Tatrzańskie Tak!

323 20 6
                                    

Za oknem Tatry, śnieżnobiały puch. Przysypane szczyty dają spokój oraz budzą respekt. Jedna z tych rzeczy jest mi niezwykle potrzebna w tym momencie. Przygotowania dobiegają końca, razem z nami są nasi najbliżsi. Każda z towarzyszących nam osób wnosi ogrom wspomnień do naszego życia. Są rodzice, mój brat, Przemek z Wiką oraz pani Adelka, która dwa tygodnie temu pożegnała swojego ukochanego męża. Czerń oplotła jej ciało, fotel z widokiem na stok oraz Giewont stał się oazą a Melody na kolanach pocieszeniem. Dzisiaj najważniejszy dzień w moim życiu, wieczór wigilijny wzmacnia magię nadchodzących wydarzeń. Nasza piękna, drewniana willa z bali mieni się płatkami śniegu. Jemioła, świerk, pomarańcze z goździkami zawładnęły tym miejscem. Od tygodnia szusujemy na nartach, budujemy odporność, zacieśniamy więzi. Wszystko, aby dzisiejszy dzień stał się zwieńczeniem naszej wspólnej drogi.

- Barszcz gotowy! Jeszcze tylko uszka, pierogi i wigilia gotowa! - poinformowała zgromadzonych mama Bartka. - Super mamo, dziękujemy. - podszedł do kobiety i złożył na jej czole pocałunek. - Chłopaki chodźcie, pomożecie mi poukładać prezenty pod choinką i przy okazji przyniesiemy drewno do kominka. - zarządził ojciec, Bartek wraz z Przemkiem udali się za mężczyzną. - Dobrze dobrze, trzeba uśpić czujność. - szepnął do bruneta przyjaciel, po czym klepnął go w ramię.

- To może my pani pomożemy ? - rzuciła Fausti w stronę swojej przyszłej teściowej, obejmując ramieniem swoją przyjaciółkę. - Dokładnie, zakładamy fartuchy, zakasamy rękawy i do pracy. Od czego mamy zacząć ? - zapytała czerwonowłosa. - Może przygotować ciasto a ja zajmę się farszem, później wspólne lepienie. Pasuje ? - kobieta zwróciła się do młodych dziewczyn z szerokim, ocieplającym serce uśmiechem. - Oczywiście, zaczynajmy bo nas późna noc zastanie. - piękniejsze połówki panów, zabrały się do pracy.

Zapalenie świecy na stole oznaczało rozpoczęcie wieczerzy wigilijnej. Każdy z nas złapał na opłatek, kruszył się w dłoniach. Czułem, że ta wigilia będzie moją ostatnią. Chciałem zapamiętać jak najwięcej, wypowiedzieć słowa niewypowiedziane, niczego nie żałować. Udałem się w stronę mojej pięknej blondynki, światełka wzbogacające choinkę mieniły się w jej niebieskich oczach. Miała na sobie piękny czarny kombinezon, złote dodatki. Czerwień jej ust, jeszcze nie zabarwiona barszczem przyciągała do siebie zatrzymując na sobie wzrok. Wyciągnąłem dłonie aby ułożyła w nich swoje, moje kciuki delikatnie gładziły miękkość jej skóry.

- Piękny wieczór, prawda ? - wbiła we mnie swój wzrok, powoli sięgając po opłatek leżący przy kominku. - To prawda, natomiast nie tak piękny jak ty. Wyglądasz zjawiskowo, przeszłaś samą siebie. - mógłbym wymieniać zalety mojej ukochanej jeszcze przez długi, długi czas. - Bartuś... - zaczął jej się łamać głos. - Spokojnie kochanie, może ja zacznę. Jestem ci bardzo wdzięczny za twoją obecność, nieocenione wsparcie, miłość oraz codzienny uśmiech. Oboje wiemy, że są to nasze ostatnie święta. Żal, niezrozumienie, złość towarzyszą nam od początku poznania diagnozy. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, natomiast chcę abyś zapamiętała te piękne momenty. W których spełnialiśmy marzenia, poznawaliśmy świat, nasza codzienna rutyna, która potęgowała doznania i wzmacniała więź. Tylko tyle, a być może aż tyle. Jesteś moim aniołem stróżem, który mnie strzeże na ziemi, rolę czas odwróci gdy moja ziemska droga będzie miała ostatni zakręt. Zapamiętaj kochana, że nasza droga się nie skończy. Moje ciało zabierze czas, natomiast moja dusza na zawsze zostanie przy was a szczególnie przy tobie. - jej oczy odgrywały taflę jeziora, wargi drżały próbując ukryć rozpacz. Dłonie stały się zimne jak lód a uśmiech zniknął tak szybko jak przybył. - Bartek co ja bez ciebie zrobię, co ja bez ciebie zrobię ? - zatrzymała swoje dłonie na granacie marynarki partnera, ściskając ją ostatkiem sił. - Ej ej ej, jakie bez ciebie. Faustynka, przecież ja tu ciągle jestem. Jeszcze się nie żegnamy, na to przyjdzie czas. - zatrzymał opuszkiem łzę, nie pozwolił jej spaść. - Będę do tej pory ocierał ci łzy, do póki żyję. Pozwolę jej spaść, gdy moje oczy zamkną się na wieczny czas. - ucałował czoło wybranki, spokój przywrócił uśmiech na twarzy a nadzieja podbijana świątecznym czasem mimo ogromnych chęci, zaczęła uciekać w cień.

Gdzieś pomiędzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz