Otworzyłam lekko oczy, usłyszałam jakieś pikanie. Pik... Pik... Pik... I tak w kółko. Przekręciłam lekko głowę, a moim oczom ukazał się siedzący obok Lucas. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, ściany były białe, a ja leżałam na jakimś łóżku. Zobaczyłam też stojącego niedaleko Eliasa.
- G-gdzie ja jestem? - zapytałam zachrypnietym głosem.
- O kurwa ona żyje! - krzyknął głośno Elias.
Lucas go zignorował i cały czas wpatrywał się we mnie.
- W szpitalu - odpowiedział. - Miałaś wypadek.
Elias podszedł i zaczął mówić:
- Serio się bałem, że nie żyjesz, ale cieszę się, że jed...
- Zamknij morde i idź po lekarza, Watson - usłyszałam głos Cadena, który stał przy drzwiach. Wcześniej go nie zauważyłam.
Elias przewrócił oczami i skierował się do wyjścia. Caden podszedł i stanął nade mną. Nawet nie przejęłam się, że on tu był.
- Pamiętasz coś?
- Nie...
- Potrąciło cię auto - odpowiedział.
I teraz zaczęłam sobie przypominać. Klub, ławka, do której chciałam się dostać i światła samochodu.
- Wiesz, że się przestraszyłem? - spytał Lucas.
Dbał o mnie jak o własną siostrę i było tak chyba od zawsze. Kochałam Lucasa, kochałam go jak brata. Był jedną z ważniejszych osób w moim życiu, od momentu, w którym zaczęła się nasza przyjaźń. Zawsze mnie wspierał i mi pomagał. Był jedyną osobą - przed tym jak poznałam Davida - która wiedziała, że rodzice się nade mną znęcali. Pomagał mi, a ja próbowałam mu się odwdzięczyć kiedy tylko mogłam.
- Przepraszam...
- Nie, Esme nie przepraszaj, nie o to chodzi - odparł. - Mogliśmy pójść do tego klubu razem. Rozumiem, że może chciałaś być sama, ale...
- To moja wina - przerwał mu Caden.
Gdyby się nie odezwał nie wiem czy powiedziałabym o tym Lucasowi. Nie chciałam obwiniać Prestona, pomimo, iż go nie lubiłam. To nie była jego wina. To była tylko i wyłącznie moja wina, to ja nie uważałam na ulicy. On mnie tylko zostawił w klubie, nikt mnie nie zmusił do picia, sama zdecydowałam, że tego chcę.
- Co? - spytał zdezorientowany Luke.
- To ja zawiozłem ją do tego klubu i ją tam zostawiłem - wyjaśnił Caden.
Chciałam zaprzeczyć, ale do pomieszczenia wrócił Elias z jakimś facetem. Na oko wyglądał na ponad czterdzieści lat i miał wąsa.
- Dzień dobry - powiedział. Nie odpowiedziałam. - Miała pani wstrząśnienie mózgu - Gdy tylko to wypowiedział, poczułam się przerażona. Totalnie nie znałam się na takich rzeczach i może nie było to jakoś bardzo straszne, ale tak brzmiało. - Była pani nieprzytomna... - Spojrzał na zegarek na swojej ręce. - Około trzynaście godzin. Jak się pani czuje?
Zastanowiłam się.
- Dobrze.
- Później zrobimy jeszcze tomografie głowy, a potem będzie pani mogła wrócić do domu.
Wyszedł zostawiając nas samych.
- Dlaczego to ja mam zawsze pecha? - zapytałam, czujac się tak jakbym miała zaraz się popłakać. Całym sercem nienawidziłam szpitali.
Kiedyś trafiłam do szpitala, bo ojciec mnie pobił. Dlaczego? Bo dostałam jedynkę w szkole. Niby taka błaha rzecz, a jednak bolało. Matka powiedziała lekarzowi, że spadłam ze schodów. Nie uwierzył jej i pytał mnie o to kilka razy, ale nie powiedziałam prawdy. Pewnie gdyby ktoś dowiedział się co robią mi rodzice to by mnie zabrali. A ja bardzo nie chciałam błąkać się po jakichś ośrodkach. Przecież mogłam mieszkać na ulicy, to by było gorsze.
Zaśmiałam się na to wspomnienie. Te schody i wszystko, teraz wydawało się to... Śmieszne?
Pewnie chłopaki pomyśleli, że jestem nienormalna, najpierw prawie płaczę, a potem się śmieję.
- Esme! - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę wejścia i zobaczyłam biegnącą do mnie Amayę. Podeszła i mnie przytuliła. - Tak się cieszę, że nic ci nie jest. - Ujęła moją twarz w swoje dłonie i obejrzała ją. Caden wstał, co oznaczało, że oferuje jej miejsce. Amaya wzięła krzesło i przesunęła je bliżej, wydając głośny skrzyp o podłogę. - Jak się czujesz?
- Git. Głodna jestem - oznajmiłam, bo nagle poczułam ogromny głód. - Wystarczy mi jakiś pieprzony baton, ale błagam chcę jeść.
Amaya zaczęła grzebać w torebce.
- Mam tylko wyrzutą gumę.
- Masz - Caden wyciągnął z kieszeni małego batonika proteinowego i rzucił go na moje łóżko.
Uśmiechnęłam się szeroko patrząc na jedzenie.
- Wiesz co, nie jestem pewien czy powinnaś to jeść - stwierdził powoli Elias, stojący na przeciwko mnie.
- Walić to - Już miałam gryźć kawałek batona kiedy ktoś mi go wyrwał. Była to Amaya. - No ej!
- Zjesz po badaniu.
Przewróciłam oczami i spojrzałam prosząco na Cadena, chciałam, żeby ich przekonał.
- Mają rację - przyznał. - Ja tylko chciałem być miły.
- A od kiedy ty jesteś dla mnie miły?
- Od wtedy kiedy prawie przeze mnie umarłaś - odpowiedział. - I od wtedy kiedy prosisz mnie, żebym pozwolił ci zjeść batona - dodał i uniósł prawy kącik ust.
- Po pierwsze to miałam wypadek, tylko ze swojej winy, a po drugie to jestem kurde głodna!
- Po co ty ją wogóle zawoziłeś do tego klubu? - zapytała Amaya, odwracając głowę w stronę bruneta.
- Czy musimy poruszać ten temat? Chyba ważne, że żyję, nie? - odpowiedziałam za niego.
Nie chciałam, żeby inni obwiniali Cadena. To ja dałam się nabrać na to głupie "O chyba widzę mojego znajomego, zaraz wracam." czy jak to tam leciało. A mogłam nie tykać alkoholu.
- Tak, ale dla mnie też jest ważne dlaczego osoba, która cię potrąciła uciekła z miejsca wypadku - oznajmił Lucas.
- Serio? - spytałam. - Cham - dodałam patrząc na Prestona jedzącego batonika, który miał być dla mnie. Zrobił mi jeszcze większą ochotę, aby coś zjeść.
- No - odparł blondyn. - Zgłosiliśmy to na policję, mają sprawdzić kamery.
Ja pierdziele. Jak ja nie lubiłam takiego ciągnięcia jakiejś sprawy. Żyję? Żyję. To po co doszukiwać się sprawdzy, skoro to ja nim byłam? Przeszłam przez środek ulicy do cholery. Nie było tam pasów i usprawiedliwia mnie tylko to, że byłam pijana.
- Ale... To nie tak, że ja to powinnam zgłosić? Nie było was tam.
- Przecież i tak nic nie pamiętasz, do momentu gdy przechodziłaś przez ulicę - powiedział Elias.
- Nie prawda - skłamałam. - Dużo pamiętam...
- Gówno prawda - rzucił Caden, wyrzucając papierek po batonie, po tym przepysznie wyglądającym batonie do śmietnika. Preston oparł się o ścianę. - Skoro tyle wiesz to jaki ten samochód miał kolor?
- Nie wiem, ciemno było. Ty myślisz, że ja na kolory patrzę?
- Ja bym popatrzył - powiedział Cam, który nagle wszedł razem z Lydią.
- Ty to byś wiele rzeczy zrobił inaczej - odpowiedziałam. - Więcej was matka nie miała? - dodałam patrząc na wszystkich tutaj.
- Zane, Liv, Xav i Crystal są w pracy - powiedział Elias.
Lydia mnie przytuliła, uważając, żeby nic mnie nie bolało.
- Dobrze, że jesteś cała - powiedziała.
- No. Dobrze, że nie w kawałkach.
- Przepraszam, czy mogę już zabrać panią na badanie? - zapytała pielęgniarka, która zajrzała do pomieszczenia.
- Mhm - powiedziałam cicho, ale chyba mnie usłyszała.
CZYTASZ
Crazy Friends
RomancePierwsza część dylogii "Crazy" Dwudziestoletnia Renesme Jones prowadziła spokojne życie dopóki nie okazało się, że narzeczony zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką. Renesme zostaje wyrzucona z firmy jej narzeczonego i z jego mieszkania, jednak do...