Daj mi spokój (kontrolę).

1.1K 121 8
                                    

Od autora:
Ostatnio trochę się obijałam dlatego dziś nadrabiam dodatkowym rozdziałem a że w ostatnim zrobiło się nostalgicznie pora trochę rozgrzać atmosferę.

          Powrót do miasta zajmuje mi więcej czasu ponieważ zmęczone ciało i umysł wymagają ode mnie większej ostrożności podczas jazdy. Jest grubo po dziesiątej wieczór kiedy skręcam na swoją ulicę i dopiero kiedy parkuje przed kamienicą dostrzegam czarne Maserati zaparkowane po drugiej stronie.
Zostawiam włączony silnik, opieram głowę o zagłówek fotela i patrzę jak mężczyzna wysiada ze swojego samochodu.
Zamykam oczy kiedy dochodzi do mnie przytłumiony odgłos zatrzaskiwanych drzwi sportowego auta zbierając się w sobie na spotkanie z wkurzonym Vincenzo.

Ostatnie na co mam dziś ochotę to jego przytłaczająca obecność. Specjalnie nie włączyłam dalej telefonu bo nie byłam gotowa na to co na nim znajdę. Dzwonił? Odpisał na wiadomość? A może po prostu przeczytał mojego sms-a i totalnie to olał. Jednak myśl, że zastanę go czekającego pod kamienicą na mój powrót zupełnie nie przyszła mi do głowy.
Jak długo siedział w swoim samochodzie zanim się pojawiłam? A co najważniejsze, dlaczego to zrobił?

Przez chwile w mojej głowie majaczy pomysł żeby uciec. Wystarczyło by wrzucić bieg i ruszyć przed siebie by przez jakiś czas jeszcze pozostać w samotności. Tylko jakie szanse ma moje Złotko z czarnym szybkim samochodem Vincenzo? Bo skoro czekał na mnie cholera wie jak długo to ruszył by w pościg gdybym zdecydowała się na ucieczkę.
Zamiast tego jednak gaszę silnik, sięgam po torebkę leżącą na fotelu pasażera i wychodzę z samochodu.

Mężczyzna z nieodgadnionym wyrazem twarzy stoi metr ode mnie i tylko zaciśnięte w pięści dłonie sygnalizują mi, że jest wkurzony.

- Gdzie byłaś Victorio? I dlaczego do kurwy nędzy przez ostatnich pięć godzin nie mogłem się do Ciebie dodzwonić?

Gniew w jego głosie przez przeżyty dzisiaj emocjonalny rollercoaster nie wzbudza we mnie żadnych uczuć. Od chwili gdy zdzierałam sobie gardło na leśnym pustkowiu czuję się pusta.
Puszczam więc jego pytanie mimo uszu, odwracam się do samochodu i za pomocą kluczyka zamykam centralny zamek.
Obchodzę samochód kierując się do budynku w którym mieszkam kiedy silne szarpnięcie za ramię zatrzymuje mnie w miejscu.
Vincenzo staje przede mną blokując mi drogę a jego oczy dosłownie płoną odbijając światło pobliskiej latarni.

- Miałam ciężki dzień. Daj mi spokój Vincenzo.

Próbuje go wyminąć ale zachodzi mi drogę. Wzdycham coraz bardziej zmęczona tym wszystkim.

- Zejdź mi z drogi.

- Nie - odpowiada hardo - dopóki nie odpowiesz mi gdzie byłaś i dlaczego nie pojawiłaś się w hotelu.

Drobna iskierka powoli rozpala się w moim wnętrzu. Przez poprzednie otępienie w którym nie czułam dosłownie nic chwilę mi zajmuje zanim rozpoznam to uczucie. To gniew. Znów zaczyna tlić się w moim wnętrzu i jest skierowany na mężczyznę który dalej mocno trzyma moje ramię.
Wyszarpuje się z jego uścisku pozwalając by to uczucie rosło.
Jakim prawem oczekuje ode mnie odpowiedzi? Napisałam, że nie mogę się z nim dziś spotkać. Tyle powinno mu wystarczyć.

- Od kiedy niby muszę Ci się tłumaczyć?

Robi krok w moją stronę eliminując odległość która nas dzieliła. Napiera na mnie umięśnionym torsem ale ja niezrażona jego dominującą postawą unoszę wysoko głowę patrząc mu prosto w oczy.

- Coś mi wypadło poza miastem o czym Cię poinformowałam. Zadowolony Vincenzo? Taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?

- Nie - warczy nadal na mnie napierając przez co muszę zrobić krok w tył - ani trochę mnie nie satysfakcjonuje. Co było tak ważnego żeby olać nasze spotkanie?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 2 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz