Skoki

555 69 0
                                    

W niedzielę postanowiłam, że spróbuję nakłonić Karmela do skoku przez przeszkodę. Rano zjadłam duuuuże śniadanie i dorzuciłam kilka smakołyków do paszy Karmela. Będzie miał niespodziankę, kiedy wróci z treningu. Na dużej ujeżdżalni ustawiłam niskiego krzyżaka i wzięłam konia na lonżę. Poćwiczyłam z nim tak, jak zwykle, tylko tym razem na czworoboku. Po rozgrzewce poszłam z ogierem na drugą połowę ujeżdżalni, gdzie stała przeszkoda i popędziłam go do galopu. On się zatrzymał, powąchał ją i przeskoczył z pozycji stojącej nie dotykając poprzeczki. Jego zachowanie mnie zdziwiło. Nie sądziłam, że tak zareaguje. Poprowadziłam go jeszcze raz i tym razem przeskoczył idealnie. do przeszkody i w najlepszym momencie jego nogi wybiły się w powietrze. Przeskakiwał przez przeszkodę z dużym zapasem. Jednak nie skakał tak, jak inne konie. Wybijał się jak najwyżej i najdalej i wkładał w to całe serce. Wyglądało to zjawiskowo, więc trochę mu ją podwyższyłam. Po kilku różnych wysokościach ostatnią, jaką przeskoczył była stacjonata o wysokości 80 cm. Ani razu nie dotknął poprzeczki. Po udanym treningu zaprowadziłam konia do stajni i poszłam do domu. Tam zadzwonił mi telefon.
- cześć, masz czas po południu ? - zapytał Jasper
- nie, wtedy będę ćwiczyć skoki z Karmelem.
- skakałaś już z nim ?
- tak, przed chwilą na lonży. A co ?
- nic, tak pytam. Jego ojciec był czempionem w skokach, a matka w ujeżdżeniu. Kiedy się urodził, zakładali że będzie wyskoko skakał i swietnie sobie radził ujeżdżeniowo.
- to super
- a ile mu ustawiłaś ?
- stacjonatę 80 cm.
- wow !
- jak chcesz, to możesz potem przyjechać i sam zobaczyć.
- ok. A koło której ?
- może tak po szesnastej
- to do zobaczenia.
- pa.
Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam na górę spakować się do szkoły.
Jasper nie przyjeżdża już do pomcy przy moim koniu, ale czasami zapraszam go, żeby zobaczył jak mu idzie. Kiedy przyjeżdżał, trochę mnie denerwowała jego obecność, a teraz to że za rzadko się widujemy.
Kiedy już miałam odrobione lekcje, pojechaliśmy całą rodziną do restauracji na obiad, a po powrocie przeczytałam kilka rozdziałów lektury szkolnej.
"Już jestem przed stajnią" - napisał do mnie Jasper.
Pobiegłam szybko do stajni.
- cześć, jak tam nasz kasztanek ? - zapytał.
- cześć, dobrze. Zaraz ci pokażę, co potrafi. - poszłam po lonżę i wyprowadziłam konika na krytą ujeżdżalnię. Tam niestety jeździła Kayla.
- hej. - przywitała się.
- hej. Ile jeszcze będziesz jeździć ?
- właśnie szykowałam się do skoków. Ale jak chcesz poćwiczyć z Karmelem, to wchodź.
Wprowadziłam konia na ujeżdżalnię i go rozgrzałam. Kayla ustawiła dość duży tor, więc odpięłam lonżę, a on pojechał za Diamentem. Kayla przejechała przez trzy cavaletti i potem najechała na pierwszą przeszkodę - stacjonatę o wyskokości 50 cm. Diament dotknął poprzeczki, ale na szczęście nie spadła. Karmel skoczył za nimi jak zwykle z dużym zapasem i bez zrzutki. Następna miała 80 cm. Potem przeskoczyli przez metrowy okser i podwójny szereg o wysokości 60 cm i 80 cm. Ostatnią przeszkodą był 120 centymetrowy okser. Diament zatrzymał się przed przeszkodą, a Kayla prawie wyleciała z siodła. Najbardziej zmartwiłam się Karmelem, który właśnie pokonał przedostatnią przeszkodę i pędził prosto na nich. Karmel zarżał porozumiewawczo do Diamenta, który odsunął się i zrobił miejsce rozpędzonemu ogierowi. Było widać, że uwielbia szybkość, jednak z tą prędkością mógł nie wyhamować przed ścianą i zrobić sobie krzywdę.
- Karmel ! - krzyknęłam, ale mnie zignorował. Wybił się w powietrze, podwinął tylne nogi, a przednie wystawił do przodu i wylądował na ziemi. Zahaczył tylko o poprzeczkę i wydawało się, że spadnie, ale ta tylko się poruszyła. To było niewiarygodne. Po minie Jaspera wnioskuję, że był jeszcze bardziej zaskoczony niż ja. Podbiegłam szybko do siostry, a mój chłopak pobiegł złapać rozpędzonego konia.
- wszystko w porządku ? - spytałam zdenerwowana.
- tak, jasne. Jest ok. - ulżyło mi. - czy.. on zawsze tak pędzi ?
Wskazała na na mojego konia drżącą ręką.
- tak.
Kayla wsiadła na Diamenta i kłusem wyjechała z ujeżdżalni.
Pozbierałam przeszkody, a w tym czasie Jasper rozkłusował i rozstępował Karmela. Potem zaprowadziliśmy go na wybieg.
Szliśmy jeszcze z Jasperem do stajni, posprzątać boks, po czym miał jechać do domu.
- odprowadzić cię ? - zaproponowałam po drodze do stajni.
- o nie. Nie ma takiej opcji. Po tym, co się ostatnio stało, lepiej mnie już nigdy nie odprowadzaj. - zaśmialiśmy się.
Po wyjściu Jaspera, nakarmiłam Karmela i wprowadziłam go do boksu. Potem trochę mi się nudziło, więc zaplotłam mu warkoczyki na grzywie i kłosa na ogonie. Wyszczotkowałam go jeszcze i pozamiatałam stajnię. Później poszłam do pokoju i położyłam się spać.

KarmelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz