Dodatkowy rozdział

152 21 15
                                    

Faustyna siedziała na skraju łóżka w pokoju syna. Patrzyła na ramki ze zdjęciami, które z czasem przybrały patynę. Te zdjęcia były jedyną namiastką tego, czego Bartek junior nigdy nie zaznał — wspomnień o ojcu. To, co wiedział o Bartku, znał tylko z jej opowieści i opowieści bliskich. Był jeszcze nienarodzony, gdy Bartek przegrał walkę z rakiem, zostawiając ją samotną w chwili gdy najbardziej potrzebowała wsparcia. Ale w dniu, w którym dowiedziała się o jego śmierci, dowiedziała się również o czymś innym – że nosiła w sobie nowe życie.

Syn, Bartek junior. Imię, które Bartek zawsze chciał dać synowi, którego nie dane mu było zobaczyć. Gdyby tylko wiedział...

Życie Bartka było darem. Owocem miłości, ale też przypomnieniem o ogromnej stracie. Fausti czuła w nim część swojej miłości, jego duszę i serce, choć czasami widziała w synu kogoś zupełnie innego, nowego, nieskażonego bólem, który znała tylko ona. Bartek miał coś w sobie z ojca — jego spokojny sposób bycia, ciepłe spojrzenie, ale wyrósł na samodzielnego, niezależnego młodego mężczyznę, który z pasją żył pełnią życia, tak jakby chciał nadrobić wszystko, co stracił jego ojciec.

Tego dnia Bartek junior miał ważne spotkanie. Jego firma rozwijała się, miał wielkie plany na przyszłość. Często powtarzał, że musi stworzyć coś, co przetrwa, że musi sięgnąć po sukces, jakby w tym wszystkim była jakaś głębsza, niewypowiedziana misja. Faustyna przypominała sobie, jak mówił o swoich marzeniach, o podróżach, które planował, i jak cieszył się na nowe wyzwania. A teraz...

Telefon zadzwonił nagle, przerywając ciszę. Głos po drugiej stronie był pełen niepokoju, a serce Fausti zaczęło bić szybciej. Karetka. Wypadek. Syn stracił kontrolę nad samochodem na autostradzie.

Bartek czuł jak jego ciało opada, jakby zanurzał się w gęstą, miękką ciemność. Był moment, w którym czas przestał istnieć a wszystko stało się bezkresną ciszą. Czuł lekkość, jakby wszystko, co było materialne, nagle przestało mieć znaczenie. I wtedy zobaczył światło.

Było ciepłe, delikatne, nie oślepiało. Światło, które nie przyciągało, ale otaczało go swoim spokojem. Nie miał pojęcia, gdzie jest, ani co się dzieje, ale nie czuł strachu. Szedł przed siebie, prowadzony jakimś wewnętrznym impulsem. Im bliżej podchodził, tym bardziej czuł, że to miejsce nie jest obce. Było w nim coś znajomego.

Na horyzoncie pojawiła się postać. Z początku niewyraźna, rozmyta, jakby była częścią światła, ale z każdym krokiem nabierała kształtów. Kiedy wreszcie stanął naprzeciwko niej, poczuł jakby znał tę osobę całe życie, choć nigdy jej nie widział. Twarz, która wydawała się mu dziwnie znajoma, choć nie mógł sobie przypomnieć skąd. A potem uderzyło go z pełną siłą: to był jego ojciec.

— Synu — powiedział ciepły głos. — Nareszcie cię widzę.

Bartek nie mógł znaleźć słów. Przez całe życie marzył o tej chwili, wyobrażał sobie, jak by to było. Ale teraz, stojąc przed ojcem, którego nigdy nie poznał, poczuł nagłe zrozumienie. Zrozumienie tego, czego słowa nie mogły opisać.

— Tato? — wyszeptał wreszcie, jakby bał się, że jeśli powie to głośno, wszystko zniknie.

Bartek uśmiechnął się łagodnie. Jego oczy były pełne miłości, zrozumienia i dumy, jakby patrzył na Bartka juniora przez wszystkie te lata z innego miejsca.

— Wiem, że było ci ciężko — powiedział Bartek. — I wiem, że szukałeś mnie, nawet jeśli nie zawsze byłeś tego świadomy. Ale ja zawsze byłem z tobą, synku. Zawsze.

— Dlaczego odszedłeś? — zapytał Bartek junior. To pytanie ciążyło mu przez całe życie. — Dlaczego nigdy mnie nie poznałeś?

Bartek spuścił wzrok, jakby to pytanie zabolało go bardziej, niż jego syn mógł sobie wyobrazić.

— Nie miałem wyboru — odparł. — Choroba była silniejsza niż ja. Ale to, że mnie nie było fizycznie, nie znaczy, że nie byłem przy tobie. Byłem tam, widziałem, jak dorastałeś. I jestem dumny z tego, kim się stałeś.

Bartek junior czuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. Wzruszenie, które narastało w nim przez lata, teraz eksplodowało. Chciał powiedzieć tak wiele rzeczy, ale nie wiedział, od czego zacząć. Zamiast tego tylko zapytał:

— Czy teraz umieram?

Ojciec spojrzał na niego poważnie, ale z delikatnym uśmiechem.

— Nie, synu. To jeszcze nie twój czas. Masz przed sobą wiele do zrobienia. Ale chcieliśmy się spotkać. Na chwilę. Żebyś wiedział, że nie jesteś sam, nigdy nie byłeś.

— A mama? Co z nią?

— Ona cię kocha bardziej, niż jesteś w stanie to pojąć. Opiekowała się tobą, gdy mnie już nie było. Zawdzięczasz jej wszystko, co masz. Pamiętaj o tym i otocz troską jaką ona prowadziła Cię przez całe życie.

Bartek czuł, jak jego serce się zaciska. Zawsze wiedział, że mama była jego ostoją, ale teraz zrozumiał to jeszcze głębiej.

— Tato... — zaczął, ale nie dokończył. Bartek podszedł bliżej i przytulił go. To uczucie było tak realne, tak ciepłe i kojące, że chciał aby trwało wiecznie.

— Musisz wracać — powiedział, odrywając się od niego delikatnie. — Ale pamiętaj, że ja tu będę. Zawsze.

Światło zaczęło się zmieniać, zaczęło blaknąć a Bartek junior poczuł jak coś go przyciąga z powrotem, jakby jakaś siła zabierała go z powrotem do rzeczywistości. Nie chciał odchodzić, ale wiedział, że musi.

Faustyna siedziała na krześle obok łóżka szpitalnego, trzymając za rękę swojego nieprzytomnego syna. Lekarze mówili, że jego stan jest krytyczny, ale że jest szansa. Modliła się, jak nigdy dotąd. Modliła się, żeby go nie stracić, tak jak straciła Bartka. I wtedy nagle, poczuła lekkie drgnięcie w dłoni. Najukochańszy syn, otworzył oczy.

Jego spojrzenie spotkało się z jej i przez moment, jakby między nimi przepłynęła niewypowiedziana rozmowa. Uśmiechnął się lekko.

— Widziałem tatę — wyszeptał.

Fausti zamarła, łzy napłynęły jej do oczu. W sercu poczuła coś, co trudno było opisać. Nie musiała pytać więcej, wiedziała, że to prawda.

— Widziałem tatę — powtórzył raz jeszcze, zamykając na chwilę oczy, jakby przypominając sobie tę chwilę. — I powiedział, że zawsze był z nami.

Cisza wypełniła pokój a Fausti wiedziała, że to co właśnie usłyszała było darem, którego nie mogła nawet wyrazić słowami. Bartek junior wrócił do niej, a z nim wróciło coś jeszcze — świadomość, że miłość nie umiera nigdy.

Wiele osób wspomina o tej książce...

Na dobrą noc 🤍

Gdzieś pomiędzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz