《21》

165 15 17
                                    

Po tygodniu, dostaliśmy przepustkę i pozwolenie na odwiedzenie Wielebnego. Pierwotnym założeniem było zabranie ze sobą Erwin 'a, ale brak zezwolenia lekarza skutecznie zepsuł plany. Wobec tego wybrałam innego kompana na tę mało, ekscytującą podróż. Przynajmniej do czasu, aż stąd nie wyjdziemy. Późniejszy plan, wydawał się całkiem miłą odmianą zamiast ciągłego siedzenia w siedzibie oddziału stacjonarnego.

Ów kompan, również nie powinien wychodzić poza budynek. Na jakąkolwiek, konstruktywną krytykę ze strony lekarza, odpowiadał cichym - pierdol się. Nie próbowałam nawet, wszczynać dyskusji.

- Co on tu robi? - wskazał palcem na mężczyznę, siedzącego na krześle. - Nie umawialiśmy się na to, miałaś być sama.

W teorii, miał rację.
W praktyce, nie dostałam takiej szansy.

- Po prostu, porozmawiajmy. - zalałam wrzątkiem herbaty, używając lewej ręki.

Nie było to proste, musiałam nauczyć się wszystkiego od początku. Myślę, że Arthur miał rację, komentując, że wypieram amputacje. Powinnam ćwiczyć pozostałe palce, nauczyć się jak dobrze z nimi funkcjonować, ale coś mnie blokowało. Za każdym razem, gdy próbowałam organizm nieubłaganie zmierzał do ataku paniki.

- Czego znowu chcecie?

Jego ton, gdy był tu Levi nie należał do kategorii sympatycznych. Proponowałam, że mogę po prostu sama pojechać, ale argumenty drugiej strony były jasne i klarowne - musiał być świadek, najlepiej wyższego stopnia, by nikt, nikomu nie zarzucił kłamstw.

- Co wiesz, o życiu Histori Reiss?

Listownie, przekazałam kilka, ważnych informacji. Żadna z nich, nie była napisana wprost. Sądząc bo braku szczególnej reakcji, domyślił się, że znamy prawdę.

- Tobie powiem, jemu nie.

Przysięgam, nawet z tego miejsca widziałam, jak drży mu każdy, najmniejszy mięsień. Starał się zachować spokój. Siedział wyprostowany jak struna, nie spuszczając oczu z Wielebnego. Zupełnie jakby ten w każdej chwili, mógł wyciągnąć nóż.

- Nick, proszę cię. - oparłam łokcie na stole, splatając palce. - Nie utrudniajmy tego.

Skrzywił się, uwydatniając zmarszczki na czole. Potarł przedramię, możliwe, że przypominając sobie wszystkie razy, kiedy oddał mu za nadobne.

- Alma była służąca pracująca w gospodarstwie z czasem, została jego kochanką. Po tym, jak zaszła w ciążę, została odesłana na farmę.

Levi prychnął, zbyt głośno, by ktokolwiek mógł to zignorować. Powoli, odwlekając konfrontacje w czasie, odwróciłam głowę. Złączyliśmy spojrzenia i mam nadzieję, że poczuł moją złość. Jeśli nie, zaraz zobaczy ją na własne oczy.

- Nie dziwi mnie, rekcja Kapitana. - odezwał się, aż zbyt spokojnym tonem. - W końcu sam, nawet nie zna swojego ojca.

Natychmiast poderwał się do góry, a ja razem z nim. Stanęłam po środku, nie pozwalając przejść. Tego było już za wiele, moja cierpliwość się wyczerpała.

- Wyjdź. - rozkazałam, unosząc brodę.

Nie miałam ochoty słuchać słów sprzeciwu, które na pewno, by się pojawiły. Szarpnęłam go za przedramię, prowadząc w stronę drzwi. Choć mógł w dowolnej chwili się wyrwać, nie zrobił tego. Pozwolił prowadzić się mojej złości, aż nie znaleźliśmy się na zewnątrz.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - wybuchłam niczym wulkan emocji. - Próbuję coś załatwić! Myślisz, że rozmawianie z nim to moja pieprzona pasja?!

Spiorunowałam wzorkiem, dwójkę przechodniów. Słusznie przyspieszyli bo byłam gotowa i na nich na skoczyć.

Freckled 》Levi x OC|🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz