63

6 1 0
                                    


Wieczorem Theo i Eliana wspięli się na wieżę astronomiczną, która tego dnia była wyjątkowo spokojna. Wiatr delikatnie muskał ich twarze, a niebo nad nimi było pełne gwiazd. Oparli się o barierkę, patrząc na rozciągający się krajobraz, który wydawał się nie mieć końca. Theo, jak miał w zwyczaju, sięgnął po paczkę papierosów, wyciągnął jednego i już miał go zapalić, gdy Eliana szybkim ruchem mu go zabrała.

— Hej! — zaśmiał się, patrząc na nią z lekkim zaskoczeniem. — Co ty robisz?

Eliana uśmiechnęła się figlarnie, unosząc papierosa do ust i udając, że go zapala.

— Może dziś ja powinnam zapalić, a ty tylko patrzeć? — odpowiedziała z przekomarzaniem w głosie, unosząc brwi.

Theo przyglądał jej się z rozbawieniem, a jego spojrzenie stawało się coraz cieplejsze. Po chwili jednak delikatnie sięgnął po papierosa, przejmując go z jej dłoni.

— Zawsze chcesz mieć ostatnie słowo, prawda? — powiedział, uśmiechając się do niej szeroko, po czym schował papierosa z powrotem do kieszeni.

— Tylko wtedy, kiedy się ze mną drażnisz — odpowiedziała, opierając się o jego ramię. Theo objął ją delikatnie, a Eliana spojrzała w górę na migoczące gwiazdy.

Cisza między nimi była spokojna, jakby wszystko, co ważne, nie musiało być wypowiedziane na głos. Oboje wiedzieli, że ten wieczór, na kilka dni przed balem i zakończeniem roku, był jednym z tych, które będą pamiętać na długo.

Theo wyciągnął z kieszeni drugiego papierosa i, z uśmiechem na twarzy, podał go Elianie.

— Proszę, teraz na serio — powiedział, patrząc na nią z czułością.

Eliana wzięła papierosa, a Theo zapalił jej go delikatnie, trzymając zapalniczkę tuż przy jej ustach. Kiedy oboje zaczęli palić, cisza na wieży była przerywana jedynie dźwiękiem wiatru i sporadycznym syknięciem żaru papierosów.

Stali obok siebie, wpatrując się w horyzont, gdzie niebo zlewało się z linią lasu. Dym z papierosów powoli unosił się w powietrzu, mieszając się z chłodnym wieczornym powiewem. Theo od czasu do czasu zerkał na Elianę, obserwując, jak zamyślona patrzy przed siebie.

— Ciekawe, jak to będzie na balu — powiedziała Eliana, przerywając ciszę.

— Będzie dobrze. Idziemy razem, to się liczy — odparł Theo, delikatnie dotykając jej ramienia.

— Mam nadzieję — dodała Eliana, zaciągając się dymem. — Ostatnie dni były trochę szalone.

Theo przytaknął, zdmuchując dym i spoglądając na nią z boku.

— Ale przynajmniej jesteśmy w tym razem. Cokolwiek się stanie, będziemy to przechodzić wspólnie.

Eliana uśmiechnęła się na te słowa, czując, że mimo wszystkiego, co się działo, mogła na niego liczyć. Paliła powoli, delektując się chwilą spokoju, jakie rzadko mogły się zdarzyć w ostatnim czasie.

— Dzięki, Theo — powiedziała cicho, opierając głowę na jego ramieniu, czując, że w jego obecności nic nie może jej zagrozić.

Eliana usiadła na chłodnych kamieniach wieży, a Theo bez chwili zastanowienia zajął miejsce obok niej. Oparła głowę na jego ramieniu, czując bijące od niego ciepło, które kontrastowało z chłodnym wieczornym powietrzem. Westchnęła cicho, jakby w tej jednej chwili wszystko na chwilę ucichło, a świat zatrzymał się tylko dla nich.

— Wiesz — zaczął Theo, patrząc na nią z delikatnym uśmiechem — jesteś niesamowita. Nie tylko piękna, ale masz w sobie coś więcej... coś, co sprawia, że nie mogę przestać o tobie myśleć.

Theodore Nott - zakazany owoc czesc 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz