Rozdział 12

12 1 21
                                    

Zajmowałam miejsce pasażera w samochodzie Lucasa, ponieważ jechaliśmy na imprezę. Miałam wrażenie, że ich życie kręciło się tylko wokół nich. I moje chyba też zaczynało.

Dziwne było to, iż była niedziela. Naprawdę nie mogli zrobić tej domówki wczoraj? Jutro większość ludzi musiało iść do pracy. Imprezę organizował jakiś znajomy Camerona, chyba miał na imię Simon. Jechałam z Luke'iem, Xavierem, Lydią i Amayą. Cameron i Lydia znów byli pokłóceni, więc lepiej było, żeby nie jechali razem. Reszta jechała drugim samochodem, który prowadził Caden.

Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Był to średniej wielkości, dwupiętrowy dom. Weszliśmy do środka całą ekipą, a Cameron od razu poszedł do swojego znajomego, czyli organizatora tej imprezy. Amaya od razu pociągnęła mnie za rękę do kuchni.

- Co chcesz do picia? - zapytała. - Wódkę, piwo czy...

- Na początek wystarczy mi cola - przerwałam jej.

- Spoko - odparła i podała mi butelkę napoju.

Sięgnęłam po kubek, których była tutaj masa. To była chyba gruba impreza, która dopiero się rozkręcała. Nalałam sobie coli, a w tym czasie Amaya zrobiła sobie coś innego, co na pewno zawierało alkohol. Do kuchni wszedł Elias i od razu na niego spojrzałam.

- Amaya, złotko zrób mi to samo co trzymasz - poprosił ją.

Dziewczyna zabrała się za robienie dziwnej mieszanki, a Elias objął moje ramię jedną ręką.

- Co tam? - spytał mnie.

- A co tu? - odpowiedziałam pytaniem.

Chłopak się uśmiechnął, a następnie odebrał od blondynki napój.

- Dzięks - rzucił i wyszedł z pomieszczenia.

***

Pół godziny później siedziałam na kanapie obok Xaviera i Olivii. Amaya obściskiwała się z Zane'em gdzieś z boku, a Crystal podrywała jakiegoś chłopaka. Lydia już chyba pogodziła się z Cameronem, bo poszli gdzieś razem. Elias, Lucas i Caden byli w kuchni.

- Idę do toalety - poinformowałam moich towarzyszy, z którymi prowadziłam przed chwilą ciekawą rozmowę, bo Xavier opowiadał jakaś historię.

Wstałam i skierowałam się przed siebie, bo w sumie to sama nie wiedziałam gdzie znajdowała się łazienka. Dostrzegłam drzwi, które chyba były tymi, których szukałam. Weszłam, załatwiłam swoją potrzebę i wyszłam. Przechodząc obok schodów, zobaczyłam Amayę i Zane'a całujących się. Odkąd mój związek się rozpadł, nie lubiłam patrzeć na związki, ale oni byli słodcy. Wracałam na kanapę, kiedy poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Szybko go wyciągnęłam.

Jake: Widzę cię

Jake: Wyjdź na dwór

Wstrzymałam powietrze na widok wiadomości. Powolnym krokiem wyszłam na dwór, na tył domu. Było tam kilka, a wręcz więcej niż kilka osób. Wśród nich dostrzegam Jake'a. Opierał się o ścianę domu, z założonymi ramionami na piersi i z zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego.

- Hej - rzuciłam cicho.

W sekundę otworzył oczy. Rozłożył ręce.

- Renesme!

I mnie przytulił. Widziałam go raz w życiu, a on witał się ze mną jakby znał mnie od urodzenia. Odsunął się ode mnie i znów oparł się o ścianę, chowając ręce do kieszeni.

- Nie wiedziałem, że chodzisz na takie imprezy - oznajmił.

On o mnie nic nie wiedział. I to był plus.

- Przyszłaś sama?

- Nie, z przyjaciółmi - odpowiedziałam.

Rozejrzał się.

- Jakoś ich tu nie widzę - rzucił. - Chodź.

Ruszył w stronę wejścia, więc poszłam za nim. Szedł po schodach na górę, nie było tam już Amayi i Zane'a. Jake wszedł do jednych z wielu drzwi, a ja za nim.

- Siema, Chłopaki! - krzyknął na wejściu, a jego koledzy odpowiedzieli mu równym krzykiem. - To moja znajoma, Renesme - przedstawił mnie.

Usiadł na ziemi i pociągnął mnie w dół, abym zrobiła to samo. Jeden z jego kolegów, prawie łysy, wysoki chłopak podał mu mały woreczek z białym proszkiem.

- Chcesz? - spytał mnie. Pokręciłam głową, zaprzeczając. - To było pytanie retoryczne.

- Naprawdę nie chcę.

- Próbowałaś kiedyś? - zapytał jeden z facetów.

- Nie - mruknęłam.

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - powiedział Jake. - Dawaj Renesme, raz się żyje.

Wstałam i skierowałam się do drzwi. Nie będzie mnie namawiał do czegoś czego nie chcę.

- Dobra! Sory nie powinienem cię namawiać, nie bądź zła - odparł.

Westchnęłam i odwróciłam się w jego stronę.

- Jake to jest złe - uznałam. - Uzależniasz się.

Pomimo, że go nie znam chcę mu pomóc. Potrzebował pomocy, a najwyraźniej od nikogo jej nie dostał, więc musiałam mu pomóc. Blondyn wstał i przybliżył się do mnie.

- Masz rację - zgodził się ze mną. - Dzisiaj odpuszczę.

Pożegnał się z kolegami i wyszedł razem ze mną. Był dziwny, a ja zdezorientowana.

- Wiesz Renesme... jesteś ładna - powiedział.

- Dzięki? - odpowiedziałam, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie.

Czułam się dziwnie. Bardzo dziwnie. A w momencie, gdy Jake mnie pocałował to już totalnie odleciałam. Ten pocałunek był uzależniający, dawno tego nie czułam. Pozwoliłam mu na to, bo podobało mi się to. Zarzuciłam ręce na jego kark i pogłębiłam pocałunek.

Ale po chwili coś oderwało ode mnie Jake'a. Był to Caden, który go uderzył.

Crazy FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz