Jennifer
Wchodzę do baru wpół do szóstej wieczorem, stwierdzając na wstępie, że dziś będzie duży ruch. Po pierwsze jest sobota, więc większość ludzi może pozwolić sobie, by dłużej posiedzieć, nie martwiąc się o pracę. Po drugie znowu jest mecz.
– Mamy dwie rezerwację na sali i cztery na świeżym powietrzu – informuje Hazel, skupiona na wycieraniu kieliszków. Wymijam wyspę i sięgam pod blat po fartuszek, uważnie jej słuchając. – Jesteś dziś sama, bo Leslie się rozchorowała.
– Co?! – Momentalnie się prostuję. – Nie dam rady sama z taką ilością klientów, Hazel.
– To dzwoń do szefa – mówi beznamiętnie. – Ale wątpię, żeby znalazł zastępstwo na ostatnią chwilę.
Wzdycham zrezygnowana, doskonale świadoma tego, że brakuje nam rąk do pracy. Na jedną knajpę w okolicy dwie kelnerki, jedna barmanka i dwóch kucharzy, to o wiele za mało.
– Okej… – wypuszczam spomiędzy warg ciężkie westchnienie. – Jakoś sobie poradzę.
– Nie masz innego wyjścia. – Hazel obojętnie wzrusza ramionami.
– Ależ mnie pocieszyłaś – burczę, zapinając saszetkę na biodrze.
– Nie jestem tu do pocieszania, Jennifer. – Zerka na mnie przelotnie.
Puszczam to mimo uszu.
Godzinę później przychodzi pierwsza rezerwacja, a potem druga i następna, mieszając się klientami, którzy nie byli umówieni na daną godzinę. Ciągle chodzę w tę i z powrotem i nie mam, już gdzie ręce włożyć. Stopy w trampkach, zaczynając mnie mrowić, więc co kilka minut muszę poruszać kostką, żeby nie stracić czucia w nodze, a ból w lędźwiach daję się we znaki. Zagryzam zęby na dyskomfort i pracuję dalej.
Mija kolejna godzina, a potem następna. Klientów wciąż nabywa, a większość z nich zdążyło się upić.
Jak zwykle, to samo.
– Ej! – krzyczy jakiś łysy mężczyzna siedzący przy samym kącie po lewej stronie sali. Macha do mnie palcem, co oznacza ewidentną informację, że mnie woła.
Uśmiecham się do młodej pary, od której odebrałam przed chwilą zamówienie i podchodzę do mężczyzny.
– Chce pan coś jeszcze zamówić? – pytam uprzejmie.
– Nie dostałem drugiego sosu do pizzy – warczy w moją stronę, aż niekontrolowanie się wzdrygam.
Oddychaj, Jenny.
– Przepraszamy za niedogodności…
– Tylko tyle pani ma do powiedzenia – przerywa mi, zanim uda mi się skończyć zdanie.
– Nie, ja zaraz…
– Podziękuję za taką fatalną obsługę – cedzi przez zęby, znowu mi przerwawszy. – Czekam na ten cholerny sos prawie pół godziny!
– Przepraszam, zaraz panu przyniosę – zapewniam, zmuszając się do miłego tonu, a w środku mam ochotę się rozpłakać, albo na niego ryknąć. – Dostanie pan drugi gratis za długi czas czekania – dodaję, by go udobruchać.
– Nie musi się pani fatygować. – Gwałtownie wstaje z krzesła, aż wystraszona się cofam. – Już nigdy tu nie przyjdę!
Po tych słowach mnie wymija, szturchając w ramię i wychodzi z karczmy. Przecieram dłonią wzdłuż twarzy, po czym sprzątam po nim stolik. Nie zapłacił za pizzę i piwo, więc muszę dołożyć z własnej kieszeni, aby wszystko zgadzało się w raporcie dla księgowej.
CZYTASZ
Złączeni przez przeznaczenie
RomanceUciekła. Sądziła, że zerwała więź ze swoją bolesną przeszłością, lecz nie dokonała tego całkowicie przez jedną osobę, którą kocha nad życie. Jennifer po trudnych przeżyciach usunęła w cień swoje dawne życie i mieszka teraz w swojej rodzinnej miejs...