Zachary
Moi rodzice, Richard i Sarah Crimson od zawsze byli w moich oczach ucieleśnieniem ideału, choć mieli wady, to nie zwracałem na nie większej uwagi. Kochali mnie, Blake’a również, ale najwidoczniej nie zaakceptowaliby… Co ja mówię?! Oni powinni uszanować jego decyzję o zmianie płci. Nie musieli tego akceptować, ale szanować i wspierać, przede wszystkim, kurwa, kochać. Dobra, dobra, za bardzo może brnę w osądach, bo prawda jest taka, że nadal nie wiem, co tak naprawdę się stało w dniu wypadku. Ze słów brata odebrałem, iż tata próbował przemówić do rozsądku mamie, która zareagowała dość gwałtownie. Może kiedyś zrozumiałaby prawdę, którą wypowiedział jej Blake, a sytuacja w aucie była spowodowana szokiem. Tego się, już niestety nie dowiemy. Ale, do cholery, też byłem w szoku i zareagowałem inaczej.
Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, czy nadal mam prawo czuć żałobę po ich stracie.
Przecież byli naszymi rodzicami i nigdy nas nie krzywdzili oraz zawsze okazywali nam uczucia, więc nie rozumiem, jakim cudem ci ludzie, których znam od pierwszych minut na tym świecie, mogliby szydzić z mojego młodszego brata za to, kim po prostu jest.
Może w ogóle ich nie znałem?
Nie miałem czasu zagłębiać się w akceptację ich śmierci, ale teraz… Boże… Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Mam cholerny mętlik w głowę, a głowa pulsuje boleśnie, próbując rozładować wszystkie informacje i emocje na czynniki pierwsze, aby uwierające mnie myśli nie spowodowały, jakiegoś wybuchu.
Naprawdę mam ochotę, coś rozwalić.
Wściekłość rozlewająca się po moich wnętrznościach, powoduje, że mam wyrzuty sumienia, iż złoszczę się na osoby, które dały mi życie i nie żyją, nie mając możliwości wytłumaczenia się.
Wrzucam do lodówki pozostawione na stoliku wczorajsze przystawki i wzdycham głośno. Blake nie wyszedł z pokoju od kilku godzin, a gdy zaniosłem mu śniadanie, nie otworzył drzwi. Postanowiłem więc, ogarnąć salon z dekoracji urodzinowych i przekąsek, które nie powinny się przez noc zepsuć.
Wziąłem dziś wolne. Może dramatyzuję, ale naprawdę boję się dziś zostawić Blake’a samego. I tak, już tracę zdrowy rozum, gdy od kilku godzin nie mam z nim kontaktu oprócz krótkiego ,, odejdź”, ,, żyję” lub ,,śpię”. Trzask drzwi na górze, zrywa moje nogi do biegu. Wpadam na schody i skaczę, co dwa stopnie, ale zanim zdążę złapać brata, on zatrzaskuje drzwi do łazienki. Odchylam głowę do tyłu i wypuszczam spomiędzy warg sfrustrowany jęk.
– Blake, wszystko w porządku? – zaczynam, przykładając czoło do drewna.
– Żyję! – wykrzykuje zły. – Daj mi się wysikać!
Zrezygnowany wracam na dół, zatrzymawszy się na ostatnim schodku, gdy do moich uszu dochodzi charakterystyczny dźwięk dzwonka. Drapię się po karku i podchodzę do drzwi frontowych. Łapię za klamkę i je otwieram.
Niekontrolowanie robię krok do tyłu, gdy z prędkością światła wpada na mnie mała istotka w różowej kurtce. Mimowolnie na moich ustach zagaszcza uśmiech. Ta dziewczynka robi coś ze mną. Powoduje, że moje serce się roztapia, a w głowie włącza się instynkt obronny wobec niej.
– Hej, kruszynko – szepczę rozbawiony, zdejmując jej bawełnianą, białą czapeczkę. – Hej, Jenny. – Unoszę wzrok na stojącą w czarnym płaszczu kobietę i uśmiecham się jeszcze szerzej.
– Cześć. – Przystępuje z nogi na nogę i przygryza dolną wargę, przez co mam ochotę ją pocałować i silnie powstrzymuję się od wydania żałosnego jęku. – Destiny – zerka na dziewczynkę przyczepioną do moich ud – chciała przynieść pana Bączka dla Blake’a. – pochyla się i zniża głos do szeptu. – Nie dało się jej przetłumaczyć, że Blake potrzebuje chwili dla siebie.
CZYTASZ
Złączeni przez przeznaczenie
RomanceUciekła. Sądziła, że zerwała więź ze swoją bolesną przeszłością, lecz nie dokonała tego całkowicie przez jedną osobę, którą kocha nad życie. Jennifer po trudnych przeżyciach usunęła w cień swoje dawne życie i mieszka teraz w swojej rodzinnej miejs...