Nienawidze Cie poniedziałku !.

3.8K 122 10
                                    

Szlag by to trafił ale jestem spóźniona! Wpadam do biurowca, macham ochroniarzowi na recepcji a trzymaną kartę w ręku odbijam na bramce. Zdyszana dopadam do windy. Wciskam przycisk.
Mały ekran na panelu informuje, że zatrzymała się na dziesiątym piętrze i zjeżdża w dół.
Nerwowo stukam butem o podłogę. Pięć lat. Pracuję tu pięć lat i ani razu się nie spóźniłam. Zerkam na złoty zegarek na nadgarstku który nieubłaganie odlicza czas. Trzydzieści pięć minut w których powinnam zajmować się swoimi obowiązkami a nie uprawiać poranny jogging między autobusami.

Do niczego takiego by nie doszło gdybym w końcu oddała samochód do mechanika a ja jak idiotka myślałam, że stukanie które pojawiło się kilka dni temu nie musi wcale oznaczać niczego poważnego.
Dziś po pracy miałam odstawić Złotko do zaprzyjaźnionego już z nami mechanicznego doktora ale jak na złość kupa złomu którą nazywam samochodem po odpaleniu silnika zaczęła stukać, wyć aż wydała ostatnie tchnienie i padła.

Zabrałam więc swoje rzeczy z tylnego siedzenia i w chłodny grudniowy poranek ruszyłam na przystanek owijając się szczelnie płaszczem. Mroźne powietrze i szarość nieba zwiastują nadchodzące opady śniegu które pokryją miasto w najbliższych kilku dniach.

Jak na złość kiedy skręciłam w ulicę na której znajduje się przystanek autobusowy on już tam czekał. Przyspieszyłam znacznie oddychając z ulgą ale w połowie drogi zauważyłam jak drzwi się zamykają a kierowca sygnalizuje kierunkowskazem włączenie do ruchu. Zaczęłam biec. Już prawie dopadłam autobusu kiedy na krzywej płycie chodnikowej zaczepił mi się obcas od kozaka i poleciałam jak długa na ziemię.
Autobus odjechał nie oglądając się za siebie a ja zostałam ze złamanym obcasem w jednym bucie.

Już w tamtym momencie wiedziałam, że ten dzień nie będzie dobry.
Winda w końcu pojawia się na parterze. Wchodzę do niej jako jedyna i naciskam przycisk ostatniego piętra. To co dostrzegam w lustrzanej ścianie wyciska jęk z mojego gardła.
Moje długie płomiennorude włosy wcześniej upięte w elegancki kok teraz przypominają ptasie gniazdo. Rozplątuje je szybko, otrzepuje palcami pozwalając by kaskadą spłynęły mi po plecach. Trudno później jakoś je ogarnę w łazience, w biurku powinnam mieć jakąś zapasową szczotkę.
Wycieram rozmazany tusz pod oczami, poprawiam koszulę która podczas biegu i późniejszego marszu nieelegancko powychodziła ze spodni.
W momencie w którym docieram na miejsce a winda sygnalizuje to typowym dla siebie dźwiękiem jestem gotowa na tyle ile mogę.

Otwierają się drzwi i trafiam do dobrze znanego mi rozgardiaszu. Po lewej stronie jest łazienka a po prawej otwarta przestrzeń z biurkami przy których pracuje wiele osób. Cześć z nich to stażyści a reszta służy do odwalania brudnej papierkowej roboty. Zaraz za nimi w dalszej części jest zabudowana kuchnia która zgrabnie oddziela spokojniejszą część z gabinetem prezesa i dwoma salami konferencyjnymi. To właśnie tam znajduje się moje stanowisko pracy.
Panoramiczny widok z przeszklonych ścian budynku sprawia wrażenie jak byśmy byli zawieszeni nad miastem rozrośniętym wokół i to właśnie sprawiło że zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.

Witam się ze współpracownikami delikatnym uśmiechem przechodząc najzgrabniej jak się da w zepsutym obuwiu.
Drzwi od gabinetu Leandra są zamknięte więc domyślam się że jest w środku. Odwieszam po drodze płaszcz na wieszaku koło kuchni i dopadam swojego biurka. Odpalam komputer, chowam torebkę do szafki a spod mebla wyciągam piękne czarne klasyczne szpilki.
Przebieram buty przeglądając w myślach dzisiejszy harmonogram. Z tego co pamiętam pierwsze spotkanie ma się odbyć dopiero koło jedenastej więc mam dużo czasu żeby się przygotować. W sobotni wieczór przygotowałam rozpiskę spotkań na cały tydzień, muszę ją tylko przedstawić szefowi do akceptacji a biorąc pod uwagę że zbliżają się święta nie ma tego dużo.

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz