24. Brooklyn

292 54 3
                                    


Serce biło mi dziko w piersi, kiedy zadałam to pytanie. Tak bardzo bałam się odpowiedzi. A kiedy w końcu padła, miałam wrażenie, że przecięła moje serce jak ostra strzała. Nie potrafiłam powiedzieć, jakie obudziła we mnie emocje. Czułam się zraniona, ale to nie było nic nowego. Nadal nie potrafiłam puścić tego wszystkiego w niepamięć i pozwolić tej ranie się zabliźnić. Wiedziałam, że już dawno powinno mi przejść. To było całe trzy lata temu i nic z tego nie miało już znaczenia. A mimo to, świadomość, że Colton wiedział, że to nasze pożegnanie, uwierała jak drzazga wbita prosto w serce. Nie potrafiłam go zrozumieć. Wiedziałam, że zawsze uważał się za gorszego i niegodnego miłości. Wiedziałam, że jego samoocena była niska. Wiedziałam to wszystko, ale byłam też pewna, że byłam osobą, której ufał. Jedną jedyną na całym przeklętym świecie, której nie zostawiłby bez słowa pożegnania. I to bolało najbardziej.

Tyler patrzył na nas z zdezorientowaniem, a Jillian nadal stała w progu jadalni. Dziwne napięcie unosiło się w pomieszczeniu, ale nikt nie miał odwagi go przerwać. Wpatrywałam się w ciemne jak noc oczy Coltona, czując dziwną nostalgię. Był tak blisko mnie. Siedział obok na krześle. Wystarczyło wyciągnąć dłoń, żeby go poczuć. A jednocześnie miałam wrażenie, że był cholernie daleko.

Cisza dzwoniła w uszach, a ja bałam się nawet mrugnąć. Miałam wrażenie, że jeśli to zrobię Colton zniknie, jakby był jedynie sennym majakiem. A ja znowu zostanę sama. Bo dopiero teraz, siedząc w tej jadalni, daleko od domu, uświadomiłam sobie jak bardzo samotna się czułam przez te trzy lata. Dopiero teraz dotarło do mnie, że mimo całej nienawiści, mimo całej złości i cholernej góry wyrzutów, tęskniłam za Coltonem. Bo oprócz Caleba to właśnie on był moją bezpieczną przystanią. Kimś kto odganiał lęk i smutek. Kimś dla kogo przez pewien czas biło moje serce.

Głośny dźwięk mojego dzwoniącego telefonu, sprawił, że podskoczyłam w przestrachu. Zamrugałam szybko, a serce biło mi w piersi tak szybko, jakbym przebiegła maraton. Czułam je kołaczące w gardle.

– Przepraszam – wymamrotałam, wstając od stołu. Nadal czułam na sobie spojrzenie Coltona, ale nie miałam już odwagi, żeby na niego spojrzeć. Minęłam w progu Jillian i niemal biegiem ruszyłam w stronę frontowych drzwi, omal nie wywracając się gdy zakładałam buty. Lodowaty podmuch wiatru uderzył mnie w twarz, nieco mnie orzeźwiając. Biały napis z imieniem Palmer rozmazał mi się przed oczami, uświadamiając mi, że wypełnione były łzami.

– H-halo? – Głos mi zadrżał, kiedy odebrałam połączenie. Podeszłam do drewnianej barierki, a weranda skrzypiała z każdym kolejnym krokiem. Metalowe dzwoneczki wiszące pod sufitem werandy brzęczały na wietrze.

– Rozmawiałaś z ojcem? – rzuciła na wstępie Palmer. Była poruszona. Zmarszczyłam brwi, obserwując linię drzew w oddali. Zostawiłam wyciszony telefon w torbie i dopiero dzisiejszego poranka zabrałam go do ręki. Widziałam kilkanaście połączeń od ojca i Palmer, ale nie byłam gotowa zmierzyć się z rzeczywistością, więc najzwyczajniej w świecie je zignorowałam. We wnętrzu samochodu Coltona łatwo było udawać, że studia, obowiązki i cała reszta świata nie istniała.

– Czemu o to pytasz?

Przez chwilę po drugiej stronie linii zaległa cisza.

– Wystawiłaś mnie wczoraj – zaczęła. – Dziś rano poszłam do twojego akademika. Twoja współlokatorka, Angie, powiedziała mi, że wyjechałaś. – Z każdym kolejnym słowem w jej głosie brzmiało więcej emocji. – A potem zadzwonił do mnie twój ojciec. Twój ojciec do mnie dzwonił, Brook! – wykrzyknęła, jakby to było w tym najdziwniejsze. – Chciał wiedzieć, gdzie jesteś.

DZIEWCZYNA CALEBA (#1 Blizny, które zostawiliśmy) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz