Rozdział Siedemnasty

37 3 1
                                    

Patrzyłam na chłopaka, który ewidentnie był przerażony. Cała sytuacja była dość abstrakcyjna. Ja siedziałam przestraszona na podłodze, a on po drugiej stronie pokoju stał przerażony.

- Jak to jest w szpitalu? - Zapytałam.

- Nie wiem, prosiła żebym zajął się dzieciakami, ale ja sam nie dam rady. Jestem zbyt zdenerwowany.

- Hej, spokojnie. Wezmę tylko kilka rzeczy i możemy pojechać.

Chłopak pokiwał głową, a ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Wzięłam kolorowankę i kilka mazaków.

- Zajedziemy do sklepu ale tak na szybko? - Spojrzałam na chłopaka, który delikatnie się uspokoił.

- Pojadę później, jak będę wiedział, że wszystko dobrze z Poppy - Wyjaśnił - Chyba, że to pilne.

- Nie, chciałam tylko jakieś przekąski dla Lacey.

- Dobra, później po to pojadę, dobrze maluchu? - Jego dłoń, musnęła delikatnie moją.

Zgodziłam się, a po pół godzinie parkowaliśmy pod dużym domem jego siostry. To nie był dom, to była raczej rezydencja.

- Chodź mała - Złapał moją dłoń.

Szliśmy po ścieżce wyłożonej z małych kamyczków. Ogród był zadbany, a moimi jesieni kwitły piękne kwiaty. Chłopak łapał za pozłacaną klamkę, a do moich uszu odrazu dobiegł głos kobiety.

- Zamknij się Mark i sprawdź do cholery jak ma się Lacey i czy Mick nie ma pełnej pieluchy! - Krzyknęła.

- Żyje, to znaczy, że nie jest tak źle jak myślałem - Szepnął brunet, a na jego twarzy wymalowała się ulga - Już jesteśmy!

- Dzięki kurwa Bogu! - Powiedziała Poppy - Matty ależ ona piękna! Gdzieś ty ją znalazł?

- To jest Ava - Przedstawił mnie.

- Ava Taylor - Powiedziałam podając dłoń.

Mina kobiety przez chwilę była zszokowana, ale szybko się uśmiechnęła, podając dłoń.

- Poppy, jeszcze Edwards, ale za dokładnie dwa tygodnie Webber.

- Co się stało Poppy? - Zapytał przejęty brunet.

- Nie wiem, wydaję mi się, że to jakieś powikłania po porodzie. Zapewne zrobili coś źle.

- Ja może was zostawię na chwilę? - Zaproponowałam.

- E tam nie ma sprawy Ava, to nic takiego zaraz tam pojadę z Markiem i wszystko załatwimy. Igraszki jeśli moje dzieci bedą już spać - Zaczęła.

- My nie... - Przerwała mi.

- Ale proszę o czujność, moje dziecko ma dwa tygodnie. Lacey i tak już jest rozbudzona przez moje wrzaski, ale niech nie je za dużo słodyczy. Jestem wam wdzięczna, kocham buziaki - Ruszyła do wyjścia - Mark, rusz się bo za chwilę tutaj umrę!

Narzeczony kobiety, był obok niej po kilku minutach, mówiąc przelotem gdzie są dzieci. Zarzucił kurtkę, a po chwili było słychać już tylko dźwięk odjeżdżającego samochodu.

- Kobieta sukcesu - Powiedziałam cicho.

- Jest dyrektorem szpitala, ta kobieta jest jak ogień - Zaśmiał się - Chodźmy do dzieci.

Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu, były tu schody, miejsce na kurtki i przejście do salonu. Dalej był korytarz, który prowadził do kuchni i jadalni.

- Ogromne wnętrze - Zachwycałam się.

- Lubią przepych, ale nie myśl, że są snobami.

W salonie na kanapie leżał mały Mick, a obok niego przy stoliku siedziała Lacey.

Look for me..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz