Plan B : kupić więcej wina.

1.8K 83 1
                                    

           Niosę  kawę dla Vincenza i przed wejściem stukam delikatnie w szklane drzwi żeby zasygnalizować swoją obecność. Pan Gbur z marsową miną pochyla się przed laptopem , mamrocze - proszę i nie zwraca na mnie więcej uwagi.
Stawiam obok niego filiżankę i przystaję odchrząkując.

- Leandro chyba chwilę się dziś spóźni. Dołączysz do nas by omówić harmonogram dnia?

Odrywa wzrok od laptopa i przenosi go na mnie. Odchyla się w fotelu lustrując mnie wzrokiem ale nic nie odpowiada. Znów czuję jak by mnie oceniał. Jego wzrok wprawia mnie w dziwną nerwowość zupełnie jak by moje ciało dawało mi ostrzeżenie przez niebezpieczeństwem. W końcu przerywa niezręczną ciszę.

- Co ja mam wspólnego z harmonogramem Leandra Panno Victorio? - unosi kpiąco brew i zakłada ramiona na piersi.

- Cóż, po pierwsze w naszej firmie per Pan i Pani zwracamy się jedynie do gości i klientów. Leandro od zawsze powtarza że w miejscu w którym wszyscy pracują dla dobra ogółu nie ma miejsca na podziały względem stanowisk tym samym wszyscy zwracamy się do siebie po imieniu. Więc proszę mów mi Victoria lub Vicki jak większość osób. - unoszę podbródek odrobinę wyżej zmieniając swoją postawę żeby pokazać mu że nie dam się zastraszyć jego groźnym wyglądem.

- A po drugie ? - pyta lekceważąco puszczając mimo uszu moją uwagę.

- Po drugie - mówię przez lekko zaciśnięte zęby czując jak wyprowadza mnie z równowagi zaledwie kilkoma słowami - Leandro prosił bym wprowadziła Cię we wszystkie aspekty związane z pracą i uważam że towarzyszenie mu pomoże szybciej i sprawniej w tym procesie.

- Nie potrzebuję siedzieć przy nim i robić notatek - prycha i sięga po kawę, upija mały łyk i wykrzywia usta. - Mówiłem, że ma być gorąca a ta jest ledwie ciepła.

- Jestem asystentką nie baristą - wzruszam ramionami zakładając je na piersi.

Mentalnie zbijam sobie piątkę bo specjalnie po zaparzeniu kawy odczekałam chwilę zanim mu ją przyniosłam a widok jego zniesmaczonej miny łagodzi rozdrażnienie które przed chwilą wywołał.

- Jeśli chcesz wypić perfekcyjnie zaparzoną kawę sugeruje zacząć korzystać z kawiarni obok naszego budynku albo zaparzyć ją samemu. Zaproponowałam zrobienie kawy z grzeczności a nie dlatego że należy to do moich obowiązków.

- A ja sugeruję by zaczęła Pani zwracać się do mnie z szacunkiem, w końcu niedługo zostanę Pani szefem a jestem bardzo pamiętliwą osobą.

Jego oczy zalśniły z gniewu. Muszę przyznać że skubany potrafi panować nad sobą lepiej niż ja. Mimo niewielkich gestów pokazujących że moja postawa wyprowadza go z równowagi wygląda na całkiem spokojnego.

- Oczekując od kogoś szacunku samemu powinno się go okazywać Panie Santoro - mówię z przekąsem - ale muszę przyznać rację. Będzie Pan moim szefem a ja Pańską asystentką zatem powinniśmy nauczyć się ze sobą współpracować. Jestem gotowa zapomnieć o niezbyt przyjacielskich początkach naszej znajomości i zacząć jeszcze raz. Victoria Davis.

Wyciągam dłoń w jego kierunku przystępując do realizacji pierwotnego planu jakim było nie dać się wyprowadzić z równowagi Panu Gburowi.
Przez moment dostrzegam zdziwienie na jego twarzy. Chyba nie spodziewał się opuszczenia gardy z mojej strony przez co uśmiecham się w głowie jak kot z Cheshire.
O tak zdecydowanie zdobywam punkt w tej grze.

Przygląda się mojej dłoni po czym wstaje zapinając guzik marynarki. Ujmuje moją dłoń w swoją i patrząc mi prosto w oczy pochyla w moją stronę. Między naszymi dłońmi przeskakuje iskra a w jego oczach widzę potwierdzenie że poczuł to samo. Muszę unieść wysoko głowę żeby utrzymać jego spojrzenie, nie dając mu tym samym szans na zdobycie punktu potrzebnego do zremisowania naszej gry.
Ale kiedy zbliża się do mnie jeszcze bardziej stykając sie czubkami butów z moimi, nachyla bardziej do mojego ucha czuję że poniosłam klęskę. Ten typ nie znosi porażki.

- Sypiasz z moim ojcem Panno Victorio Davis ?

Kurwa, przegrywam walkowerem.

Stoję oniemiała wpatrując się w mężczyznę ale na jego twarzy widzę całkowitą powagę. Czeka na moją odpowiedź a ja nie potrafię ułożyć słów w głowie. Próbuje zrozumieć jak jego mózg mógł połączyć mnie, jego ojca i romans. Leandro jest ode mnie starszy o ponad 30 lat do ciężkiej cholery.
Chociaż jak by się nam tym głębiej zastanowić widywałam go z kobietami które mogły by być moimi rówieśniczkami ale pomysł że mogła bym mieć z nim romans w dodatku pracując dla niego?
To niesmaczne.

Wyrywam dłoń z jego uścisku i odsuwam się o krok. Niedowierzanie ustępuje miejsca wściekłości a moje dłonie automatycznie zaciskają się w pięści. Liczę do dziesięciu ale kiedy kończę muszę dołożyć jeszcze dychę bo inaczej przypieczętuję swoją dalszą karierę zwolnieniem z wpisem do akt za napaść.

- Teraz powiem coś co sobie wbijesz do głowy i więcej nie wrócimy do tego tematu. - syczę cicho - Nie obchodzi mnie to jak postrzegasz swojego ojca ani jak trudne relacje macie „Panie Santoro"

Wypluwam z siebie zwrot grzecznościowy w jego kierunku i mam nadzieję że poczuje w tym całkowity brak szacunku

- Ale nie upoważnia Cię to do obrażania mojej osoby bo to co powiedziałeś bardzo mnie obraża. Pracuje dla Leandra od ponad pięciu lat, widujemy się prawie osiem godzin dziennie a jako jego asystentka towarzyszę mu w podróżach służbowych. Ale to nie daje Ci prawa sugerować, że rozkładam przed nim nogi jasne ?

Teraz to on stoi w ciszy i przygląda się mojej twarzy. Po chwili wkłada dłonie do kieszeni spodni i przytakuje odwracając wzrok w kierunku okna.

- Wołałem wyjaśnić tą kwestię na początku, nie toleruję romansów w miejscu pracy a Twoja relacja z Leandrem którego mam zastąpić mogła by utrudnić pewne sprawy - wzdycha cicho - Ale nie będę przepraszać za bezpośredniość.

- A powinien Pan. Czuję się bardziej niż urażona taką insynuacją i zastrzegam że nie będę tolerować takiego zachowania nawet od kogoś tak wysoko postawionego jak Pan.

Odwracam się kierując do wyjścia. Na dziś mam dość czasu sam na sam z tym człowiekiem.

- Prześlę harmonogram meilem, proszę dać znać w jakich spotkaniach zechce Pan dziś uczestniczyć - zerkam w jego stronę - i Panie Santoro ...

Patrzy w moim kierunku ale nie mówi ani słowa. Przez chwilę dostrzegam skruchę na jego twarzy ale szybko się opanowuje i wraca zimna i zdystansowana maska.

- Tak Panno Victorio?

- Każdy człowiek popełnia błędy, ale jeśli nie dostanie szansy na zrehabilitowanie to niczego nie naprawi.

Widzę jak zaciskają mu się szczęki ale nie dodaje nic więcej. Wychodzę z jego tymczasowego gabinetu zamykając cicho drzwi. Zostawiam go żeby mógł sobie przetrawić moje słowa i wracam do biurka. Siadam przed komputerem i zanim wrócę do pracy zerkam na Vincenza.
Stoi plecami w moim kierunku wpatrując się w widok za oknem.

To będzie ciężki orzech do zgryzienia. Jest jednocześnie dumnym, poważnym mężczyzną i małym skrzywdzonym chłopcem. A ja wpadłam między młot a kowadło.

Zdecydowanie muszę zrobić większy zapas wina.

Od autora:
Jeśli podobał Ci się rozdział zostaw po sobie gwiazdkę lub komentarz.
Miłego czytania.

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz