Spóźnione postanowienie noworoczne.

1.7K 75 2
                                    

          Nabawiłam się zapalenia oskrzeli. Dzięki Bogu nie płuc ale wydłużyło to moje chorobowe o jeszcze jeden tydzień. Po antybiotyku przez kilka dni byłam osłabiona aż pewnego dnia wstałam rano z łóżka czując się jak nowo narodzona. Okropny kaszel męczył mnie jeszcze czasami ale generalnie rzecz biorąc byłam już prawie zdrowa.

Przez te dwa tygodnie spędzone w domu miałam czas żeby poukładać sobie w głowie. Zrobiłam nawet listę za i przeciw pomysłowi Kate spędzenia jednej nocy z mężczyzną który zawłaszczył wszystkie moje myśli i strona przeciw była znacznie dłuższa niż ta druga.
Dlatego właśnie mój dziennik przyjął wiele fantazji i rozsterek żebym dziś wchodząc do biura patrzyła na mojego szefa bez obawy że zaleją mnie wspomnienia i uczucia z Sylwestra.
Oddzieliłam tą część swojego umysłu grubą ścianą która pozostanie nietknięta przez kilka następnych godzin.

Dla dodatkowego mentalnego bezpieczeństwa ubrałam się dziś bardzo skromnie. Klasyczne czarne eleganckie spodnie z prostymi nogawkami, do tego koszula ze stójką w kolorze tropikalnej zieleni.
W czasie mojej choroby mechanik przywiozł moje Złotko więc jeszcze w samochodzie na podziemnym parkingu zmieniam kozaki na czarne lakierowane szpilki.
Zaparkowałam obok czarnego sportowego samochodu Vincenza i przez myśl przeleciało mi wspomnienie jak porównałam do niego jego właściciela. Patrzę teraz na swojego czerwonego Garbusa dochodząc do wniosku że ja również pasuje do swojego samochodu. Kontrast między nimi kiedy stoją zaparkowane obok siebie? Tak ogromny że bolą oczy co tylko utwierdza mnie w słuszności decyzji którą podjęłam.
Zapomnę o tym niezręcznym momencie i nigdy więcej do niego nie wrócę. NIGDY.
Z tylnego siedzenia zabieram torebkę i koszulę którą odebrałam z pralni w drodze do biura i idę do windy.

Podczas jazdy dosiadają się do mnie inni pracownicy z naszego piętra ale ku mojemu zdziwieniu jako jedyna wysiadam na samej górze.
Co jest do cholery?
Albo w czasie mojej nieobecności budynek magicznie powiększył się o jeszcze jedną kondygnację albo nigdy tak naprawdę nie pracowałam na ostatnim piętrze bo widok który mam teraz przed oczami jest dla mnie całkowitą nowością.

Część biurowa gdzie wcześniej jak mróweczki pracowali ludzie w otwartej przestrzeni zamieniło się na przeszklone eleganckie gabinety, a każdy z nich ma przepiękny widok na panoramę miasta. Po drugiej stronie rozciągają się sale konferencyjne również w całości przeszklone nie licząc ścianek oddzielających na których wiszą tablice multimedialne.
Każdy mebel został wymieniony na nowy. Dosłownie wszystko utrzymane jest w kolorze głębokiej czerni połączonej z naturalnym drewnem i głęboką, żywą zielenią. Nawet podłoga wcześniej pokryta białymi dużymi kafelkami dziś połyskuje na czarno.
Jest bogato i elegancko zupełnie nie przypomina to typowego biurowego stylu który panował tu wcześniej.
Po prawej stronie od windy oddzielony żywymi ogromnymi roślinami jest kącik który przyciąga moją uwagę. Idąc w tamtym kierunku rozglądam się na wszystkie strony ale wokół nie ma żywej duży.
Jak się okazuje oddzielona część jest czymś w rodzaju strefy wypoczynkowej. Są tu stoliki, kilka foteli oraz ogromny ekspres stojący na jednej z dwóch szafek. Nad nim zawieszona jest długa półka z symetrycznie wręcz ułożonymi filiżankami.
Koniec ze skakaniem po blatach żeby cokolwiek ściągnąć.

Cofam się do windy z zamiarem zjechania na niższe piętro żeby dowiedzieć co u diabła wydarzyło się kiedy byłam nieobecna ale z najdalej wysuniętego gabinetu bez przedniej ściany wychodzi Vincenzo.
W czarnym jak smoła garniturze wygląda jak Pan i władca na swoich włościach.
Podchodzi do mnie powoli z dłońmi w kieszeniach.

- Witam z powrotem Panno Davis mam nadzieję, że doszła Pani do siebie. - przystaje jakieś dwa metry ode mnie.

- Dzień Dobry Panie Santoro - odpowiadam - tak dziękuję czuję się już całkowicie dobrze.

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz