10. Otwórz drzwi.

267 27 16
                                    

Jennifer

Terapia po tak długim czasie mojej nieobecności w gabinecie Sydney Nash ku mojemu zdziwieniu schodzi mi szybko. Zanim zdążę kolejny raz mrugnąć, mija godzina i mogę wyjść z poczuciem lekkości na sercu. Nie spodziewałam się, że krótka rozmowa o matce może mi pomóc trochę zrozumieć jej tok myślenia i przekierować myśli na to, że nie jestem winna zniszczenia naszej relacji. Choć nadal czuję do niej pretensje za to, że po prostu mnie zostawiła i oskarżyła o coś, czego tak naprawdę nigdy nie zrobiłam.

Wchodzę do auta i odkładam telefon na torbę sportową, która leży na przednim fotelu pasażera. Siniak na mojej twarzy, już prawie znikł, więc Johnny i Kevin zgodzili się, abym mogła wrócić na treningi boksu i samoobrony. Zerkam w boczne lusterko, po czym odpalam silnik i cofam z parkingu spod kliniki ojczyma. Włączam się do ruchu i kilka minut później jestem pod klubem fitness.

– Cześć – witam się z Joeyem, osiemnastoletnim recepcjonistą. – Braylee, już jest?

Na mój głos podnosi głowę znad stosu kartek, a potem jego twarz rozjaśnia się szczerym uśmiechem. Czarne kosmyki włosów spadają mu na czoło i skronie, powodując tym, że wygląda na młodszego niż jest naprawdę.

– Hej, długo cię nie było – zauważa, sięgając do szuflady po moje klucze do szafki. Kładzie je na blat, a potem zerka na moje oko. – Och… Chyba rozumiem, dlaczego cię tak długo nie było.

Wzruszam ramionami.

– Praca wybrnęła się spod kontroli.

– Ktoś cię uderzył?! – Oczy prawie wychodzą mu z orbit.

– Bili się, a ja chciałam ich rozdzielić i tak jakoś wyszło.

Kręci głową z niedowierzaniem.

– Czasami nie wierzę w ludzkość – kwituje, skanując kod z mojej miesięcznej karty.

– Ja też.

Popycham szklane drzwi i momentalnie uderza mnie woń antyperspirantu połączonego z lawendowym zapachem, który ma zniweczać zapach potu. Działa, bo nie czuję go, aż tak bardzo. Lustruję salę wzrokiem, aż znajduję ciemnowłosą kobietę, która ciska w worek treningowy, a on drga od siły jej uderzeń. Ruszam prosto w jej stronę.

– Braylee! – mówię donośnie, bo widzę, że ma duże, różowe słuchawki na uszach.

Moja trenerka marszczy brwi i spogląda w bok, a potem z uśmiechem na ustach zsuwa słuchawki na kark.

– Hej, Jenny. – Obejmuje worek, zatrzymawszy go w miejscu. – Gotowa? Oko wygląda jak nowe.

Parskam.

– Moja twarz wyglądała jak u trolla, ale owszem jest lepiej.

Jeszcze chwilę gadamy o bzdurach, a potem wskakujemy na ring bokserski, który stoi na środku pomieszczenia. Oczywiście nie zapominamy o piętnastominutowej rozgrzewce przed głównym treningiem. Braylee zakłada na swoje ręce tarcze trenerskie, a ja rękawice i obydwie ustawiamy się na lekko zgiętych kolanach.

– Wyprostuj lekko plecy – poleca, przenosząc ciężar ciała z nogi na drugą nogę, by wyczuć równowagę. – Łokcie bliżej tułowia. Chronisz wtedy większą część korpusu.

Robię to, co mówi, zdmuchując sprzed oczu wyślizgniety się z kucyka kosmyk włosów.

– Jedna ręka powinna być trzymana nieco wyżej niż druga, Jenny. Prawa chroni cię przed uderzeniami przeciwnika.

– Ale to ja uderzam, nie ty – zauważam, marszcząc czoło.

Prostuje się, zakładając ręce na biodra. Unosi jedną brew.

Złączeni przez przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz