Bo przeszłość zawsze Cię dopadnie.

1.1K 106 3
                                    

          Tak jak się spodziewałam następne dni są tak intensywne, że ledwo stoję na nogach. Vincenzo narzucił mordercze tempo pracy przed swoim wyjazdem jak by miało go nie być przez miesiąc. Na szczęście sprawa patentu przebiegła bez żadnych dalszych problemów i wróciliśmy do budowania nowego zespołu żeby jak najszybciej wrócić na poprzednie tory.

Od ostatniego pocałunku w windzie nasze kontakty w strefie prywatnej były równe zeru. Powoli zaczynam przyzwyczajać się to tej nowej rzeczywistości w której się znalazłam i całkiem nieźle sobie w niej radzę. Pomaga też fakt, że Vincenzo mnie nie oszczędza i w ciągu dwóch ostatnich dni zrugał mnie co najmniej kilka razy za to, że się nie wyrabiam z zadaniami które mi narzucił.
Ostre słowa które do mnie kieruje skutecznie gaszą płomienne myśli które czasami mnie zalewają.
Przysięgam, że jeśli jeszcze raz przyjdzie zapytać czy w końcu skończyłam ten pieprzony raport postępów rzucę mu wypowiedzeniem prosto w twarz. Mam jeszcze godzinę do skończenia pracy i nim minie będzie miał te papiery na swoim biurku. A potem będę miała spokój od Pana Santoro.
Mam dosyć tego wrzoda na moim tyłku który zniknie za kilkanaście godzin w swoim Włoskim piekiełku aż do poniedziałku.
Nie mogę się doczekać tej ciszy i spokoju jutro kiedy nie będzie go w biurze a ja w końcu będę mogła pracować tak jak lubię. Zgodnie z zaplanowanym harmonogramem bez żadnych niespodzianek.

Jednak pomimo wzburzenia jakie we mnie wywołał przepełnia mnie dziwny rodzaj ekscytacji. Zagrzebana głęboko we mnie lekko tli się przez cały czas trzymając mnie w ciągłej gotowości. Na co? Na dzisiejszy wieczór. Za kilka godzin pojadę do apartamentu w hotelu gdzie mój własny diabeł będzie czekał by po raz kolejny przeprowadzić mnie przez bramy piekła do swojego królestwa.

Za pierwszym razem byłam zdenerwowana, nie wiedziałam na co mam się przygotować. Teraz za to nie mogę się doczekać by znów tego doświadczyć.
Leandro się nie odzywał więc zakładam, że niczego nowego się nie dowiedział. Czy to coś zmienia? Tak. Dopóki nie będę miała potwierdzenia mam zamiar korzystać ile się da a jeśli to wszystko co podejrzewa okaże się prawdą zmierzę się z tym jak dorosła kobieta i odejdę. Z układu i z firmy. Zacznę w innym miejscu, może się wyprowadzę do innego miasta? Praca przez te lata dla Leandra otworzyła mi naprawdę wiele drzwi. Znajomości które zawarłam mogę wykorzystać do rozpoczęcia nowego życia nie przejmując się tym co zostawię za sobą.
Na przykład upierdliwego szefa dla którego „dziękuję" jest niczym trucizna.

Swoje zdroworozsądkowe podejście zawdzięczam terapii z nowym profilem na internetowym dzienniku. Kiedy w końcu udało mi się przelać cały chaos panujący w głowie zobaczyłam światełko w tunelu i jakoś udało mi się to wszystko poukładać. Moja terapeutka była by ze mnie dumna gdybym dalej do niej chodziła.

Dlatego kończę ten cholerny raport i przerzucam go na drukarkę.
Po chwili z wysoko uniesioną głową pukam do gabinetu Pana Gbura i dopiero słysząc zaproszenie wchodzę do środka.
Vincenzo stoi przy szklanej ścianie z telefonem przy uchu. Rozmawia z kimś po włosku więc kompletnie nie rozumiem tego co mówi.
W niemym geście pokazuje mu, że mam dokumenty i stukam palcem w zegarek żeby zasygnalizować koniec swojej pracy.
On jednak kiwa mi tylko głową, odwraca się do mnie plecami totalnie mnie ignorując i dalej prowadzi swoją rozmowę.
Zostawiam więc teczkę na blacie biurka i wracam do siebie szykować się do wyjścia.

Równo o piątej wyłączam komputer, chwytam torebkę ze służbowym laptopem i z uśmiechem na ustach zjeżdżam na podziemny parking. Mam godzinę żeby dotrzeć do domu, wyszykować się i ruszyć z powrotem do centrum.

Pakuje się do swojego Złotka, odpalam silnik i właśnie w tym momencie rozdzwania się mój telefon.
Numer który wyświetla się na ekranie mrozi na chwilę krew w moich żyłach. Pomimo tego, że nie mam go zapisanego w pamięci doskonale wiem kto próbuje się ze mną skontaktować.
Waham się wpatrując w ekran komórki. Od kilku miesięcy się nie odzywał a ja mogłam zapomnieć o jego istnieniu. Zawsze jednak powraca choć mówiłam mu ostatnim razem, że to koniec. Żeby więcej na mnie nie liczył kiedy wpakuje się w kolejne kłopoty.
Zamykam oczy pozwalając popaść sobie w otępienie czekając aż zalegnie całkowita cisza.
Wypuszczam drżący oddech dopiero kiedy to się dzieje ale po chwili słyszę go znowu.
W przypływie złości odbieram połączenie.

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz