14. Brooklyn

1.1K 128 7
                                    

Colton Black wraca do starych przyzwyczajeń – głosił nagłówek artykułu, który wyświetlił się na moim telefonie. Palec mi znieruchomiał i nie potrafiłam przesunąć strony. Wpatrywałam się w uśmiechnięte zdjęcie Coltona, zrobione prawdopodobnie na jednym z wywiadów. Siedział na hokerze, mając na sobie potargane czarne dżinsy i rozciągniętą koszulkę w brudno-zielonym kolorze. Czarne włosy miał rozczochrane, a cienie pod oczami wyraźne, ale mimo to uśmiechał się obłędnie. Zapomniałam jak dobrze się uśmiechał. Było coś magnetycznego w tym uśmiechu.

Sobotni koncert Strangersów w Los Angeles zapowiadał nową, trzeźwą erę zespołu. Colton Black po raz pierwszy od dawna się nie chwiał, a wszystkie piosenki z najnowszej płyty Go Under zostały wykonane obłędnie. Wydawałoby się, że wszystko idzie perfekcyjnie! Do momentu bisów, kiedy wszyscy członkowie zespołu wyszli na scenę... z wyjątkiem Coltona! Czy Colton ma po prostu gdzieś fanów czy poszedł się naćpać?

Samodestrukcja – tym nadal był Colton. Serce na moment zamarło mi w piersi na myśl, że znowu trafi na odwyk. Ile razy to się stanie zanim przeczytam w gazecie, że znaleziono jego ciało?

Angie tyrpnęła mnie w ramię, wskazując głową w stronę starego profesora statystyki, który patrzył na mnie przyjemnym wzrokiem. Pośpiesznie odłożyłam telefon i wyprostowałam ramiona, dopiero kiedy doszedł do wniosku, że ma moją uwagę, posłał mi ostatnie karcące spojrzenie i zaczął mówić ponownie. Statystyka również nie była moją mocną stroną. Właściwie, jeśli się nad tym zastanowić, niewiele ich miałam.

– W porządku? – zapytała półgłosem Angie, nachylając się w moją stronę. W ciągu ostatnich tygodni udało nam się poprawić nasze relacje. A właściwie udało nam się zbudować jakiekolwiek relację. Wiedziałam już na przykład, że Angie była jedynym dzieckiem swoich rodziców i że przyjechała do Bostonu z Austin, lubiła żelki owocowe i była uzależniona od kofeiny.

W ciągu tych trzech tygodniu, które minęły od momentu mojego wybuchu w kancelarii Donovan&Hyde ojciec odezwał się do mnie jedynie raz, ale za to rozmawiałam z jego narzeczoną całe pięć razy i razem wybrałyśmy się na degustację tortów do cukierni. Sierra zapadła się pod ziemię, ale wiedziałam, że nadejdzie dzień, kiedy po prostu znowu się pojawi, żeby narobić bałaganu. Tak już działała moja młodsza siostra. Z Palmer spotykałam się regularnie, jednak nie zdobyłam się na odwagę, żeby powiedzieć jej o liście Caleba. Czułam, że namawiałaby mnie, abym zapomniała o tej sprawie i zadzwoniła do swojej terapeutki. Wiedziałam, że chciała dobrze, ale to nie było to czego potrzebowałam. Coraz mocniej i coraz głośniej kotłowały się we mnie myśli, żeby posłuchać Angie i wybrać się w podróż do Meksyku i zobaczyć motyle. Po drodze mogłabym zrealizować większość punktów z listy. Niemal wszystko z niej mnie przerażało.

W końcu po ciągnących się w nieskończoność trzydziestu minutach profesor ogłosił koniec zajęć.

– Boże, co za nuda – wymamrotała Angie, ziewając głośno i rozprostowując ramiona. Przytaknęłam jej szybko, sama tłumiąc ziewniecie.

– Idę dzisiaj do tego baru na rogu z Palmer, masz ochotę się przyłączyć? – zapytałam, pakując laptopa do torby. Angie zarzuciła na ramię swój wściekle różowy plecach z pandą.

– Czemu nie, przyda mi się trochę odmóżdżenia przy piątku. – Poruszyła brwiami. – Może uda mi się upolować którego z futbolistów. Ach, jak mnie kręcą te ich mięśnie.

Zaśmiałam się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową. Angie była uosobieniem studentki. Była wesoła, frywolna i jedyne czego chciała od studiów to dobra zabawa i zawieranie nowych znajomości.

Ruszyłyśmy ramię w ramię w stronę wyjścia z auli. Opatuliłam się szczelniej płaszczem. Była końcówka roku i była naprawdę paskudnie.

– Lecę jeszcze do sklepu, potrzebujesz coś? – zapytała Angie, kiedy przekroczyłyśmy próg i wyszłyśmy na zalany słońcem dziedziniec.

DZIEWCZYNA CALEBA (#1 Blizny, które zostawiliśmy) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz