7:00 Sobota tydzień później
Przez cały tydzień nikt nie miał na nic siły ani humoru. Bliźniaki odwołali urodziny. Archel nie mógł zagrać w jednym z najważniejszych meczy. Pani Sophia wzieła tydzień wolnego. A dziadkowie wprowadzili się do nas. Mimo że stracili syna, to jako jedyni trzymali się jako tako.A dzisiaj był ważny dzień. Był to pogrzeb Jamesa. Dzień, który powinien nadejść o wiele później.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę!- zawołałam.
W drzwiach staneła babcia Hala. Niska i krągła kobieta. Z uroczym i przyjaznym wyrazem twarzy mimo licznych zmarszczek. I pięknymi jasnymi oczami.
-Cześć kochana. Sophia woła ciebie i Archelcia na dół.-uśmiechneła się i wyszła.
Szybko się ubrałam w mój docelowy outfit. I lekko umalowałam.
Gdy zeszłam na parter ujrzałam Sophie i Archela na kanapie. Podeszłam do nich i usiadłam obok chłopaka.
-Cześć.- przywitał mnie delikatnym pocalunkiem, który oddałam.
-I dzień dobry Sophio.- uśmiechnełam się do kobiety.
-Dzieci, mam do was pytanie. Bardzo zaimponowała mi wasza relacja, no nie od początku więc myślę, że mogę wam to powiedzieć.- zaśmiała się.- Gdy pobierałam się z Jamesem obiecaliśmy sobie, że co by się nie działo będziemy razem, ale gdyby się coś stało to nie poddamy się. I tak, wiem, że nie chce wam się słuchać o historiach miłosnych, ale jest to ważne i przyda wam się. I wiem, że może nie jesteście gotowi na zmiany, ale zmiany to część życia. I wiem, że jesteście przytłoczeni sytuacją tak samo jak ja. Ale życie toczy się dalej i im szybciej wrócimy do normy tym lepiej dla wszystkich. A więc moje pytanie brzmi tak....Czy ty Ava traktujesz ten związek poważnie i gdzie widzisz się za pięć lat?- zapytała.
-Tak, traktuję ten związek poważnie, nawet bardzo.
I za pięć lat widzę siebie w willi z basenem, z Archelem z psem i siebie w ciąży. Ava Wilson.-zaśmiałam się.-A ty Archel?- zapytała podejrzliwie.
-Ja traktuję ten związek poważnie. A za pięć lat widzę się w nowym lambo w którym siedzi też taka jedna Ava Wilson, rodząca i drąca się na mnie dlaczego tak wolno jadę. A potem będzie obrażona, bo nie zatrzymałem się w maku.- mówił zupełnie poważny.
- A więc uważam wasz związek za idealny. I taki który jest już gotowy na zmianę. Jak wiecie mamy trzy firmy, które z Jamesem ledwo co prowadziliśmy w dwójkę. A więc tym bardziej sama ich nie poprowadzę, więc ty Ava dostajesz moją firmę Peony, a ty Archel dostaniesz firmę ojca. Za to ja będę miała więcej czasu dla was i dla dzieci. I zajmę się wspólną firmą. Mamy końcówkę listopada w poniedziałek pierwszy grudnia więc zapraszam do pracy. Co wy na to?- zapytała.
-O wow mamo. Dziękuję, to było moje marzenie.- chłopak podbiegł do matki i ją wysciskał.
-A ty słońce nie cieszysz się?- zapytała zmartwiona.
-Ja bardzo dziękuję, ale nie mogę. Za kilka miesięcy będę musiała wrócić do Polski. Nie ma to sensu. -tłumaczyłam się, ale po chwili doszło do mnie to co powiedziałam i automatycznie moje oczy się zaszkliły.- Boże! Nici z mojego planu za pięć lat za pięć lat tu mnie nie będzie.- rozpłakałam się.
-Hej nie płacz. Mianowała bym cię szefową na nawet jeden dzień, bo wiem, że będizesz genialna. A po drugie szkoda by było gdybyś wyjechała, bo opłaciłam wczoraj studia na kolejne cztery lata.- zaśmiała się.
-Co!?- krzyknełam.
- No to ja nie chcę być w tyle. Ty zapewniasz jej tyle zmian, a ja to co.- wzrócił się do matki.- Ava czy chcesz ze mną zamieszkać? Tylko ze mną, w centrum? W apartamencie? I wreszcie go urządzić, lepiej niż ja to zrobiłem?- zapytał.
-Tak!- krzyknełam.
Nareszcie po kilku dniach przyszła do mnie radość. I ten dzień wszyscy zapamiętaliśmy jako cudowny dzień, a żegnanie Jamesa zapamiętałam jako wzruszający moment, pełen nadziei, wspomnień i emocji.
CZYTASZ
Studencka wymiana
Teen FictionAva Miller, 21 letnia studnetka weterynarii dostaje się na wymianę studencką do ameryki. Tam poznaje swoich host rodziców z którymi zamieszka na jakiś czas, oraz ich trójką dzieci. 22 letnim Archelem który również studiował weterynarię i 10 letnimi...