《13》

318 21 7
                                    

Nagle, las stał się straszniejszy niż wcześniej. Powietrze zgęstniało, a szalik zaczął przeszkadzać w swobodnym oddychaniu. Poprawiłam pompon z czapki, opadający na oczy. W trakcie szamotaniny, trochę się naderwał.

- Co robimy? - zapytałam. - Chyba, powinniśmy to sprawdzić... - zasugerowałam, nim zdążył odpowiedzieć.

Spojrzał na mnie, a następnie sięgnął do cholewki czarnego buta. Wysunął ostry, niewielki sztylet zakończony nakładką, chroniącą przed skaleczeniem.

- Wracaj do domu. - zażądał, zdejmując ochronę.

Rozchyliłam usta, zaraz natychmiast je zamykając. Nie spodziewałam się, że nosi przy sobie broń choć, gdy o tym pomyślę takie podejście jest zdecydowanie roztropne.

- Chyba sobie żartujesz. - podparłam ręce na biodrach. - Nie stchórzę. - fuknęłam. - Idę z tobą.

Nie skomentował mojego wyboru - i słusznie. Kazał trzymać się blisko, nasłuchując każdego kroku.
Zgrabnie, jak na kilka warstw ubrań przeskoczyłam wąski strumień. Idąc głębiej w las, ślad powoli zaczął się urywać pozostawiając tylko czerwone, niewielkie kropki. Ktoś, zdołał zatamować krwawienie lub ustało samoistnie.

- Nic tu nie ma. - oznajmił w głuchą ciszę. - Wracajmy.

Kiwnęłam głową, wracając na poprzednią ścieżkę.

- Czekaj. - zatrzymałam się gwałtownie, zerkając przez ramię. - Coś słyszę...

Prawie na mnie wpadł, przystając w ostatnim momencie.
Nasłuchiwaliśmy, aż trzasnęła gałąź ewidentnie pod czyimiś butami. Panika, zalała moje ciało, ale starałam się myśleć racjonalnie. Zagryzłam wargę, szukając miejsca gdzie moglibyśmy się ukryć.
Niestety, Levi miał całkowicie inny plan. Kapitan, wolał podstawić na nagłą konfrontacje, nawet jeśli po drugiej stronie, będzie czekać wykwalifikowany morderca.

- Poczekaj... - złapałam za rękaw kurtki. - Ukryjmy się gdzieś, nie wiesz kto tam będzie.

W niewielkim świetle księżyca, ledwo widziałam męską twarz. Mimo to, mogłabym przysiąc, że nie zgadzał się z moim rozsądnym podejściem. Obawiałam się, zostawić go samego.

- Dwójka. - przełożył ostrze, między palcami. - Dwie pary butów....

Przechyliłam głowę, pocierając zmarznięte ręce.

- Skąd... - urwałam w połowie, widząc jak odchodzi.

Pobiegłam truchtem z każdym krokiem, słysząc intensywną odpowiedź drugiej strony.

- Nie wychylaj się. - ostrzegł, gwałtownie przystając.

Bez cienia sprzeciwu, pozostałam na wyznaczonej pozycji. Zacisnęłam ręce w pięści, oczekując nieznanego.
W okolicy, nie przebywał nikt więcej oprócz nas - przynajmniej, taką informację uzyskałam przy posiłku.
W takich momentach żałuje, słuchania strasznych historii opowiadanych przez babcie. Jako mała dziewczynka, chciałam wytrwać do końca, nawet jeśli kończyło się nieprzespanymi nocami.
To Hange była tą, wytrwalszą.

Była. Teraz, nie jestem już taka pewna.

Dźwięk butów uderzających o śnieg, zmieszał się z jękami, pełnymi bólu. Zmrużyłam brwi, podchodząc bliżej. Im bardziej skracałam dystans, tym miałam większe wrażenie, że znam te głosy.
Z mroku nocy, wyłoniły się dwie męskie sylwetki. Jedna wyższa i szczupła, druga niższa, ale barczysta. Wycofałam się do tyłu, nie próbując zgrywać chojraka.
Nawet poznanie, tożsamości tajemniczych postaci, nie uspokoiło bicia serca. Biorąc pod uwagę, wcześniejsze przypuszczenia.
Na szczęście, miałam obok osobę, która widząc swoich żołnierzy, przejęła natychmiastową inicjatywę.

Freckled 》Levi x OC|🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz