2. Jesteśmy w domu.

286 22 0
                                    

Zachary

Zatrzymuję się na stacji, zerkając przelotnie na śpiącą siostrę. Coś nieprzyjemnego i ciężkiego osiada mi na dnie żołądka, zauważywszy skrawek lekko zaróżowionej blizny na szyi. Przełykam z trudem ślinę, odwracając wzrok od zbliznowaciałych dowodów po doświadczonej tragedii. Gaszę silnik, po czym wychodzę z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Okrążam pojazd, a następnie otwieram klapkę od wlewu paliwa. Tankuję auto do pełna, jeszcze raz spoglądając na boczne lusterko, żeby zobaczyć spokojną we śnie twarz Blake i jej kruczoczarne włosy przyklejone do czoła i skroni.

Wchodzę do sklepu, podchodząc od razu do kasy, przy której stoi starszy mężczyzna z lekkim zarostem.

– Benzyna z czwórki – mówię i wyciągam z kieszeni kartę płatniczą.

Przykładam ją do terminalu, wpisując pin.

– Dziękuję. – Mam się odwrócić, gdy moją uwagę przykuwa paczka czekoladowych monet.

Blake bardzo je lubi.

– Poproszę jeszcze to. – Wskazuję palcem słodycze.

Rzuca je na blat.

– Coś jeszcze? – pyta od niechcenia.

– Butelkę wody gazowanej – proszę, siląc na uprzejmy ton.

Facet rozlicza mnie z produktów, więc płacę, a następnie wracam do czarnej toyoty. Gramolę się na fotel kierowcy, widząc kątem oka przebudzającą się czternastolatkę. Uśmiecham się pod nosem, gdy dziewczyna pociera pięścią oko. Wygląda uroczo. Robiła tak, kiedy była jeszcze malutkim brzdącem.

– Dzień dobry, śpiochu – odpieram leciutko rozbawiony.

Blake burczy coś pod nosem, a potem naciąga na głowę czarny kaptur swojej przydużej jak dla niej bluzy.

Wzdycham zrezygnowany i przekręcam kluczyk w stacyjce.

– Kupiłem ci czekoladowe pieniążki – oznajmiam, teatralnie poruszając brwiami.

Nie odpowiada, a jedynie opiera skroń o szybę i owija się rękoma wokół brzucha.

– Blake… – wypuszczam spomiędzy warg ciężkie westchnienie.

– Ile jeszcze będziemy jechać? – pyta przytłumionym od chrypki głosem.

Przynajmniej się odezwała.

– Za niecałą godzinę powinniśmy dojechać.

– Okej – mamrocze i odwraca ode mnie wzrok, wbijając go w tapicerkę.

Dokładnie czterdzieści minut później mijamy zieloną tabliczkę ,, Witamy w Oxborrow “. Niebo zdążyło się wymieszać odcieniem pomarańczy z poświatą różu. Przyglądam się znanym ulicom, doznając Deja vu z młodości, gdy będąc wieku Blake jeździłem po nich z rodzicami. Przymykam na sekundę powieki, kiedy żal i tęsknotą zaczynają domagać się o uwagę.

Wjeżdżam na rodziną posesję okrążoną żywopłotem. Parkuję na kamienistym podjeździe, rzuciwszy spojrzeniem po białym, drewnianym domu z gankiem. Nic się nie zmieniło po tylu latach. Nadal wygląda tak samo, jak go zapamiętałem.

– Jesteśmy w domu – oświadczam, wyjmując kluczyki ze stacyjki.

– Spoko – mruczy Blake, prostując się na siedzeniu, po czym bez dalszego słowa wychodzi z auta.

Cudownie.

Wzdycham, a potem robię to, co siostra.

Otwieram bagażnik, wyjmując z niego kartonowe pudełka i walizki, spoglądając co chwilę na Blake, która podchodzi do wielkiego dębu i opiera się o pień, muskając opuszkami palców wyryte nożem serduszko. Nie wołam jej, aby pomagała mi z wnoszeniem rzeczy do domu, chcąc dać jej upragnioną przestrzeń. Jeśli potrzebuje posiedzieć samej na świeżym powietrzu po całym dniu podróży, nie będę jej w tym przeszkadzać.

Złączeni przez przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz