8.

9 0 0
                                    


Następnego dnia Dakota obudziła się z niewielką chęcią na naukę. Był poniedziałek, co ją tylko przytłaczało. Jej plan na dziś polegal na przyodzianiu swojej maski obojętności i po prostu- przeżycie.

Sama nie wiedziała czemu nią tak wstrząsnęło, ale nie mogła spać po liście swojego ojca. Pisał tak rzadko i to tylko na święta lub jej urodziny, że wydało jej się to najzwyczajniej w świecie podejrzane. Dakota kochała swoje ojca. Wiedziała od początku, że nie jest jej biologicznym tatą, ale w ogóle jej to nie przeszkadzał, bo w prawdzie krew nie miała dla niej znaczenia. Był przy niej od narodzin, przebierał jej brudne pieluchy i wycierał gile z nosa, więc był jej prawdziwym i jedynym ojcem. Ich relacja nigdy nie wyglądała normalnie. Potrafili czasem się do siebie nie odzywać miesiącami, bo nie czuli takiej potrzeby, ale gdy wracała na święta do ich domu, nie potrafiła zasnąć bez żadnych rozmów z nim i buziaka na dobranoc. Przy nim czuła się jak mała dziewczynka, córeczka tatusia, którą zresztą była.

Po tym, jak popłakała sie w swoim pokoju niechętnie zeszła na śniadanie. Usiadła automatycznie obok dwójki nowych kolegów, którzy od razu wykryli na radarach jej słaby humor, ale w żaden sposób tego nie komentowali.  Resztę poranka spędziła w swoim pokoju czytając lub malując pejzaże. Żaden ze ślizgonów nie przyszedł do niej, by się dowiedzieć co porabia, co lekko ją zirytowało, ale nie mogła ich winić, w końcu znali się tak krótko.

Dakota lamentowała przed lustrem. Doprowadziła się do porządku, bo musiała oczywiście udawać że nic jej nie jest. Jęknęła jeszcze głośniej, gdy zdała sobie sprawę, że pierwszą lekcją są starożytne runy. Przedmiot dla niej tak prosty, ale też nudy, doprowadzał ją do istnego szału w każdy poniedziałkowy poranek.

Właśnie zbierała się na lekcje, ale musiała jeszcze raz przeczytać pergamin z pismem jej ojca. Nie wiedziała czemu, ale stresowała ją wizyta jego przyjaciela z ministerstwa. Słyszała, że Aiden jest o wiele młodszy od jej ojca, w sumie niewiele starszy od niej. Młody auror był bardzo inteligentny i ambitny, dzięki czemu szybko wspinał sie po szczeblach kariery. Wczoraj wieczorem zawitała do gabinetu nowej dyrektorki, by podpytać ją o przybycie gościa z ministerstwa, a ta chętnie odpowiadała na jej pytania. Lubiła tą kobietę. Była stara, ale silna. Dakota lubiła silne kobiety, a Minewra lubiła towarzystwo brunetki. Była zdolną i jedną z najlepszych uczennic w jej klasie Transmutacji. Tak jak Severus czuła, że kiedyś zajdzie daleko.

Dakota nie zdawała sobie sprawy, ale będąc córką już nieżyjącej Marii, jej temat często przewijał się w gabinetach nauczycieli. Sama uważała się za kogoś nie za bardzo wyróżniającego się z tłumu, uważała, że uczy się dobrze, ale hej, większość uczniów miała wybitne wyniki w nauce, zwłaszcza ci z domu ptaszyska. Swój charakter ocenilaby na wyjątkowy, ale jednak nie na taki, którego nie można znaleźć u kogoś innego. Była zabawna, mądra i inteligentna, odważna gdy trzeba. Była też wrażliwa i pełna empatii po matce. Nie raz płakała, gdy widziała bezdomnego psa na Pokątnej. Pomimo tych, cech była też przebiegła, pamiętliwa i mściwa. Raczej te trzy zabrały ją do domu wyścielonego zielenią.

Przyłapała się na gapienie się bez sensu w ścianę, więc postanowiła zejść w końcu na śniadanie, by mieć dużo energii na nudny, pierwszy przedmiot. Zeszła do salonu, ale był pusty ze względu na późną godzinę. Miała raptem 40 min żeby na spokojnie zjeść i iść się przygotować na Runy. Wchodząc do Wielkiej Sali, nie zauważyła ani Draco, ani  Zabiniego. Postanowiła usiąść w pierwszym, lepszym, pustym miejscu.

Jadła w spokoju swoje warzywa, gdy poczuła ruch obok siebie. Teodor Nott przywitał się z nią uśmiechem i zaczął ją zagadywać tematami o pogodzie.

Na imprezie w weekend trochę porozmawiali. Chłopak różnił się zdecydowanie od kolegów. Był spokojny i ułożony. Mimo że miał zwykłego tosta na talerzu, to ani razu nie użył rąk posługując się sztućcami. Widać, że pochodził z dobrej rodziny, gdzie był wychowywany do życia z ludźmi o wysokiej pozycji. Teodor był co najwyżniejsze cichym człowiekiem. Odzywał się tylko, gdy mógł sobie na to pozwolić, nie przerywając nikomu. Gdy to robił mówił zazwyczaj bardzo inteligentnie. Dakota uśmiechnęła się na jego żart o Severusie i jadła dalej. Zdała sobie sprawę, że Nott faktycznie różni się od chłopaków których słyszy w salonie ich domu. Różnił się zdecydowanie od Blaise i Draco, którzy byli głośni, mówili co im ślina na język przyniesie. Byli też zabawni i weseli. Gdy niechcący ugryzła się w policzek przy jedzeniu, wyrwała się z zamyślenia.

Projekt Slytherin- Draco Malfoy/ Blaise Zabini (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz