Rodział 4

58 5 1
                                    


OLIVIA
Trzy lata później

— Olivia! Kurwa, Olivia, wstawaj! — Louis wrzeszczał, szarpiąc mnie za ramię tak mocno, że czułam, jak moje ciało przemieszcza się na drugi koniec łóżka. Jego palce wbijały się w moje przedramię z taką siłą, że piekący ból rozlał się po skórze. Nawet w półśnie wiedziałam, że zostaną siniaki.

Nie zareagowałam od razu. Próbowałam zebrać myśli, choć chaos w mojej głowie nie pozwalał na to, bym logicznie myślała. Louis znowu był wkurzony. Każde jego słowo było niczym uderzenie w mój umysł, przebijało się przez zasłonę snu, brutalnie wyciągając mnie z rzeczywistości, w której choć na chwilę czułam się bezpiecznie.

— Spóźnimy się na zakończenie! — jego głos był pełen frustracji, a ja już wiedziałam, że zaraz to sięgnie zenitu.

Jego krzyki wypełniały cały pokój, jakby powietrze było nimi cięższe, gęstsze. Wymamrotałam coś niezrozumiałego, wciąż będąc w półśnie, próbując się wybudzić. Moje ciało było ciężkie, oporne, jakby nie chciało podążać za mną, jakbym była zbyt zmęczona, zbyt wyczerpana, by reagować. Może to była prawda. Ostatnio nie spałam za dobrze. Każda noc to była walka — nie tylko z Louisem, ale z samą sobą.

Z trudem usiadłam, pocierając ręką przedramię, na którym wciąż czułam jego mocny uścisk. Nie chciałam, by widział, jak bardzo mnie to boli. Nie mogłam dać mu tej satysfakcji, że miał nade mną władzę, że mógł mnie tak łatwo skrzywdzić. Ale prawda była inna. Każdy jego dotyk, każdy krzyk, każdy brutalny gest odbijał się na mnie, kawałek po kawałku odbierając mi to, co zostało z mojej dawnej siebie.

— Już wstaję, daj mi chwilę — powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał opanowanie, choć w środku drżałam.

Louis obrócił się gwałtownie, rzucając mi jedno z tych swoich gniewnych spojrzeń. Wiedziałam, że nie miał już cierpliwości. Zawsze był na krawędzi. Każdy nasz dzień był jak spacer po linie, gdzie każdy ruch mógł zakończyć się upadkiem, a ten upadek zawsze oznaczał chaos.

Nie patrząc na mnie, wymamrotał coś pod nosem i wyszedł z pokoju. Jego kroki dudniły na korytarzu, a ja miałam ochotę wstać, zamknąć drzwi na klucz i nie wychodzić. Być może gdybym była bardziej odważna, po prostu bym to zrobiła. Zamknęła się i czekała, aż jego gniew minie, aż będzie mógł wrócić i przeprosić, tak jak to robił nie raz. Ale wiedziałam, że to nie byłoby takie proste. Zawsze wracał gniewny, a jego złość nigdy nie ustępowała sama z siebie.

Zwlokłam się z łóżka, czując jak moje nogi są dziwnie słabe. Ostatnio tak często czułam ten rodzaj wyczerpania, jakby mój organizm powoli się poddawał. To nie była tylko kwestia nieprzespanych nocy, to była suma wszystkich tych lat życia w cieniu Louisa i jego problemów.

Poszłam do łazienki. W lustrze zobaczyłam swoje odbicie – twarz, której prawie nie rozpoznawałam. Podkrążone oczy, cienie, które robiły się coraz ciemniejsze z każdą nocą. Moja skóra, kiedyś zdrowa i promienna, teraz była blada, niemalże przezroczysta. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo się zmieniłam. Niby to były tylko trzy lata, ale czułam, jakby minęła cała dekada.

Przez chwilę po prostu patrzyłam na siebie. Moje odbicie wydawało się odległe, jakbym patrzyła na kogoś innego. Czułam się jak cień dawnej siebie. Blizny – zarówno te widoczne, jak i te, które nosiłam w środku – przypominały mi o wszystkim, co przeszłam. Co pozwoliłam sobie przejść.

DESIRE [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz