30. Halloween.

217 22 0
                                    

Jennifer

Poprawiam kaburę z plastikowym pistoletem na udzie, a następnie zerkam w lustro i odgarniam z twarzy rudą perukę. Obcisły czarny strój opina moje krągłości, a ja stwierdzam, że wyglądam naprawdę dobrze. Czuję się, jak silna babka, promieniującą seksapilem na kilometr. Uśmiecham się mimowolnie, gdy do łazienki wpada zdyszany aniołek.

Destiny w białej sukience z rozkloszowanym, tiulowym dołem, pokazuje w moim kierunku zęby i patrzy na mnie tymi swoimi błyszczącymi jak diamenty oczami. Założone skrzydła na jej plecach w odcieniu bitej śmietany wyglądają na większe niż są w rzeczywistości. Prezentuje się naprawdę uroczo.

– Jak wyglądam, mamusiu? – pyta, przystępując z nogi na nogę.

Kucam przed nią i masuję jej ramionka.

– Jak aniołek, kochanie.

– Bo jestem aniołkiem – mówi i obraca się wokół własnej osi z szerokim uśmiechem.

Nie mogę powstrzymać się od szerszego uniesienia kącików ust.

– Co ja tu widzę? – Głos ojczyma dochodzi z korytarza. – Moje piękne dziewczyny. – Zatrzymuje się w drzwiach.

Mrużę powieki i odruchowo oceniam jego fizyczny stan. Z dnia na dzień robi się coraz bledszy i chudszy, choć usilnie stara się zniwelować złe samopoczucie szerokim uśmiechem.

– Mama jest Natashą z Avengersów – piszczy Destiny tak głośno, że się krzywię. – A ja aniołkiem.

Kuca przed nią, ale musi podtrzymać się futryny, by nie stracić równowagi, a ja z automatu robię krok do przodu. Posyła mi spojrzenie, które mówi: nie martw się, nic mi nie jest. Wygląda, jakby chciał nie tylko mnie do tego przekonać, ale również i siebie.

– Hej… – zniża głos do konspiracyjnego szeptu i zgina palec. Destiny odczytuje bezbłędnie gest i zbliża się do niego, a on dodaje prosto do jej ucha. – Przynieś staremu dziadkowi trochę słodyczy.

– Dziadziu, jasne, że ci przyniosę. – Wygląda na oburzoną. – Jak mogłeś pomyśleć, że się nie podzielę. Lubię się dzielić. To fajne.

Moja córeczka, to rzeczywiście prawdziwy anioł.

– No tak, ale wiesz… Nie wiem, czy twoja mama mi pozwoli.

Otwieram usta, czując się dotknięta jego słowami.

– Mamo? – Destiny odwraca się w moją stronę, prawie uderzając skrzydłem w nos ojczyma. Na jego szczęście w ostatniej chwili się odchyla. – Pozwolisz dziadziowi jeść słodycze?

– Oczywiście, kochanie, dziś każdy może jeść słodycze. – Uśmiecham się serdecznie, po czym zwężam oczy i zerkam zza Destiny, przeszywając wzrokiem Kevina, który patrzy na mnie, zadowolony z siebie. – Ale pamiętaj – dodaję łagodnie. – Zjesz je, gdy wrócisz do domu, dobrze?

– Dlaczego? – Marszczy swoje maleńkie czoło.

– Bo muszę sprawdzić, czy w niektórych cukierkach nie ma orzeszków.

– Twoja mama ma rację, myszko – odzywa się Kevin, zwracając tym uwagę Destiny. – Jesteś na nie uczulona, pamiętasz?

– Pamiętam – mamrocze, owijając wokół palca tiul sukienki. – Ale w takich owocowych, które robią taką piankę w buzi mają w sobie orzeszki? – pyta, przerzucając spojrzenie z ojczyma na mnie.

– Musujące?

Kiwa główką.

– Nie, w takich nie ma, kochanie.

Złączeni przez przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz