Powrót do domu

574 66 1
                                    

Minął już tydzień odkąd ja i Jasper oficjalnie jesteśmy parą. Tego dnia wróciłam do domu. Kiedy dojechałam na miejsce odrazu wybiegłam z samochodu i pierwszym miejscem, które chciałam zobaczyć był boks Karmela. Jednak tam go nie było. Poszłam więc na wybieg i zawołałam go po imieniu. On spojrzał w moją stronę i do mnie przybiegł. Położył głowę na moim ramieniu, a ja go uściskałam i pogłaskałam po szyji. Potem przeskoczyłam przez płot i odruchowo wsiadłam na jego grzbiet. Przycisnęłam łydki i po chwili galopowałam już po wybiegu na moim ukochanym koniku. Było cudownie. Przyłączyły się do nas jeszcze cztery inne konie. Wokół nas był biały śnieg, a na horyzoncie ośnieżony las.
Niestety, wszystko co piękne kiedyś się kończy. A mi musiała przerwać mama. Wołała mnie, a ja zwolniłam konia do kłusa i podjechałam do ogrodzenia. Reszta koni galopowała dalej po pastwisku. Tak chciałam się do nich przyłączyć.
- Lisa ! masz zsiadać z tego konia ! Ty chcesz żebym dostała zawału ?!
- ale dlaczego ?
- a ty się mnie jeszcze pytasz dlaczego ? Dopiero co wyszłaś ze szpitala, a pierwsze co robisz, to wsiadasz na konia i galopujesz sobie po pastwisku bez siodła i ogłowia
- to się nazywa jazda oklep
- już nie przesadzaj, dobrze wiem jak to się nazywa. Masz zsiąść i to już !
- no dobra, już schodzę. - zsiadłam, a Karmel odwrócił się i pogalopował do innych koni.
- a teraz do domu ! A jeśli chcesz wyjść na dwór to chociaż ubierz się cieplej.
- wtedy będę pogła pojeździć ? - spytałam słodkim głosem, a mama patrzyła na mnie z wściekłością. - z siodłem i ogłowiem ?
- zwariowałaś ?! Masz szlaban na jadę konną
- ale mamo !
- do odwołania. A teraz biegiem do domu !
Odwróciłam się i pobiegłam do domu. Tam ubrałam kurtkę i znowu wyszłam na zewnątrz. Po drodze minęłam się z mamą, która patrzyła na mnie wściekle.
- no co ? Chyba mogę wyjść z domu, nie ?
Ona nie odpowiedziała, tylko weszła do środka, a ja poszłam do stajni. Wzięłam z tamtąd kilka smakołyków dla Karmela i pobiegłam z nimi na wybieg. Mój koń odrazu mnie poznał. Tak bardzo chciałam na nim pojeździć, ale kiedy wsiadłabym na niego ktoś odrazu kazałby mi schodzić. Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł. Nie pozwolili mi jeździć, a le nik mi nie zabraniał iść z nim na spacer.
- za chwilkę wracam - szepnęłam do Karmela i poszłam do siodlarni. Po drodze minęłam się z Tomem.
- jakby ktoś pytał gdzie jestem, to poszłam z Karmelem na spacer do lasu.
- ok.
Wzięłam uwiąz i przypięłam go Karmelowi. Wyprowadziłam go z pastwiska i poprowadziłam w stronę lasu. Kiedy doszliśmy dość daleko, gdzie nikt mnie nie widział, przywiązałam uwiąz z drugiej strony kantara i wspięłam się na grzbiet konia.
Scisnęłam go łydkami, a on po chwili ruszył stępem w głąb lasu. Nie kierowałam nim, tylko pozwoliłam mu prowadzić. Jasper świetnie sobie z nim poradził. Było mi trochę przykro, że nie widziałam jak zmaga się z lękami i że to nie ja mu pomogłam. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam, że Karmel przyspieszył do kłusa. Kiedy wyjechaliśmy z lasu na przestrzenne pola, przycisnęłam łydki do jego boków, a on płynnie przeszedł do galopu. Koń cały czas przyspieszał, a kiedy myślałam że szybciej się już nie da, przeszedł do cwału. Czułam się wolna. Było cudownie. Cóż, moja wolność trwała przez jakieś 30 sekund, kiedy zobaczyłam swoją siostrę na Pralince. Kiedy mnie zobaczyła cwałującą po polu oklep zbladła tak, że prawie jej nie poznałam. Krzyczała coś w moją stronę, ale jej nie zrozumiałam. Pewnie chciała żebym się zatrzymała. Normalnie to bym ją pewnie zignorowała i jechała dalej, ale nie chciałam żeby mama się o tym dowiedziała. Przeszłam więc do galopu i skręciłam w jej stronę. Później zwolniłam do kłusa i do stępa. Zatrzymałam się przed Kaylą.
- proszę tylko nie mów nic rodzicom.
- właśnie cwałowałaś oklep przez pola zaraz po wyjściu ze szpitala i jeszcze prosisz żebym nic im nie mówiła ? - Kayla była na mnie wściekła i do tego blada jak ściana.
- eeee.. tak ?
-...
- przecież nie muszą wiedzieć. Nic mi się nie stało, a jakbyś im powiedziała to i tak nie cofniesz czasu. Tyle tylko że miałabym szlaban.
- no dobra. Ale już bez takich szaleństw. A jeśli chcesz pojeździć, to nie sama.
- ok. Ale dlaczego ? Przecież tylko złamałam rękę. Która się już zrosła.
- sama dobrze wiesz, że obrażenia były większe, a ty powinnaś wyjsć dopiero za dwa tygodnie. Musisz bardziej uważać.
- no dobra. Ale nic im nie powiesz ?
- ani słowa.
Jechałyśmy razem w stronę domu. Kayla nie wyglądała na szczęśliwą. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. Ona świetnie potrafiła ukrywać emocje. Może znowu pokłóciła się z rodzicami. Kiedy wrócimy razem do domu jej sytuacja jeszcze się pogorszy. Na to już nie mogłam nic poradzić. A pewnie nie pozwoliłaby mi się oddalić. W końcu zatrzymaliśmy się przed stajnią.
- to zsiadaj z konia zanim ktoś cię zobaczy. A ja jadę. Pa - przejażdżki to był jej sposób uciekania od problemów.
- cześć.
Nie zdążyła jednak odjechać. A ja nie zdążyłam zejść z konia.
- dziewczyny ! - biegł w naszą stronę tata.
- co ty robisz na tym koniu ?! Złaź i zaprowadź go do boksu ! - następnie zwrócił się do Kayli. - a ty to samo. I co to za pomysł ?!
- jaki ?
- z wyprowadzką. - odwróciłam się gdy to usłyszałam.
- możemy pogadać o tym kiedy indziej ?
- pewnie. Sprawdzę w grafiku. Może wtorek ? - powiedział ironicznie tata. - rozmawiamy tu i teraz.
- skąd o tym wiesz ?
- mama mi powiedziała. I mi nie podoba się ten pomysł tak bardzo jak jej.
- ale ja nie mogę tu nic zrobić. Dajecie mi same zakazy !
- nie podnoś na mnie głosu !
- ty też podnosisz. - Karmel w tym momencie parsknął.
- Lisa, do stajni z tym koniem.
Odprowadziłam konia i reszty rozmowy nie słyszałam.
- no wielkie dzięki. - powiedziałam do Karmela kiedy dawałam mu marchewkę, na co on parsknął radośnie.
Kiedy wyszłam ze stajni, tam już nikogo nie było. Widziałam tylko jak tata prowadził Pralinkę.
Pobiegłam na wybieg przy drugiej stajni.

KarmelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz