Układ

1.7K 151 9
                                    

          Mój genialny pomysł uratowania projektu zostaje wynagrodzony nadgodzinami jakie muszę spędzić w biurze żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik przed wyjazdem Vincenza.
Udało mu się namówić Leandra do pomocy i jeszcze dziś mają spotkać się w klubie golfowym z facetem który ma uratować nam tyłek a przez to, że zwolnił wszystkich którzy brali udział w tym projekcie cały bałagan zwalił się na moją głowę.
Dlatego właśnie zamiast siedzieć z przyjaciółką w jakimś barze i plotkować niczym napalone nastolatki siedzę w opustoszałym już biurze zakopana w stercie dokumentów.

Kate nie była zachwycona wiadomością, że musimy przełożyć nasze pogaduchy i zapowiedziała, że odbijemy sobie to w sobotę. Mamy wolne więc nie będę miała jak wykręcić się pracą a w centrum będzie miało miejsce otwarcie jakiegoś nowego klubu. Podobno brat Sereny naszej młodszej księgowej zatrudnił się tam jako ochroniarz i tego wieczoru będzie stał na bramce więc mamy gwarantowane wejście. Oczywiście idziemy tam we trzy więc raczej nie będzie okazji żeby Kate mnie przemaglowała chyba że Serena jak zawsze wystawi nas dla jakiegoś kolesia którego pozna w środku.

Zanim dołączyłam do tej zwariowanej paczki nigdy bym nie pomyślała, że ta skromna miła dziewczyna chowająca się za ogromnymi okularami i stonowanymi strojami to istny demon gdy tylko przekroczy próg klubu. Dosłownie. Zmienia się nie do poznania nie tylko pod względem charakteru. Mocny makijaż i dopasowane seksowne stroje nadają kształtu tej specyficznej energii którą ją wtedy otacza a ona z niepozornej spokojnej dziewczyny staje się kobietą obok której żaden mężczyzna nie przejdzie obojętny. Ale dopiero kiedy wejdzie na parkiet dzieje się magia. Serena kocha dawać ponieść się muzyce a muzyka kocha brać ją w swoje władanie. Mogła bym stać godzinami jak zahipnotyzowana wpatrzona w jej ciało poruszające się wśród tłumu.

Jestem z nich wszystkich najmłodsza a podczas naszych wypadów to ja robię za mamuśkę która wszystkich ogarnia. Jedynie Monica trochę mniej zwariowana od pozostałej dwójki pomaga mi czasem nad nimi zapanować tyle, że w sobotę jej z nami nie będzie. A jeśli zawalę zadanie nad którym właśnie siedzę sama nie dotrę na to wydarzenie bo Vincenzo urwie mi głowę. Nie żartowałam mówić, że jest wymagającym szefem. Naszą piątkowa noc nie daje mi żadnej taryfy ulgowej co z jednej strony mnie cieszy bo nie chciała bym specjalnego traktowania a z drugiej taki as w rękawie mógł by mi kiedyś uratować skórę.

Nigdy wcześniej nie przygotowywałam dokumentów do urzędu patentowego przez co idzie mi to jak krew z nosa. Razem z Panem Rothersem przez rozmowę audio na komunikatorze krok po kroku wypełniamy kolejne wnioski i szukamy odpowiedniej dokumentacji, która musi być razem z nimi złożona.
Żeby było łatwiej się w tym wszystkim połapać wcześniej wydrukowałam dokumenty które do tej pory powstały i posortowałam je tematycznie.
Ostatni raz w takiej stercie papierzysk siedziałam na studiach. Absolutnie za tym nie tęskniłam.

Kilka minut po ósmej wieczorem widzę światełko w tunelu do skończenia tej udręki.
Został nam ostatni wniosek do wypełnienia a dokumenty potrzebne do załączenia odłożone są już na kupce pod ręką.
Odrywam się od pracy na dźwięk dzwoniącej komórki w torebce. Oczywiście jest zakopana na samym dnie więc zanim się do niej dostaje dzwonek się urywa tylko po to by po chwili rozbrzmieć na nowo. Trybiki w mojej głowie dosłownie się zacinają kiedy na ekranie dostrzegam napis że dzwoni „Pan Gbur".
Przez chwilę siedzę jak skamieniała próbując przypomnieć sobie moment zapisywania jego numeru w pamięci telefonu ale ni cholery mi się to nie udaje. Jakim więc cudem to właśnie ma miejsce? Kolejne przychodzące połączenie wyrywa mnie z szoku wiec przesuwam palcem po ekranie modląc się żeby to był tylko jakiś głupi żart bo rozwiązanie tajemnicy które przyszło mi właśnie do głowy ani trochę mi się nie podoba.
Z sercem w gardle przystawiam telefon do ucha i na wydechu mówię.

VincenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz