《11》

332 20 7
                                    

Obudziłam się, głośno ziewając. Pochyliłam sylwetkę do przodu za późno orientując się, że siedzę nad przepaścią. Zanim zdążyłam krzyknąć, ktoś gwałtownie odciągnął mnie do tyłu.

- Co ty, najlepszego wyprawiasz?

Och, to on. Zwlekłam się z podłogi, podnosząc ciało do pionu. Głowa, pulsowała niemiłosiernie przez złą pozycję do spania i brak dostatecznego nawodnienia. Usta, przypominały papier ścierny. Dawno, tak bardzo nie pragnęłam błyszczyka.

- Źle sypiam, ostatnio. - posłałam przepraszające spojrzenie, ściągając gumkę ze spuszonych włosów.

Potarłam oczy, dostrzegając kilka czarnych punktów, poruszających się w zawrotnym tempie.

- Mur nie mógł upaść. - stwierdziłam, lekko żwawiej, gdy dostrzegłam nadjeżdżającą pomoc. - Już dawno, zjedliby nas żywcem.

- Ta. - burknął, otrzepując spodnie. - Spadajmy stąd.

Nie brzmiał jak osoba, przejmująca się aktualną sytuacją. W porównaniu do mnie, ledwo trzymającej emocje na wodzy. Ekscytacja, mieszająca się ze strachem bywa niebezpiecznym narkotykiem.
Zrobiłam krok w przód, stawiając stopę na schodzie. Przestałam, gdy usłyszałam liczne głosy, dochodzące z zewnątrz.
Wszędzie, poznałabym te dwa charakterystyczne, rzucające jadem - tony.

- Co tu do cholery, robi żandarmeria? - zapytałam, wychylając głowę przez balustradę. - Może zostanie tu to nie taki zły pomysł... - zmrużyłam brwi. - Wiesz, można zacząć uprawiać owies, posadzić rośliny i...

Prędko i jakże skutecznie, zostałam ominięta i ostatecznie olana. Wypuściłam powietrze, mamrocząc do samej siebie pocieszające słowa.

- Gdzie Erwin?

- Smith, miał lekki problemy. - odparł Nile, lekceważąc Hange. - Ta ruda wiedźma, została pożarta?

Zacisnęłam usta, pocierając czoło z bezsilności. Przyczepił się do jednego przezwiska i nie odpuści, aż do śmierci. Bardzo dojrzałe stanowisko jak na mężczyznę z dziećmi.

- Kto by ją chciał?

Zabolało.

Nie mogę dać im tej satysfakcji. Nie pozwolę, by kolejny raz zamienili moje życie w piekło. Jestem dorosłą kobietą, nie dam sobą pomiatać.

- Na pewno, jestem smaczniejsza niż ty. - przeskoczyłam dwa stopnie z lekceważącym spojrzeniem, omiatając Filiph 'a. - Co się stało, że żandarmeria odważyła się wyjechać tak daleko? - uniosłam brew. - Nie obleciał was strach? - ułożyłam usta w podkówkę, udając smutek.

Nie czekałam na odpowiedzi, miałam je serdecznie gdzieś. Popędziłam w stronę czarnej klaczy, chwytając za lejce.

- Nie spotkaliście po drodze, żadnego tytana? - nie dawała za wygraną.

- Tytana? - parsknął. - Z tego co wiem, terenu obok muru Rose są wyczyszczone .

Spojrzeliśmy na siebie. Obawiałam się, że Wielebny nagle się wygada, mówiąc o wszystkim co do joty. Na szczęście, postanowił kontynuować śluby milczenia.

- Tak, masz rację. - przytaknęła Emily z wyczuwalną sztucznością. - Jedźmy już.

Zarzuciła włosami, niechętnie obejmując w pasie żandarma.
Ręce zaczęły mi się pocić z nerwów, gdy do konia którego wybrałam, zaczął zbliżać się Filiph. Omiotłam wzrokiem lekki zarost, dłużej zatrzymując się na bandażu zakrywającym oko.
Gdyby nie znajomości w życiu, nie dopuściliby go do służby.

Freckled 》Levi x OC|🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz