Jennifer
W ciemności pojawia się smuga światła. Dopiero po sekundzie orientuję się, że to blask z oświetlenia szpitalnego na suficie. Nie kontroluję jęku, który wydobywa się spomiędzy moich warg. Przymykam powieki, bo głowa zaczyna mi niemiłosiernie pulsować.
– Och, skarbie, już wszystko dobrze. – Czyjś szept pochodzi z mojej lewej strony.
Mrugam, aby przyzwyczaić się do ostrości i wzdycham, gdy czuję na policzku dotyk małej dłoni. Mimowolnie się uśmiecham i wbijam odrobinę zamazany wzrok w twarz mojej dziewczynki.
– Mamusia? – pyta zmartwiona, wlepiając swoje błyszczące spojrzenie w moje.
Unoszę dłoń i kładę ją na ramieniu Destiny.
– W porządku, kochanie – mówię i podpieram się na łokciu, żeby wstać do pozycji siedzącej.
Wtedy rozglądam się po pomieszczeniu. Leżę na jednym ze szpitalnych łóżek, a Destiny siedzi po mojej prawej, trzymając swoją piąsteczkę, która dotychczas spoczywała na mojej twarzy, na materiale mojej koszulki w okolicy mostka. Zach siedzi na taborecie po drugiej stronie i patrzy na mnie z troską i zmartwieniem, ale też z wyraźną ulgą w oczach. Trzyma mnie za dłoń i pieści nadgarstek kciukiem. Zauważam też Johnny'ego, który stoi oparty plecami o ścianę z założonymi przed sobą rękami. Szczękę, co chwilę rozluźnia, a potem znowu ją napina w nerwowym tiku.
– Uważaj. – Zach podrywa się z siedziska i chwyta mnie za ramiona. – Powoli. – Jego głos jest łagodny, gdy pomaga mi oprzeć plecy o wezgłowie. – Straciłaś przytomność i jesteś odwodniona. Kończy ci się kroplówka, skarbie – informuje, wskazując brodą na woreczek z przezroczystą substancją w środku, która spływa mi do wenflonu w prawej ręce.
– Bardzo się o ciebie bałam, mamusiu – wyznaje półszeptem Destiny.
– Jestem tu, kochanie. – Wyciągam do niej dłoń, tę z wenflonem, i głaszczę kciukiem skórę pod okiem. Ma ją spuchniętą i zaczerwienioną od płaczu.
Moje maleństwo.
– Jesteś osłabiona, Jenny – mówi Zach z przejęciem. – Cooper złapał cię w ostatniej chwili.
Brayden.
Rozmowa.
Wszystko uderza we mnie niczym tsunami.
Wyznanie.
Mój krzyk.
O. Mój. Boże.
Powiedziałam mu.
Wykrzyczałam to.
– Myszko, jesteś głodna? – pyta Johnny, odrywając się od ściany.
Destiny wbija w niego szczenięce spojrzenie.
– Troszeczkę.
– Zach, pójdziesz z nią do szpitalnego automatu i coś jej kupisz? – zwraca się do niego, zaciskając palce na ramie łóżka.
Mężczyzna mruga powoli, a potem zjeżdża spojrzeniem na jego palce, a potem znowu na twarz.
– Oczywiście. – Kiwa głową, wstając, po czym nachyla się i całuje mnie w czoło. Przymykam powieki, czując jego usta na sobie. To takie przyjemne. – Nie wściekaj się na nią – dodaje cicho do mojego brata, klepiąc go w bark, zanim wychodzi, trzymając Destiny za rączkę.
Johnny odzywa się dopiero w momencie kliknięcia zamka.
– Wiesz, że masz anemię – cedzi przez zęby. – Już dawno powinnaś zrobić sobie badania kontrolne, ale nie! Jennifer Whitney, zawsze ma rację.
CZYTASZ
Złączeni przez przeznaczenie
RomansaUciekła. Sądziła, że zerwała więź ze swoją bolesną przeszłością, lecz nie dokonała tego całkowicie przez jedną osobę, którą kocha nad życie. Jennifer po trudnych przeżyciach usunęła w cień swoje dawne życie i mieszka teraz w swojej rodzinnej miejs...