Uwielbiałam zimne wieczory, szczególnie te kiedy po ciężkim dniu mogłam usiąść nad jeziorkiem i wpatrywać się w dal z pustką. Oczywiście mówiąc, że lubię zimne wieczory nie miałam na myśli tych kiedy o mało nie zmarzłam na śmierć na drewnianych deskach.
Chociaż zawsze przybywałam tu sama, dziś niestety albo i stety miałam tu towarzysza. Był nim szatyn, który przez ostatni tydzień ubiegał się o jakąkolwiek uwagę z mojej strony.
Po ostatniej imprezie u Torres'a bardzo oddaliłam się od Gaviego. Zaczęliśmy się częściej kłócić przez co reszta naszych znajomych miała już nas dość. Choć z dnia na dzień widziałam ich obojętna minę gdy sprzeczałam się o najmniejsze drobnostki z piłkarzem. Wydaje mi się, że z dnia na dzień po prostu się do tego przyzwyczaili więc nie reagowali.
Nienawidziłam go tak bardzo, że aż na samą myśl o tym iż brunet siedzi tuż obok mnie przeszedł dreszcz. A to wszystko się zaczęło od tego, że chciałam porozmawiać z nim o tym co powiedział mi w samochodzie gdy byłam kompletnie pijana.
W skrócie. Kiedy w końcu przypomniałam sobie coś z imprezy, odrazu zeszłam do Gaviry. Trochę się krępowałam, bo po części były to tematy miłosne. Albo mi się tak tylko wtedy zdawało. Kiedy powiedziałam mu o tym, że pamiętam jak mi to powiedział to on tylko wyśmiał mnie, że to był żart i mówił to nie na poważnie. Dodał jeszcze, że był po kilku kieliszkach alkoholu więc na pewno nie myślał racjonalnie więc gadał głupoty. Uwierzyłam mu chociaż nie powiem trochę się zawiodłam. Myślałam, że coś do mnie czuł, więcej niż przyjaźń lecz nic bardziej mylnego. Z resztą na co ja liczyłam? Sama nie widziałam pomiędzy nami więcej niż znajomość, ale jakoś delikatnie mnie to ruszyło, bo zrobiłam sobie nadzieję. To właśnie od tamtego momentu zaczęliśmy się kłócić o wszystko i wyzywać od najgorszych, ale pomimo tego mieliśmy do siebie szacunek i nie narażaliśmy swojej wzajemnej prywatności. Gdy ktoś kogoś potrzebował, byliśmy przy sobie choć się nienawidziliśmy wspieraliśmy się, nie zapominając sobie dogryzać.
- to jak
- co
Brunet przewrócił oczami w taki sposób, że, aż miałam ochotę zwrócić śniadanie. Zirytowało mnie to bardzo.
- no czy ci pedri wybaczył - wzniósł dłoń do góry poprawiając rękaw swojej bluzy którą po kilku sekundach ściągnął i zawiązał na mnie.
Poczułam nagłe ciepło. Motylki w brzuchu zaczęły robić czterdzieści czwarte okrążenie lecz szybko się ich pozbyłam przypominając sobie iż nienawidzę bruneta po tym jak mnie potraktował i teraz jesteśmy tylko znajomymi.
- ah no tak - rzekłam układając podbródek na swoich zwiniętych kolanach.
Z Pedrim trzy dni temu pokłóciliśmy się o to, że nie będzie mnie na tak ważnym dla nich meczu z powodu spotkania. Chłopaka nie interesowało to z kim miałam zamiar się spotkać lecz bardziej wkurzał fakt, że postawiłam tą osobę na pierwszym miejscu, a ich na ostatnim. Miał rację. Jestem jebaną idiotką, która sama nawet nie wie czego chce. Byłam zagubiona w momencie w którym wydarłam mu prosto w twarz że go nie nawidzę. Oczywiście, że tak nie było. Był jak mój starszy brat martwiący się o mnie, a ja tego nie doceniałam.
Znów zaczęłam siebie obwiniać, co nie spodobało się też mi samej. Nie panowałam na tym i gdyby tylko wiedziałam, że to moja wina i wszystko zepsułam, ręce drżały mi jak szalone, a oczy latały dookoła nie wiedząc czego się mają czepić, żeby atak paniki minął. Nic bardziej mylnego. Nogi zaczęły również szybko skakać do góry wywołując przy mnie większy atak. Do tego serce biło mi jak szalone.
Po kilku minutach nadeszło coś czego się najbardziej obawiałam. A mianowicie trudności z oddychaniem. Zaczęłam się dusić własnym powietrzem przy tym je łykając jakby to była co najmniej woda.
CZYTASZ
Everywhere with You | Pablo Gavi
RomanceZoe Martínez to 18-letnia mieszkanka Barcelony mieszkająca ze swoją współlokatorką, Inez. Zoe to dość wrażliwa dziewczyna o ciekawym charakterze. Kiedy ktoś próbuje nawiązać temat o jej byłym chłopaku, odbiega o niego. Jednak pewnego dnia na siłowni...