AGON: 9

14 3 0
                                    


Pan i Pani Faria byli bardzo mili. I bardzo poprawni.

Raz, kiedy z Beą jadłyśmy świeżo pokrojonego arbuza, rozmawiałyśmy z jej mamą, która kroiła cebulę do bacalhau. Rozmawiałyśmy o szkole i stwierdziłam, że nasze pokolenie uczy się bardzo wytrwale, ale zupełnie bezmyślnie. Mama Beatriz odpowiedziała mi tak: „jak się ma zapał to wszystkiego można się nauczyć. Ciężka praca zawsze popłaca. No, ale dobrze, że masz swoje zdanie". Po obiedzie zabrała nas na lody pistacjowe.

Smakowały gorzko.


Skórzane fotele w samochodzie państwa Faria kleiły się do mojej skóry. Powstrzymywałam się od komentarza, obrysowując usta różaną konturówką Beatriz i wcierając jej kokosowy olejek we włosy.

I Francisco myślał, że to ja używałam za dużo kosmetyków. Jasne.

Ja byłam odpowiedzialna za Beatriz, kiedy wypiła za dużo ponchy à pescador, a ona była odpowiedzialna za mój styl. Mi pasowało, że nie musiałam zbyt głęboko wkraczać w skomplikowany dziewczyński świat, a ona chełpiła się tym jak uwielbiałam jej gust i bezgranicznie ufałam wszystkiemu, czym wysmaruje moją twarz, albo poleci się wypsikać.

– Ładnie pachnie ten olejek.

– Co nie? – odparła pani Faria.

Zazdrościłam Beatriz takiej mamy.

Właśnie skręcaliśmy na rondzie przed Serra de Água z widokiem na najpiękniejszą część wyspy – przełęcz Encumeady. Kiedy byliśmy z Francisco mali, zawsze błagaliśmy rodziców, żeby włączyli płytę z soundtrackiem Jurrasic World zamiast radia. Czuliśmy, jakbyśmy wjeżdżali do magicznego świata, z którego nie ma, ani nawet nie pragnie się ucieczki.

Uśmiech zniknął z mojej twarzy, kiedy w radiu zaczęli mówić o zbliżających się Mistrzostwach na długim basenie. Zacisnęłam oczy.

– Ostatni obóz, ostatnie piekło – wyszeptałam do siebie, jak modlitwę. Beatriz spojrzała na mnie z politowaniem.

– Przestań, będzie fajnie!

Nie podzielałam jej opinii; jedyny powód, dla którego zgodziłam się jechać to odpoczynek od rodziców.

Nieco się rozchmurzyłam, kiedy w radiu puścili Watermelon Sugar Harry'ego Stylesa. Bea od razu poleciła mamie zgłośnić, a ona zrobiła to bez wahania.

– Bea ma rację. Będziecie się świetnie bawić. Może poznacie jakichś nowych chłopaków? – Pani Faria poruszyła sugestywnie brwiami.

– Tam nie będzie żadnych chłopaków, oprócz Manuela i Afonso. – odparłam ponuro.

– Jakie smutne jest życie na tej wyspie – Bea udawała, że łka. – Tylko dwóch chłopaków w drużynie i do tego obaj zajęci.

– Przecież i tak ci się nie podobają. – Zapatrzyłam się na taras wodospadów na oddalonym wzgórzu.

– No właśnie. – Wydęła wargi. – Co za skalana rzeczywistość, w jakiej przyszło nam żyć.

Byliśmy od tych wodospadów tak daleko, a wydawało mi się, że mogę rozpoznać każdą kroplę chlupiącej w nich wody i odseparować jedną od drugiej, trzeciej i ostatniej. Gdybym mogła, wypiłabym je kropelka po kropelce, potem bym je wypłakała, a potem się w nich kąpała.

– Mar? – Bea zwróciła mi uwagę.

Mewy przeleciały nad naszym samochodem. Z dziobów skapywała im woda, może właśnie z tych wodospadów. Może też coś tam łowiły, choć pewnie coś z goła innego, niż ja.

– No cóż, czasem tak bywa. – westchnęłam, przywracając moje spojrzenie do normalnej pozycji. – Mieszkamy na rajskiej wyspie, na której jest więcej mew, niż chłopaków.

– Na szczęście wy macie też inne priorytety niż randki – odezwał się pan Faria. – Marisa, powiedz, jak tam idzie projekt Atargatis.

Odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od zielonych wzgórz. Znałam już odpowiedź na to pytanie na pamięć.

– Dobrze, dziękuję. Na jesień wydajemy książkę dla portugalskich szkół, taki przewodnik po narkotykach i procesach uzależnienia, dla nauczycieli i rodziców. Jestem w trakcie pisania skryptu. Pani Gonçalves znalazła idealne wydawnictwo, które inwestuje w naszą szkołę dla lepszej promocji. W wakacje mają nakręcić dokument w szkole.

Wjechaliśmy do tunelu, więc z utęsknieniem powróciłam wzrokiem do samochodu.

– Niesamowite. – Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. – Tylko sponsorzy na lewo i prawo. – Pan Faria spojrzał na Beatriz we wstecznym lusterku.

Beatriz się tym chyba nie przejęła, może nie zauważyła, bo w tunelu było ciemno, ale nie zamierzałam dokładać swojej cegiełki do tego festiwalu bullshitu.

– Bea też ma przecież sponsorów. – zauważyłam. Beatriz posłała mi uśmiech. – No i, ma plan kontynuować swoją karierę pływacką.

Bea posłała mi ostrzegawcze spojrzenie, a ja niemal zachłysnęłam się swoją nieostrożnością.

– A ty nie? – zapytali wraz pan i pani Faria. Mama Beatriz odwróciła się, by spojrzeć na mnie poważnym wzrokiem.

– Nie no, jasne, że tak – zaśmiałam się nerwowo. – Myślałam raczej o tym, że Bea zamierza wyjechać na kontynent, a ja wolałabym tu zostać.

– No, ale przecież nie zostaniesz, prawda? – zauważył, bardziej niż zapytał tata Beatriz. – Musisz kontynuować rodzinną tradycję, każdy Silva studiował na Uniwersytecie w Coimbrze. To tam poznałem twojego tatę.

Potem opowiedział całą historię o tym, jak się poznali przy automacie z napojami.

Słyszałyśmy ją z Beą już kilkanaście razy.

– Silva wolą sprite'a, a Faria pepsi. – podsumowaliśmy jednogłośnie. Wszyscy, oprócz mnie, wybuchli śmiechem.

Pani Faria podała nam za siedzeniem torebkę z kawałkami bolo de mel. Grzeszki z jej dłoni się nie liczyły, za co normalnie ją uwielbiałam.

Ale tego dnia nie byłam w stanie przełknąć ciasta.

Może z rytmu funkcji biologicznych wybiła mnie ta oschła świadomość, że nikt nie brał tego, co mówiłam na poważnie.

Zabiłam Mojego Brata | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz