Rozdział 2

73 8 1
                                    


OLIVIA

Poranek zaczął się jak każdy inny. Wstałam z łóżka, przeciągając się, choć wciąż czułam to samo zmęczenie. Powoli przeszłam do kuchni, gdzie współlokatorka robiła sobie śniadanie.

— Dzień dobry — rzuciła radośnie, z uśmiechem na twarzy. Jej energia była zaraźliwa, ale dziś nie miałam siły udawać, że czuję się podobnie.

— Hej — odpowiedziałam, zmuszając się do uśmiechu.

Chciała porozmawiać o planach na weekend, ale ja myślami byłam gdzie indziej. Wciąż to samo imię krążyło w mojej głowie. Aleksander. Ostatniej nocy znowu śnił mi się sen o nas. Spędzaliśmy razem czas w parku, jak kiedyś. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy o przyszłości. A potem wszystko zniknęło. Sen rozpłynął się, a ja obudziłam się z jeszcze większą tęsknotą.

— Słyszałaś, co mówię? — Współlokatorka spojrzała na mnie podejrzliwie.

— Przepraszam, zamyśliłam się — odparłam, wracając do rzeczywistości. — O czym mówiłaś?

— O imprezie w sobotę. Może powinnaś wyjść, poznać nowych ludzi? — zaproponowała, widząc moje zmęczenie. — To może ci dobrze zrobić.

Imprezy nigdy nie były moją mocną stroną, zwłaszcza teraz, kiedy każda myśl o zabawie wydawała się czymś obcym. Ale może miała rację. Może potrzebowałam wyrwać się z tej monotonii, dać sobie szansę na nowe doświadczenia. Zanim zdążyłam się zastanowić, odpowiedziałam:

— Może. Zobaczymy.

To było kłamstwo, i obie to wiedziałyśmy. Ale pozwoliła mi na ten fałszywy komfort.

Po południu wpadłam na pomysł, by iść na spacer po kampusie. Było ciepło, a jesienne liście szumiały pod nogami. Przechadzając się alejkami, zauważyłam, że coraz częściej spotykam te same twarze. Znajomi z zajęć, studenci z kawiarni — wszyscy w jakiś sposób zaczynali być częścią mojego nowego życia, choć wciąż czułam się w tym świecie obca.

Zatrzymałam się przy jednym z budynków wydziałowych. Spojrzałam na ściany, po których pną się zielone winorośle. To tutaj miały odbyć się dzisiejsze zajęcia z literatury, na które tym razem postanowiłam pójść. Wszyscy mówili, że te wykłady są inspirujące, a ja potrzebowałam czegoś, co pozwoliłoby mi choć na chwilę zapomnieć o przeszłości.

Usiadłam w tylnej części sali, rozkładając notatki. Profesor zaczął mówić, ale moje myśli błądziły. Nagle coś przykuło moją uwagę. Jakiś cytat, który padł z jego ust. Był to fragment o miłości, która trwa mimo wszystko, mimo upływu czasu, mimo odległości. Czy można było go bardziej trafnie opisać? Uczucie które czułam do Aleksandra, wydawało się dziwne.

Po wykładzie spotkałam tego samego chłopaka z kawiarni, Louisa. Uśmiechnął się szeroko, gdy mnie zauważył.

— Cześć, Olivia! Jak tam zajęcia? — zapytał, idąc w moją stronę.

— Dobrze — odpowiedziałam, choć wcale tak nie było. — A u ciebie?

— Też w porządku. Słuchaj, wiem, że nie lubisz imprez, ale może wpadniesz na tę sobotnią? Naprawdę przydałoby ci się trochę rozluźnienia.

Chciałam odmówić, ale coś we mnie pękło. Czy ciągłe unikanie życia miało mi pomóc? Może faktycznie potrzebowałam tej odskoczni.

— Dobrze, spróbuję — odpowiedziałam, choć w moim głosie słychać było wahanie.

Louis uśmiechnął się, jakby to była najwspanialsza wiadomość dnia.

— Super, cieszę się! To widzimy się w sobotę.

DESIRE [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz