AGON: 6

21 3 0
                                    

♥︎

Po prysznicu i niedbałym makijażu, o który zbeształaby mnie Beatriz, zbiegłam po schodach z uśmiechem na twarzy. Francisco już od trzech minut wołał mnie z dołu, ale jak on jeszcze po tylu latach nie zrozumiał, że byłam tylko dziewczyną?

W domu unosił się zapach pieczonej espady natartej czosnkiem. Nie mogłam się doczekać, aż wieczorem się w nią wgryzę.

W korytarzu stała mama z założonymi na piersi ramionami.

– Gdzie się wybierasz? – zapytała, topiąc moje podekscytowanie.

– Do szkoły.

– W sobotę? – parsknęła, jakbym sobie z niej żartowała. – Masz zaraz trening.

Widziałam, jak Francisco wycofał się do salonu. Chciał, żebym sama rozwiązywała moje konflikty.

– Dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Narkomanii. Będę przemawiać. – wyjaśniłam z największym spokojem, do którego potrafiłam się zmusić.

– Znów to samo. – westchnęła poddańczo. – A co ciebie obchodzą narkotyki, Marisa? – Dla niej fakt, że wygłaszałam przemówienia w temacie narkotyków był dowodem na to, że sama je brałam. Mama była strażnikiem tradycyjnego wychowywania. – Masz zupełnie niepoukładane w głowie. Zamiast skupić się na egzaminach, ty poświęcasz czas bezsensownym przemówieniom.

– One nie są bezsensowne.

– Zresztą, twoim sponsorom nie podoba się ta cała inicjatywa Atragatsu. Burzy to twój wizerunek. Czemu sportsmenka światowej klasy miałaby się zajmować narkotykami?

Miałam siedmiu sponsorów, między innymi Brisę, TYRa, a nawet ciastka Oreo, co było dość zabawne, biorąc pod uwagę, że nawet rodzice nie pozwalali mi ich jeść. Sponsorowali mój sprzęt i przelewali pieniądze na konto rodziców po każdych zawodach. Nie miałam do niego dostępu, ale gdyby ktoś miał takich rodziców jak ja, też wolałbym udawać, że te pieniądze nie istnieją, niż się z nimi wykłócać. Tak też mi radził Fran, on wiedział lepiej, już przez to przeszedł.

Atargatis.

– Co?

– Mój projekt nazywa się Atargatis.

Dobrze, że nie wiedziała ile z jego powodu miałam zarobić, inaczej to też mogłaby zainkasować.

Mama zignorowała moją poprawkę.

– Sprawdzałaś dzisiaj wyniki? – zapytała.

– Nie.

– Już nie masz najlepszego czasu w Europie. Włoszka zrobiła wczoraj w Mediolanie 1:05:89.

Przełknęłam ślinę.

– No i co? Mam siedzieć w pokoju i płakać?

– Nie, masz się przygotować do treningu.

– Trenerka od dawna wie o przemówieniu i już mi rozpisała trening, robię go o szesnastej.

– Kto by pomyślał, że dziewczyna, która ma walczyć o Mistrzostwo Europy robi rozpisane treningi, zamiast chodzić na normalne. Gdyby tylko twoje rywalki o tym usłyszały, w ogóle, by się nie przestraszyły twojego czasu.

Choć wiedziałam, że nie ma racji, to się zawstydziłam. Przez myśl mi nawet przeszło, co sobie myślał Fran, słuchając tej kłótni. Czy dobrze sobie radziłam? Może on też w rzeczywistości miał mnie za kogoś śmiesznego, tak jak rodzice.

– Nieważne, mam to gdzieś.

Wyminęłam mamę i weszłam do kuchni.

– A czego ty nie masz gdzieś? – Jej głos szedł za mną.

– Jest coś do jedzenia? – Zwróciłam się do taty, otwierając lodówkę.

– A co, ręce z dupy rosną? – zapytał.

Kroił zieloną papryką na desce; zamarzyłam, żeby się zaciął.

– Nie pytałam czy zrobiłeś, tylko czy jest. – wytłumaczyłam.

– Przestań pyskować – wtrąciła się mama.

Żyła na jej szyi zaczęła pulsować.

Trzasnęłam lodówką z bezsilności.

Poczułam w swoich żyłach, jak tym ruchem zawiodłam Francisco.

– Przestań się wygłupiać, bo źle się to dla ciebie skończy. – Jej głos był jak wiertarka, która z niepokojącą lekkością borowała mój mózg.

– Wariatka – wymamrotał tata, nie odwracając wzroku od posiekanej papryki.

– Wy jesteście.

Wyszłam z kuchni, nie mogąc dłużej znieść widoku ich twarzy.

Francisco już czekał na zewnątrz, przytrzymując dla mnie drzwi.

– Wracaj tu, Marisa. – Oczywiście mama szła za nami. – Dzisiejsze dzieci nie mają za krzty rozumu. – Widząc, że jej nie słuchamy, sięgnęła po swój klasyczny tekst: – Ja tutaj rządzę.

Nie mogliśmy powstrzymać śmiechu, choć serce mnie uwierało.

– Ci którzy naprawdę są u władzy, nie muszą żądać. – Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.

Przebiegliśmy po zacienionej platanami kamiennej ścieżce, zmierzając w stronę Largo de São Sebastião.

Kiedy mama już nie mogła nas usłyszeć, wybuchliśmy głośnym śmiechem. 

Zabiłam Mojego Brata | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz