Stracona

1.9K 90 6
                                    

          Po kilku minutach wychodzę z łazienki ubrana w ogromny czary t-shirt który zostawił dla mnie Vincenzo. Sięga mi niemal do kolan przez co czuję się jak bym miała na sobie sukienkę. W zapachu przypomina mi koszulę którą kiedyś mi dał. Proszek do prania i pozostałość po perfumach wymieszane z odrobiną zapachu jego ciała.
Udało mi się znaleźć hotelową suszarkę i jakiś grzebień w szufladzie pod umywalką więc moje włosy nie wyglądają już jak u bezdomnej.
Na łóżku znajduje swoje rzeczy. Pończochy razem z pasem, torebkę, buty na obcasie i płaszcz.
Majtki zostały kompletnie zniszczone w porywie pożądania więc pewnie wylądowały w koszu. Trudno będę musiała obejść się przez chwilę bez bielizny.
Pończochy razem z pasem lądują w torebce w której udaje mi się znaleźć awaryjną gumkę do włosów. Spinam je w niechlujny kok na czubku głowy, chwytam szpilki wraz z pałaszem i boso wychodzę z sypialni.

Vincenzo siedzi na kanapie popijając kawę. Zdążył się przebrać kiedy ogarniałam się w łazience. Ma na sobie ciemne jeansy i popielaty golf z grubego materiału. W tej odsłonie wygląda o wiele bardziej przystępnie niż na co dzień. Tak. Domowo.
Jak wiele twarzy ma ten mężczyzna? Za dnia w godzinach szczytu jest pewnym siebie, aroganckim biznesmenem w garniturze za tysiące dolarów który chce zdobyć cały świat. Po pracy zmienia się w wykształconego, uprzejmego i pełnego klasy mężczyznę z którym można rozmawiać godzinami dzięki jego zdolności utrzymywania konwersacji. W nocy zamienia się w pełnego namiętności kochanka o którym od dziesiątek lat kobiety piszą wiersze, piosenki i książki. Potrafi też zmienić się w kogoś zwyczajnego. Jak teraz. Siedzi na kanapie z kawą w dłoni w jeansach i swetrze, całkowicie zrelaksowany ciesząc się niedzielnym porankiem.

Zapach kawy dociera do mojego nosa wywołując niemal ślinotok. Jestem spragniona kofeinowego haju tak bardzo, że upuszczam wszystko co trzymałam w dłoniach i dopadam filiżanki stojącej na szklanym stoliku.
Biorę pierwszy aromatyczny łyk i przymykam oczy z przyjemności. Ciepła, czarna jak smoła kawa jest idealnie aksamitka z charakterystyczną goryczką. Na szczęście nie jest bardzo mocna a taką lubię najbardziej.

- Nasze nieplanowane spotkanie w łazience dość mocno skurczyło mój czas. Jeśli mam Cię odwieźć musimy za chwilę wyjść - odstawia pustą filiżankę na blat - Chyba że chcesz zjeść śniadanie to coś Ci zamówię i wrócisz taksówką.

Kręcę przecząco głową wypijając zawartość swojej kilkoma łykami.

- Nie trzeba dziękuję, możemy się zbierać.

- Na pewno? - podnosi się z kanapy i chwyta zamszową kurtkę z wełnianym podszyciem.

- Kawa wystarczy, dzięki.

Zakładam buty na gołe stopy i owijam się ciasno płaszczem. W tym czasie Vincenzo wykonuję telefon do recepcji z prośbą o podstawienie samochodu pod wejście. Kilka chwil później stoimy obok siebie w windzie jadąc na dół.
Cisza między nami jest lekko niezręczna. Poranny spacer wstydu jest tym gorszy, że on mi towarzyszy.
Zauważam, że zerka czasem w moim kierunku.

- Coś nie tak z moim wyglądem?

Chrząka lekko i lustruję mnie wzrokiem z góry na dół. Wraca nim po chwili do mojej twarzy przecząco kręcąc głową.

- Nie. Wszystko w porządku. Po prostu bez makijażu i tej fryzurze wyglądasz inaczej.

- Inaczej?

- Młodziej. - doprecyzował - Jak studentka, która zaszalała.

Delikatny krzywy uśmiech wypływa na jego usta. Czuję jak na policzki wypływa rumieniec. Cóż on w tym wydaniu też wygląda młodziej. Tyle, że w swoim nienagannym stroju niczym z okładki magazynu modowego całkowicie różni się od mojego niechlujnego wyglądu. Na pewno nie przypomina studenta. Raczej młodego w pełni dojrzałego mężczyznę który jest gotowy by brać z życia garściami.

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz