- Jak ci minął dzień? - spytał, gdy podszedł bliżej, a następnie pocałował moje usta.
- Dobrze. - odpowiedziałam krótko. - Planowałam zrobić gnocchi na kolację. Co sądzisz?
- Uuu, tak! - wykrzyknął z radością.
- Tylko muszę iść do sklepu po potrzebne składniki.
- Iść z tobą?
- Nie, ty odpocznij. Jesteś po całym dniu treningów.
- No dobrze, ale uważaj na siebie.
- Jasne! Jak wrócę zrobię ci masaż! - pocałowałam chłopaka i wyszłam z apartamentu.
Sklep był zaledwie 300 metrów od naszego miejsca zamieszkania, więc zjawiłam się tam praktycznie odrazu. Wzięłam koszyk i ruszyłam w głąb sklepu.
Telefon w mojej kieszeni zawibrował.
- Miałam się odezwać wieczorem, więc dzwonię. - usłyszałam zadowolony głos mojej przyjaciółki.
- Słyszę, że jesteś szczęśliwa. - uśmiechnęłam się i dodałam: - Aktualnie jestem w sklepie więc może nie być zasięgu odezwę się w domu, dobra?
- Jasne! Papa. - pożegnała mnie przyjaciółka, a gdy zrobiłam to samo rozłączyłam się.
Włożyłam do koszyka potrzebne składniki i poszłam do kasy.
Gdy kasjerka zeskanowała wszystkie moje produkty, zapłaciłam i zaczęłam pakować do torby.
Napisałam wiadomość Jude'owi, że już wracam, na co odpisał ,,dobrze". Schowałam telefon do kieszeni, zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z sklepu.
Nagle moja torba poleciała na ziemię, telefon został wyjęty z mojej kieszeni, aż w końcu zapadła totalna ciemność. Jakby ktoś założył mi coś na głowę?..
____________
Się porobiło, co? Jeśli się podobało to dajcie gwiazdkę i wyczekujcie kolejnego bo będzie się działo! 🤫🫢

,,Hot  Chocolate&quot; | Jude BellinghamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz