Work day

36 3 4
                                    

- Ana, tylko nie krzycz - usłyszałam piskliwy głos w słuchawce i wzięłam głęboki wdech.

- Czy ja kiedykolwiek krzyczę? - spytałam zamykając oczy. Złapałam się za grzbiet nosa i uścisnęłam go - Zaskocz mnie, co się stało?

- Nie skleja mi się Excel.

Nastąpiła cisza z drugiej strony słuchawki. Wyciszyłam mikrofon i wzięłam głęboki wdech. Policzyłam do trzech i wypuściłam powietrze, po czym włączyłam mikrofon i chwyciłam po kubek z kawą.

- Prześlij mi go proszę

- Już już Ana, już wysłałam.

Spojrzałam się na załącznik. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam na co patrzę, aż w końcu z niedowierzaniem udostępniłam swój ekran.

- Irena, tutaj masz błąd w formule, zobacz - zaznaczyłam komórki z podejrzanymi wartościami - w dodatku w pierwszym arkuszu masz dane zaciągnięte z czerwca, a wydatki i budżet masz wyciągnięte z lipca. Dlatego masz taką różnicę - powiedziałam wpisując powoli poprawną formułę i wyciągając plik z rozliczonego poprzedniego tygodnia. - Widzisz?

- Jezu jaki wstyd - usłyszałam szepnięcie Ireny. Była naszym pracownikiem od października poprzedniego roku, została wysłana na dwa szkolenia z Excela a dalej nie radzi sobie z swoimi podstawowymi taskami rozliczeniowymi. - Jak ja mogłam wprowadzić dane z innego miesiąca?

- Najprawdopodobniej nie wprowadziłaś ich - Powiedziałam dopijając kawę do końca - Raport wygląda 1:1 jak za poprzedni tydzień, tyle że zmieniły się budżety wraz z kolejnym miesiącem. Wkleiłaś na szybkiego dane w gotowca zamiast zrobić raport od początku prawda?

- Ana... - jęknęła Irena.

- Wyślij mi do końca dnia poprawiony raport i nie będzie problemu - powiedziałam odstawiając kubek na blat - Zaciągnij prawidłowe dane z systemu i użyj formuły którą ci teraz pokazałam dobrze?

- Boże dziękuje Ana jesteś najlepsza! - Usłyszałam znowu ten piskliwy głos i znowu złapałam się za grzbiet nosa. Puściłam go dopiero w momencie gdy usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia i ściągnęłam słuchawki z głowy. Położyłam je na blacie i odchyliłam się na krześle.

Zwariuje. Po prostu zwariuje tu kiedyś.

- Jeszcze chwila i wydrapałabyś sobie dziurę między oczami.

Zamknęłam oczy i poczułam że opuściły mnie wszelkie siły do jakichkolwiek relacji międzyludzkich.

- Zapomniałam, że tutaj jesteś - zebrałam się w sobie i powoli usiadłam jak człowiek przy swoim biurku. Spojrzałam na komunikator na którym na szczęście nikt nie próbował się do mnie dobić - Nie obraziłabym się jakbyś stąd wyszedł na chwilę. Albo jakbyś po prostu już wyszedł.

- Anastazjo, to nie miłe z twojej strony wyganiać mnie z mojego stanowiska pracy - zobaczyłam czuprynę szatynowych włosów jak wyłania się zza monitorów wiec szybko rozsunęłam swoje monitory, żeby nie musieć na niego patrzeć - zaraz przyjdzie do mnie jeden z podwładnych bo ma problem ze zrozumieniem nowego dokumentu.

- Naprawdę musisz zapraszać tutaj co chwilę pracowników? - poprawiłam swoje dwa monitory w formację obronną - Znasz taką rzecz jak komunikator? Możesz się z nimi połączyć zdalnie.

Usłyszałam prychnięcie z drugiej strony pokoju i stukanie długopisem o blat.

Aleksander, mój wróg od 3ch miesięcy. Osoba która próbuje w każdy możliwy sposób doprowadzić mnie do białej gorączki. Z mojego open space zrobił miejsce spotkań na ploteczki z pracownikami, pikniki socjalne i małe integracje. Człowiek który specjalnie wchodzi w moją przestrzeń osobistą i sprawdza moje granice. Od momentu gdy wlazł ze swoimi buciorami w moje życie czuje, że jestem na granicy popełnienia morderstwa w amoku.

Usłyszałam pojedyncze puknięcie w drzwi i do środka wszedł młody mężczyzna. Średniego wzrostu, okrągłe okulary nisko siedziały mu na nosie, rozczochrane blond włosy sterczały mu w każdą stronę. Kiwną mi głową i przeszedł migiem na drugą stronę pomieszczenia, wtulając się mocno w laptopa. Aleksander wstał.

- Robert, chodź usiądź i podłącz się. Na dużych ekranach będzie łatwiej tłumaczyć niż na laptopie.

Zanim się zdążyli rozkręcić wyszłam z pokoju do socjalnego po kolejny kubek kawy. 

Jeszcze tylko godzina Ana, dasz radę. Zaraz do domu.

Uruchomiłam kawomat i zaczęłam poszukiwanie cukru. Zawsze na początku dnia cukiernica leży przy samym automacie, ale pod koniec pracy teleportuje się w inne miejsce. Przeszukałam wszystkie szafki naokoło mnie i znalazłam ją na najwyższej półce. 

Moje 160cm wzrostu działa tutaj na moją niekorzyść, nie dosięgnę jej dopóki nie wdrapie się na blat. Rozejrzałam się szybko i wskoczyłam na blat i sięgnęłam po cukiernice. Ewakuowałam się z niego zanim ktoś zdążył wejść i poprawiłam spódnicę.

Posłodziłam kawę i zostawiłam cukiernicę przy automacie. Wytarłam blat chemią i wróciłam do biurka. Usiadłam na krześle i upiłam esencji życiowej. Odstawiłam kawę i odblokowałam komputer rozkoszując się słodkim trunkiem spływającym mi po gardle. Spojrzałam nad monitory i zobaczyłam GO.

Aleksander stał nad swoim biurkiem i czekał aż Robert skończy grzebać w plikach. Patrzył się na mnie z uwagą. Jego błękitne tęczówki patrzyły się na mnie jak lodowiec chwilę przed oderwaniem. W tych oczach czaiło się coś groźnego. Przeszły mnie ciarki grozy, ale utrzymałam przez chwilę kontakt wzrokowy. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale założyłam swoje słuchawki i włączyłam muzykę. Po chwili Robert się poruszył a cała uwaga Aleksandra przeszła na jego "szkolenie".

Uwolniona od jego wzroku sprawdziłam maila na którym czekał już gotowy raport od Ireny. Z poprawnie wyciągniętymi danymi okazało się, że mieścimy się w budżecie - czyli można odetchnąć z ulgą. Omija mnie nieprzyjemne tłumaczenie się dyrektorowi z zagrożenia naszych celów na ten miesiąc - a przynajmniej w tym tygodniu.

Ostatnie 40 minut kończyłam swojego ostatniego taska na dzisiaj i dopiłam kawę. Zaczęłam się powoli zbierać do wyjścia - wyłączyłam komunikator, schowałam słuchawki razem z notatkami,  powyrzucałam niepotrzebne karteczki samoprzylepne z przypominajkami. Zabrałam kubek i wyszłam do socjala.

Kończyłam myć swój kubek kiedy usłyszałam, że obaj panowie wyszli z pokoju i pożegnali się. Wycierałam go właśnie do sucha, gdy Aleksander do mnie dołączył. Świetnie.

Stanął przed kawomatem i włączył tryb czyszczenia. Spojrzał się na cukiernicę, po czym spojrzał na mnie. Z nieodgadnionym wzrokiem chwycił ją i odłożył do szafki na najniższą półkę. Podszedł do zlewu a ja szybko ewakuowałam się w stronę wyjścia, szturchając go delikatnie gdy stanął mi na drodze. Nie miałam siły ani ochoty żeby z nim rozmawiać. Mój cel był jasny - wyjść.

Schowałam kubek i wylogowałam się z systemu. Chwyciłam swoją torebkę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę parkingu. Po drodze nie napomknęłam się na nikogo, więc wsiadłam do samochodu zadowolona i wyjechałam na ulicę. 

Pół godziny później zamknęłam za sobą drzwi wejściowe do mojego mieszkania i zrzuciłam buty i torebkę na ziemię. Półprzytomna weszłam do salonu i rzuciłam się plackiem na kanapę. 

Wreszcie. Cisza i spokój. Nastawiłam minutnik na godzinę i odłożyłam telefon na stolik. Przykryłam się jednym z koców które miałam pod ręką i nawet nie ściągając z siebie pracowniczego stroju ułożyłam się do drzemki.

Wreszcie w domu.

i hate everything about youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz