Even

18 4 3
                                    

Weszłam do biura spóźniona pół godziny. Gdy usłyszałam budzik rano, toczyłam bardzo długą walkę sama ze sobą. Z jednej strony chciałam zakopać się pod ziemię i już nigdy nie wychodzić z domu. Z drugiej - wynajem sam się nie opłaci.

Drzwi windy otworzyły się. Niepewnym krokiem wyszłam i poprawiłam torebkę na ramieniu. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę głównego open space'a - jedynej możliwej drodze do mojego pokoju. Usłyszałam odgłosy krzątających się ludzi po korytarzach oraz kawomatu spieniającego mleko w socjalu.

Rozejrzałam się naokoło, kilka osób zauważyło mnie i skinęło głową na przywitanie. Reszta zbyt pochłonięta przygotowaniem się do spotkań - minęła mnie nie zwracając na mnie uwagi. Wypuściłam powietrze z płuc, nawet nie zauważyłam kiedy przestałam oddychać.

- Ana! - Usłyszałam piskliwy głosy Ireny, kiedy mijała mnie z kawą w ręku - Wyspałaś się? Nie uwierzysz, siedziałam cały weekend w domu z mężem i uczyłam się od początku jak robić raporty. Napsułam staremu krwi ale wytłumaczył mi w końcu jak to powinno się prawidłowo robić. Nawet wykresy mam już w małym palcu! - powiedziała dumna z siebie.

Zamrugałam kilka razy.

- To cudownie - powiedziałam powoli wymuszając uśmiech - Cieszę się, że udało ci się to opanować - W końcu opanować, ale nie powiedziałam tego na głos.

Irena uśmiechnęła się szczerze i zniknęła w głąb pomieszczenia.

Odetchnęłam z ulgą. Najwidoczniej nikt z biura nie dowiedział się o sytuacji z baru. Nie zaczęłam przykuwać uwagi ludzi, nie słyszałam żadnych szeptów gdy przechodziłam przez salę. Nic.

Ale najgorsze spotkanie jeszcze przede mną.

Stanęłam przed drzwiami do swojego pokoju. Kiedyś traktowałam je jako swoją bezpieczną przestrzeń - teraz myśl o wejściu tam skręcała mi żołądek. Poprawiłam kolejny raz torebkę i nacisnęłam klamkę. Uchyliłam powoli drzwi i zajrzałam do środka.

Pusto.

Wzięłam głęboki oddech i weszłam do pomieszczenia. Nie było go tutaj. Odłożyłam torebkę do szafki i usiadłam w swoim fotelu. Pomimo mojego spóźnienia dalej miałam 15 minut do pierwszego porannego spotkania z kierownictwem, więc zanim odblokowałam komputer ruszyłam ze swoim kubkiem po kawę.

W pokoju socjalnym nie było już nikogo, pierwszy tłum pracowników już dawno wrócił do swoich stanowisk, więc miałam całą przestrzeń dla siebie. Włączyłam swój program oraz namierzyłam samotną cukiernicę na blacie.

Do socjala wszedł Robert, jak zwykle rozczochrane włosy otaczały jego twarz, a jego okrągłe okulary siedziały niebezpiecznie nisko na nosie. Pokiwał mi głową i podszedł do kawomatu, który właśnie zwolniłam.

Staliśmy razem w pomieszczeniu wypełnionym dźwiękiem parzonej kawy oraz mojej łyżeczki obijającej się o ściany kubka. Zerknęłam na niego ukradkiem i widziałam jak pełen skupienia patrzy się na automat. Jakby z całych sił starał się na mnie nie patrzeć.

- Robert?

- Tak?! - Podskoczył w miejscu i odsunął się na krok ode mnie

- Jak ci minął weekend? Wyspałeś się?

Robert stał jak wryty i patrzył się na mnie z niedowierzaniem. Jak o tym pomyślę to jest to chyba nasza pierwsza rozmowa od kiedy razem pracujemy. Wcześniej wymieniliśmy się kiwnięciem głowy i rozchodziliśmy w swoje strony - nasze departamenty nie nachodziły na siebie, więc nie mieliśmy również wspólnych projektów.

- Chyba do-dobrze - zająkał się - Siedziałem z kotami mojej siostry. A tobie, Anastazjo?

- Ana - poprawiłam go - Wszyscy mówią do mnie Ana - uśmiechnęłam się łagodnie.

i hate everything about youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz