Jazda na Gratce

719 88 0
                                    

Galopowałyśmy tak przy drodze przez jakiś czas, aż dom zniknął nam z pola widzenia. Potem Gratka skręcała z jakieś ścieżki. Wtedy dopiero, kiedy klacz przeszła do stępa, zrozumiałam co zrobiłam. Kometa jest gdzieś, niewiadomo gdzie i nawet nie wiadomo, czy w ogóle jeszcze żyje. To była tylko i wyłącznie moja wina. Jakby tego jeszcze było mało, galopowałam na nierozgrzanym, nie podkutym kucu po asfalcie. I to bez siodła, bez ogłowia, bez kantara. Co mnie wogóle naszło, żeby to zrobić. Znowu przypomniałam sobie o okropnym bólu głowy, jednak teraz był już mniejszy. Robiło się ciemno, więc zaczęłam się powoli rozglądać. To Gratka prowadziła, więc nie wiem gdzie byłyśmy, ani którędy do domu. Pomyslałam, żeby porozglądać się przy okazji za Kometą.
Kiedy Gratka tak stępowała krętymi ścieżkami, pomyślałam że pewnie wie gdzie idzie. Więc położyłam się na jej grzbiecie. Ten ruch, kiedy tak stępowała był tak kojący, że prawie odrazu zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, rozejrzałam się.
- znam to miejsce - powiedziałam i uściskałam Gratkę. Byłyśmy na skraju lasu przy ścieżce prowadzącej do domu. W oddali widziałam juz stajnie i pastwiska. Kiedy się zbliżyłam, zobaczyłam także mamę prowadzącą karą klacz rasy angielskiej. To była Kometa. Uśmiechnęłam się i nie czułam już bólu głowy. Dojechałyśmy do domu i wyjaśniłam rodzicom, że pojechałam szukać Komety. Na szczęście mi uwierzyli. Nie mogłam tylko jeździć konno przez dwa następne dni za to, że nikomu nic nie powiedziałam. Stęskniłam się za swoim pokojem. Weszłam do środka i ucieszyłam się, że znowu tu jestem. Pokój miał ściany kolorów zachodu słońca. Przy łóżku namalowany był fryz stojący dęba. Podeszłam tam i odrazu zasnęłam. To był dzień pełen wrażeń.

KarmelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz