Ten rozdział jest nieco krótszy, ale obiecuję, że następne będą dłuższe. Pozwólcie mi się rozkręcić. Miłego czytania!
Dzisiejszy poranek był nieco inny niż zwykle. Mama była w okropnym humorze, przez co strach był się do niej odezwać, by nie zioneła ogniem.
Annabelle Monroe rzadko kiedy się tak zachowywała. Przecież była szanowaną panią prawnik. Zawsze uśmiechniętą i pomocną kobietą, jednak z klasą i wdziękiem. Po tragedii jaka nas spotkała, mama poradziła sobie znakomicie.
- Jest coś na śniadanie? - do kuchni wszedł Michael - mój straszy brat.
Był trzy lata starszy ode mnie i zachowywał się jak pan domu, odkąd nie było w nim ojca. Jakby musiał przejąć rolę drugiego dorosłego w domu.
- Kanapki są na stole - kiwnęłam głową w tamtą stronę - Mama nie ma humoru, więc nie rób problemu.
Prychnął i nic więcej nie powiedział, oddalając się w stronę jadalni.
Moja relacja z blondynem była bardzo dziwna. Czasem byliśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, którzy nie przetrwaliby dnia bez siebie nawzajem. Jednak były też momenty, w których Michael traktował mnie gorzej niż gówno. Byłam dla niego wtedy niczym. Dzisiaj jestem dla niego jak powietrze. Ale na tym właśnie polegała relacja rodzeństwa, prawda? Raz się nienawidzimy, raz kochamy, tak?
Nie miałam ochoty na śniadanie w towarzystwie mojego brata, więc miałam dwie opcje. Pierwsza - poczekać aż zje i spóźnić się na spotkanie z tatą. Druga - zjeść po powrocie.
Wybrałam drugą opcje natychmiastowo i westchnęłam dopijając swoją kawę. Nawyk picia kawy wczepiła we mnie mama, po tym jak skończyłam trzynaście lat. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez kawy.
- Lecę na widzenie! - krzyknełam, informując tym wszystkich przebywających w domu.
- Uważaj na siebie! - odkrzykneła mama.
Moja mama była naprawdę zadbaną kobietą. Zawsze była ubrana elegancko w przeróżne sukienki czy garnitury. Miała długie rozjaśniane włosy, które momentami były w lepszej kondycji niż moje naturalne.
Zgarnęłam kluczyki do samochodu i wyszłam z domu. Już za drzwiami czekał na mnie duży biały pies, ochoczo machając ogonkiem.
- Cześć maluszku - pogłaskałam go po głowie - Już nie jesteś takim maluszkiem.
Namnoms, biały doberman był z nami już około dwóch lat. Jak na swoją rasę, wcale nie był taki groźny. Fakt, faktem, że nie lubił Miachael'a, jednak prócz warczenia na niego, nic nie robił.
- Pozdrowię od ciebie tata - ucałowałam jego główkę.
Wsiadłam do czarnego mercedesa, którego sprezentowali mi rodzice na moje szestaste urodziny. Zanim odjechałam spod domu, puściłam jedną z playlist. Gdy jechałam tak ulicami na przedmieściach, zobaczyłam starszą kobietę idącą poboczem.
- Przepraszam! - zatrzymałam się tuż obok niej - Nie podrzucić gdzieś pani? Jade w stronę miasta.
- Och, dziecko - przystaneła, patrząc na mnie jakbym jej conajmniej z nieba spadła - Nie chce robić ci problemów.
- Żaden problem, proszę wsiadać.
Pochyliłam się mocno i z siedzenia otworzyłam drzwi do miejsca pasażera. Starsza pani wsiadła i zapieła pasy, uśmiechając się do mnie bardzo przyjaźnie.
- Jestem Zinna Monroe - wyciąnełam w jej stronę swoją rękę.
- Jesteś córką Annabelle, pani prawnik? - spytała na co odrazu przytaknęłam - Ja nazywam się Julie Roberts, ale mów mi po prostu Julie.
CZYTASZ
Red Tears
RomanceZinna Monroe, inteligenta, pomocna i przyszła prawniczka. Złote dziecko w oczach rodziny. Siedmnastolatka jak zwykle przychodzi na cotygodniowe spotkanie z ojcem, które odbywa się... No właśnie. Spotkanie odbywa się w więzieniu. Co jeśli pewnego raz...