29. Wolna we własnym ciele.

249 25 1
                                    

Jennifer

Po skończonej sesji terapeutycznej wychodzę z kliniki i pierwsze, co widzę, to szczerzący się Zachary, jednocześnie opierając się pośladkami o maskę samochodu z założonymi rękami na klatce piersiowej.

– Musimy podjechać do mojego domu – mówię, zbliżając się do niego szybkim krokiem.

– Nie trzeba. – Odpycha się od auta, po czym gwałtownie chwyta mnie w pasie, przez co z impetem uderzam w jego ciało.

Zadzieram podbródek z szeroko otwartymi oczami, wypuszczając spomiędzy warg powietrze ze świstem. Nasze spojrzenia się krzyżują, a ich intensywność powoduje, że przechodzą mnie ciarki.

– Po pracy zawiozłem Johnny'ego do domu i wziąłem twoją torbę – wyjaśnia z zawadiackim uśmiechem.

Klepię go po torsie.

– Dziękuję, za twe hojne dary – prycham rozbawiona.

Chwilę potem gramolę się na fotel pasażera, a Zach włącza się do ruchu. Zerkam na niego kątem oka, gdy przekręcam pokrętło głośników. Po przestrzeni samochodu rozbrzmiewa jakiś jazzowy kawałek z radia. Mimowolnie kiwam głową do rytmu.

– Masz dziś dobry humor – zauważa Zach, wyglądając na zadowolonego z tego faktu.

Faktycznie. Czuję się dziś spokojna i wolna.

– Twoja obecność tak na mnie działa. – odpieram, zanim wyszczerzę się do niego całą szerokością zębów.

– Podnosisz moje ego w tym momencie – mówi bardzo poważnie, ale w jego oczach migają ogniki rozbawienia.

Opieram łokieć o podłokietnik drzwi i patrzę na niego spod rzęs.

– Twoje ego i tak dawno wyszło poza skalę – mamroczę, poprawiając się na siedzisku. – Moje słowa tego nie zmienią.

– Tak myślisz? – Unosi brew.

– Oczywiście.

Obserwuję, jak włącza kierunkowskaz, a jego dłoń zaciska się na gałce, aby zmienić na drugi bieg. Zasycha mi w ustach na widok widocznych żył pod skórą mężczyzny.

Dlaczego, cokolwiek robi ten facet musi być takie seksowne?

– Twoje słowa dużo dla mnie znaczą, Jenny. – Spogląda na mnie tymi swoimi szafirowymi tęczówkami. – Szczerze powiedziawszy, tylko ty możesz zranić mnie słowami.

Otwieram usta, ale równie szybko je zamykam. Serce łomocze mi w piersi i coś – co ludzie nazywają motylkami – rozchodzi się po całym podbrzuszu.

Chyba dostanę palpitacji.

– Jesteś moim słabym punktem, skarbie.

Och… Mój Boże…

Moje policzki się rumienią.

– Przestań tak gadać – śmieję się cicho.

– Dlaczego? – Zniża głos do szeptu.

Przełykam ślinę.

– Eee… bo… bo… – Drapię się za uchem. – Bo mnie odrobinkę zawstydzasz.

– Lubię cię zawstydzać.

Chryste… Daj mi siły do tego faceta.

– Dlaczego? – rzucam pytaniem.

Jego twarz rozpromienia się w flirciarskim uśmieszku.

– Bo masz na policzkach takie urocze, czerwone plamki – chrypi, skanując mnie wzrokiem od stóp do głów. – Takie same, gdy dochodzisz na moim języku.

Złączeni przez przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz