《19》

214 17 10
                                    

Wiedziałam, że nie zaprotestuje. Byłam dla niej nikim, szczególnie, że z jakiegoś powodu w grę wchodziło życie Christy. Nie mogłam po takich osobach, spodziewać się jakiejkolwiek moralności. Ich intencje nie są dla mnie jasne, jednocześnie w żadnym momencie nie pozwolili się zrozumieć.
I to tym, tak bardzo różnią się od Eren 'a.
Tak, bywa porywczy, przesadnie emocjonalny, lecz z jego ruchów biję uderzająca szczerość.

Mam nadzieję, że się nie mylę.

Niebo ponownie, zalał ciemno - granatowy kolor. Pierwsze krople deszczu, uderzające o zranione ciało dały chwilowe wytchnienie ulgi. Zwilżyłam wysuszone na wiór wargi, zbierając językiem kilka kropel.
Dopiero teraz, zdałam sobie sprawę, że mimo jasnego rozkazu wcale nie leżę na ziemi. Ymir, pozostawiła mnie na najniższej gałęzi, skazując na wolniejszą, pełną lęku śmierć.

Pamiętam, gdy w trakcie ekspedycji szykowaliśmy się do złapania Annie w pułapkę. Kroki, dudnienie dochodzące z gąszczu, były, aż do cna przerażające. Boimy się tego co nieznane, niewidoczne dla oka. Może właśnie dlatego cała drżę, słysząc pojedyncze tąpnięcia.
Mogłabym się obrócić stanąć w oko w oko z tytanem, ale nie zrobię tego.

Chcę mieć kontrolę, podjąć świadomą decyzję o przymknięciu powiek i zapadnięciu w sen.
Spotykając się z głębokim bólem, pozwalając mu zaistnieć, świadomie wkraczasz w śmierć. A kiedy już taką właśnie śmiercią umrzesz, stwierdzasz, że śmierci nie ma - więc nie ma czego się bać.

Cień nade mną, zmienił się gwałtownie zakrywając całą sylwetkę. Wstrzymałam powietrze, gdy kilkumetrowa poczwara uniosła mnie do góry. Wcześniejsze próby odcięcia się od bólu, bodźców, czy czegokolwiek - odeszły w niepamięć. Zaczęłam płakać, krzyczeć resztkami sił, ryć paznokciami w grubej skórze tytana.
Lata nauki, nawet nie pozwoliły mi przypuszczać, że to coś da, ale tchnięta siłą woli próbowałam do końca.
Obrzydliwy, mdły oddech dotarł do nozdrzy, zdecydowanie za szybko. Ledwo powstrzymałam wymioty, skupiając uwagę na żółto - czarnych zębach większych od mojej głowy.

Lekki stukot kopyt, dotarł do mnie z dużym opóźnieniem. Ten dźwięk wydawał mi się tak nieprawdziwy, nierealny i oddalony o tysiące, miliony lat.

- Zostaw ją, ty kupo gówna!

Obślizgły język, niemal mlaskał moje przedramię. Wbiłam zęby w wargę, kurczowo zaciskając ręce na kolanach.

Znienacka, wyczułam dodatkowy ruch z obydwu stron. Szybki, dynamiczny na tyle, by poszatkować tytana na drobne kawałki. Jedno z ostrzy, lekko drasnęło mnie w policzek. Runęłam w dół, opleciona łapą amortyzującą upadek. Spojrzałam w górę na parujące cielsko, ledwo stojące na dwóch, prostych nogach. W ostatniej chwili, ktoś złapał mnie za ramiona, odciągając od bolesnego przygniecenia.

- Adeline... - odgarnął włosy. - Jezu dziewczyno, ale nas wystraszyłaś...

Rozpoznałam w nim Hannes 'a. Wiecznie uśmiechnięty mężczyzna, patrzył na mnie z ogromnym niepokojem wypisanym w piwnych oczach. Wyciągnęłam rękę, dotykając miejsca w którym wcześniej, widniała rana. Syknął z uczucia dyskomfortu, posyłając blady uśmiech.

- Jest dobrze. - uspokoił. - Tylko wyglądało strasznie, ominęła najważniejsze narządy.

Wypuściłam powietrze, uciekając wzrokiem w bok. Z tej perspektywy, mogłam zauważyć tylko kilkanaście par kopyt. Uniesiona do góry, zobaczyłam wielu żołnierzy z przeróżnych, dywizji wojskowych. Moją uwagę przykuła grupa, stojąca na czele z Erwinem Smithem. Nigdzie nie widziałam Hange oraz Levi 'ego.

- Zabierz ją do szpitala. - oznajmił stanowczo, schodząc z konia.

Gdy znalazł się dostatecznie blisko, poczułam ponowną chęć walki o prawdę. Złapałam zdrową ręką za białą koszulę, zbliżając go do siebie na tyle, by tylko on mnie usłyszał.

Freckled 》Levi x OC|🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz