Rozdział 5

2K 107 10
                                    

Nie zabijcie mnie pls.




Dzisiaj poraz pierwszy odkąd pamiętam, spóźniłam się do szkoły. Byłam zła na wszystkich wokół. Już rano gdy wstałam i nie miałam czasu się pomalować czy też normalnie ubrać, pokłóciłam się z Michael'em, który wyjątkowo dzisiaj wybrał sobie dzień do całkowitego spieprzenia mi humoru.

Nawrzeszczał na mnie, bo zjadłam wieczorem jego płatki i dzisiaj nie zdążyłam wyjść na soacer z psem, przez co wielki Pan musiał to zrobić. Zachowywał się irracjonalnie.

Mamy oczywiście nie było w domu, bo wcześniej musiała wyjść do swojej kancelarii, ale to mnie już nie dziwiło. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.

Więc o to w czarnym dresie, związanymi włosami i zakurzonymi trampkami siedziałam w ławce, nie mogąc się skupić na niczym, poza bólem brzucha. Bardziej dobijało mnie to, że na następnej lekcji miałam mieć wychowanie fizyczne. Mało tego, miało być połączone z dwoma grupami, bo jeden z nauczycieli był chory, a dowiedziałam się tego wszystkiego z wiadomości, którymi rano Isa zbombardowała mój telefon.

Od Isa: Gdzie jesteś?

Od Isa: Nie było cie na matmie

Od Isa: Szczęściara

Od Isa: Martwie sie, napisz cos

Od Isa: HALOOOOO

Wiadomości było znacznie więcej i gdyby nie zadzwoniła, tym samym mnie budząc, nie siedziałabym teraz na geografii.

Dzwonek zadzwonił chwilę przed tym jak prawie zasnęłam na ławce w klasie. Nie wiedziałam co się ze mną działo. Nigdy do tej pory tak nie miałam. Nie zdażało mi się spóźniać, nie skupiać na lekcji, ani do cholery na niej przysypiać. To definitywnie nie był mój dzień.

Z ociągnieniem doszłam do szatni, spotykając tam uradowaną Harp, która nie podzielała mojego złego humoru.

Jak zawsze wyglądała pięknie. Miała lekko podkręcone włosy, które jeszcze bardziej uwydatniały niebieskie pasemka. Krótką spódniczkę i luźniejszą koszulkę.

- Co ty taka nie w sosie? - spytała mnie, dźgając łokciem.

- Nie wyspałam się - a na dowód ziewnęłam.

Odłożyłam swoje rzeczy na ławce i zaczęłam się przebierać. Mój strój do ćwiczeń zbytnio nie różnił się od dresu, jaki dzisiaj założyłam. Jedynie kolorem.

- Dzisiaj mamy łączenia jeszcze z drużyną piłkarską - poinformowała mnie Isa.

Czy ten dzień mógłbyć jeszcze gorszy?

Zawiązałam sznurówki swoich trampek i ruszyłam wolnym krokiem za brunetką, która była podekscytowana myślą, że może któryś z chłopaków łaskawie ściągnie koszulkę.

- Witam wszystkich! - donośny głos trenera rozniósł się po boisku - Dla tych co nie wiedzą, nazywam się Jaxon Brooks i dziś będę waszym nauczycielem. Zaczniemy od krótkiej rozgrzewki. Siedem okrążeń wokół areny - wśród młodzieży rozległy się jęki i westchnienia - Osiem kółek - poprawił się - Na co czekacie? Ruchy!

Więc tak oto wszyscy zaczęliśmy biec. Szczerze mówiąc, nienawidziłam lekcji wychowania fizycznego jeszcze bardziej niż matematyki. Przy trzecim okrążeniu czułam jak kropelki potu spływają po moim czole i kręgosłupie. Obrzydliwe uczucie.

- Chyba wypluje płuca - wydyszała Isa, biegnąca obok mnie.

Pokiwałam jedynie głową, bo nie miałam siły nawet się odezwać. Wreszcie po piątym kółku trener dał nam spokój, widząc zdyszanych, spoconych i nawet ledwo żywych nastolatków. Mruczał coś niezrozumiałego pod nosem, gdy większość z uczniów leżała, bądź siedziała na murawie odpoczywając.

Red TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz