19 Iskry radości w oczach

4.6K 138 95
                                    

pov: Collin Steward

23 lata wcześniej...

- Od dziś ja tu rządzę – mówi do nas zadowolony wujek John. Zastanawia mnie, z czego on się tak cieszy, w końcu dopiero co wróciliśmy z pogrzebu mamy, gdzie wszyscy byli bardzo poważni i płakali. Nawet on. Wystarczyło, że weszliśmy do domu, a jego nastrój od razu się zmienił.

- Kiedy Lissy wróci do nas? - pyta Cay. Bardzo trudno jest mu pogodzić się z tym, że nie ma mamy i siostry. Do tej pory to Clarissa zawsze się nami opiekowała, gdy mama musiała gdzieś wyjechać, a teraz... mama nie żyje, a Lissy nie wyszła ze szpitala. Zostaliśmy tylko z wujkiem.

Tyle dobrze, że zgodził się zamieszkać w naszym rodzinnym domu, który znaliśmy i uwielbialiśmy. Rezydencja rodziców była wielka i dość klasyczna: tradycyjny jasny, piętrowy budynek z wieloma balkonami i solidnymi kolumienkami, które podtrzymując taras głównej sypialni tworzyły jednocześnie eleganckie wejście od frontu domu. W pomieszczeniach pełno było antyków, gdyż tata był zapalonym kolekcjonerem, a mama kontynuowała tradycję również po jego śmierci.

- Clarissa wróci, jak lekarze ją puszczą. Chciałem zabrać ją dzisiaj, żeby nie jeździć milion razy, ale nie chcieli się zgodzić, chuje – odpowiada wujek. Od razu rusza też do barku i zaczyna oglądać butelki z alkoholem.

- Nie przeklinaj! Mama mówi, że to nieładnie – poucza go Cay i zaraz rumieni się, bo John rzuca mu tak groźnie spojrzenie, że brat momentalnie zaczyna się wstydzić własnych słów.

- Nie słyszałeś, gówniarzu! Od dziś ja tu rządzę, a wasza droga matka nie ma nic do gadania, bo, że tak powiem, gnije sześć stóp pod ziemią – zaczyna się nieprzyjemnie śmieć.

Widzę, że Cayden za chwilę się rozpłacze. Krzywi się, jakby tylko sekundy dzieliły go od wybuchu.

- A teraz spierdalajcie do swoich pokoi i nie kręćcie mi się pod nogami, bo pożałujecie! Już! Won mi stąd! - krzyczy wuj i zbliża się do nas, jakby chciał nam coś zrobić, dlatego też łapię szybko Caya za rękę i ciągnę w stronę schodów na piętro.

Gdy zamykamy się w jego pokoju, brat zaczyna płakać. Poklepuję go po ramieniu, bo przecież jestem chłopakiem i nie mogę się zachowywać jak baba, ale on jest mały i jeszcze może rozpaczać. Nikomu o tym nie powiem.

- Col, co teraz z nami będzie? - pyta, kiedy tylko jest w stanie coś wydusić z siebie. Podaję mu paczkę chusteczek, żeby wydmuchał nos, bo widzę, że tego potrzebuje.

- Wszystko będzie dobrze. Clarissa niedługo wróci i się nami zajmie. Najważniejsze, że jesteśmy razem w naszym domu i z ludźmi, którym ufamy – tłumaczę mu cierpliwie. Wszyscy pracownicy rezydencji są dla nas bardzo mili i troskliwi. 

Wierzę, że z nimi damy radę wytrzymać i nawet wujek w końcu zobaczy, że jesteśmy grzeczni i nie trzeba na nas krzyczeć, bo my dużo rozumiemy. Cay może trochę mniej, bo jest mały, ale ja wiem już wszystko i na pewno go nauczę.

- Co znaczy, że komuś ufamy? - pyta. Uśmiecham się z wyższością i zaczynam mu tłumaczyć.

- To znaczy, że czujemy się przy nich bezpiecznie i wiemy, że pomogą nam bez względu na wszystko.

- Collin, wiesz co? - brat spogląda na mnie załzawionymi oczami – to w takim razie ja tobie ufam. I Lissy. Jane, Vanessie i Antonio – wymienia rodzinę i najbliższych pracowników – ale temu nowemu wujkowi to nie ufam. Ja się go boję – wykrzywia się żałośnie i znów zaczyna płakać.

Robię coś bardzo niemęskiego i go przytulam. Dobrze, że nikt tego nie widzi.

- Nie płacz, Cay. Obiecuję, że nie dam cię nikomu skrzywdzić, wiesz? Jesteś moim małym bratem i zawsze będę cię chronił, nawet od wujka Johna – dodałem. Sam zaczynałem się go bać, ale nie mogłem powiedzieć tego Caydenowi, bo inaczej nie dałby się uspokoić. Zawsze zazdrościł, że jestem starszy, poważny, a on to dziecko, które musi się mnie słuchać, ale w końcu to on miał tylko siedem lat, a ja już dziesięć.

W jego rękach [18+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz