37. Colton

132 32 0
                                    


Moje myśli pędziły z prędkością światła i oddałbym naprawdę dużo, żeby je uspokoić. Doskonale znałem na to sposób, ale wytrwałem już tak długo i głupio byłoby teraz się poddać.

Nie mogłem wyrzucić z pamięci widoku Brooke, klęczącej na ziemi wśród tych pierzonych motyli. Wyglądała tak cholernie krucho i delikatnie, i nigdy nie pomyślałbym, że mogłaby się tak rozsypać. A to zmuszało mnie do wyobrażenia sobie jej w momencie, kiedy umarł Caleb i kiedy dowiedziała się, że była w ciąży. A mnie przy niej nie było. Czułem się wtedy tak, jakby ktoś przebił mi serce kołkiem.

Zerknąłem na nią szybko, kiedy spała obok mnie na przedniej kanapie chevroleta. Wyglądała tak spokojnie, jakby to co wydarzyło się kilka godzin temu w lesie, było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Jasne włosy rozsypały się na jej kruchych ramionach, a powieki drgały, jakby coś jej się śniło, ale mimo to jej klatka piersiowa unosiła się miarowo w rytm spokojnego oddechu. Jedynie zaschnięte ślady łez na policzkach psuły ten niemal idylliczny obraz.

Nie mogłem jej uspokoić, kiedy zaczęła mówić o Calebie i przez moment sam byłem blisko paniki. W jej głosie było słychać tak wielu bólu. Gdyby tylko istniał sposób, abym mógł ją od niego uwolnić.

Coś jednak nie dawało mi spokoju. Coś w jej oczach kazało mi się zastanowić nad kierującymi nią motywami. A im bardziej myślałem, tym bardziej mi to wszystko nie pasowało.

Dlaczego tak bardzo się rozsypała? Od śmierci Caleba minęły trzy lata. Dlaczego postanowiła właśnie teraz napisać tę głupią listę i dlaczego wybrała motyle? Dlaczego te w cholernym Meksyku? Wiedziałem, że symbolizowały dusze zmarłych, ale nadal coś nie pasowało. Chodziło o coś jeszcze, coś mi umykało. Czułem, że miałem to tuż przed oczami, ale nie potrafiłem tego dotrzeć.

Ręce zaczęły mi się pocić na skórzanej kierownicy i potrzebowałem zapalić. Zjechałem na pobocze i nie gasząc silnika, wyskoczyłem z samochodu. Usiadłem na przedniej masce i wyciągnąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę. Przez chwilę bawiłem się nią bezmyślnie, podrzucając w górę i łapiąc. W końcu odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się mocno, ale nikotyna wcale nie pomogła.

Odchyliłem głowę do tyłu, wpatrując się w szare niebo. Lada moment miał zapaść mrok. Chłodny wiatr sprawiał, że moje ręce pokryły się gęsią skórką.

„Czemu niektóre punkty są zamazane?" zapytałem, gdy nasza podróż się rozpoczęła.

Niektórych z nich nie da się już spełnić", odparła wtedy, a ja pomyślałem, że musiało to mieć coś wspólnego z moim bratem. Co, jeśli się nie myliłem?

Serce zaczęło mi bić dziko w piersi i byłem pewien, że jeszcze moment i się spektakularnie zrzygam. Zaciągnąłem się tak mocno, że zakręciło mi się w głowie.

Byłem przekonany, że zamazane punkt to były te rzeczy, które chciała zrobić z nim. I odeszły wraz z jego śmiercią. Dlatego o nic nie pytałem, nie chcąc jej dodatkowo ranić.

Ten cholerny motyl narysowany obok punkt trzeciego był znajomy. Pytanie, dlaczego? Może dlatego, że widziałem go w pokoju Caleba?

Zamarłem z fajką w połowie drogi do ust.

Dlaczego z góry założyłem, że lista należała do Brooklyn Ward? Czy to było możliwe, że...

Jezu.

Dłonie trzęsły mi się tak bardzo, że ledwo byłem w stanie wyciągnąć z kieszeni dżinsów komórkę. Na oślep wybrałem numer Milesa, wiedząc, że jeśli z nim nie porozmawiam, znajdę kogoś kto załatwi mi biały proszek.

DZIEWCZYNA CALEBA (#1 Blizny, które zostawiliśmy) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz