- On naprawdę nie jest taki zły jak go kreujesz Ana - usłyszałam przytłumiony dźwięk z kuchni.
- A bo ty wiesz jaki on jest na co dzień - mruknęłam zawinięta w perfekcyjne burrito z koców na kanapie - A nie, przecież wiesz jaki jest, dostajesz ode mnie codziennie raport.
Z kuchni doszedł do mnie odgłos brzmiący jak prychnięcie i przyjaciółka pojawiła się w salonie z dwoma kubkami w obu rękach. Para unosiła się nad zawartością, kiedy delikatnie odstawiła je na blat stolika obok półmiska z przekąskami.
- Po prostu mi się wydaje, że jego obraz może być lekko przekłamany w twoich oczach - powiedziała Majka rzucając się na kanapę obok mnie. Chwyciła za koc i zaczęła owijać się nim w podobną formację co ja.
- Nie mam zakłamanego obrazu - sięgnęłam po kubek. Zaciągnęłam się aromatem świeżo zaparzonego kakao i westchnęłam z rozkoszą - Nie wspominając, że zawsze znajduje się w nieodpowiednim miejscu. Już drugi raz był świadkiem mojego ataku paniki, których nie miałam już od dłuższego czasu. To ewidentnie jego wina.
- Twoich ataków?
- No a jak inaczej - spróbowałam kakao - od kiedy walczy ze mną w biurze czuję się coraz gorzej. Wszedł w moją przestrzeń osobistą i widać tego skutki.
Majka popatrzyła się na mnie dłuższą chwilę i chwyciła za kubek.
- Powiedz w takim razie, jak miałaś wcześniej ataki, pamiętasz jak sobie z nimi radziłaś? - spytała rozsiadając się wygodnie - Ile czasu mijało zanim mijał taki atak?
Posunęłam kolana pod brodę i poprawiłam formację kocową.
- Zazwyczaj coś koło... pół godziny? Najdłuższy trwał około godziny - zamyśliłam się - zazwyczaj byłam wtedy w domu, nie czułam mijającego czasu.
- A teraz?
- Nie wiem ile czasu minęło w barze - westchnęłam - nie wiem też ile czasu zajęło ci przyjechanie do mnie dzisiaj, musiałybyśmy sprawdzić na...
- 7 minut - przerwała mi - 7 minut minęło od twojego telefonu do mnie do mojego pojawienia się pod budynkiem. Jak cię znalazłam, już było po ataku.
Spojrzałam na Majkę.
- Ile złamałaś przepisów żeby w takim czasie się do mnie dostać? Droga od twojego mieszkania do mojej pracy to przynajmniej 20 minut jazdy - przeraziłam się.
- Wszystkie. Jak przyjdą mandaty, przyniosę ci je do regulacji płatności - uśmiechnęła się szyderczo przyjaciółka. Uderzyłam ją łokciem w ramię.
- Wrednota z ciebie wiesz? - zaśmiałam się, kiedy przyjaciółka próbowała oddać atak - Ale i tak cię kocham ponad życie.
- Spróbowałabyś nie - puściła mi oko i odstawiła kubek na blat. Chwyciła półmisek z przystawkami i położyła na kanapie między nami - A tak całkiem serio, naprawdę uważasz, ze to przez Aleksandra ataki ci się pogorszyły?
- Bardzo skutecznie podnosi mi ciśnienie w pracy - powiedziałam wertując zawartość półmiska - O dzisiaj z tą ręką nie wspomnę, dupek.
- A nie zauważyłaś, że zawsze jak masz atak paniki to potrafi cię z niego wyprowadzić? Jak szybko ci się polepsza gdy się tobą zajmuje? - spytała chwytając nadziewaną oliwkę.
Spojrzałam na nią z oburzeniem.
- On i jego ekstrawertyczna natura nie pozwalają mu najwyraźniej nie wtrącać się nie w swój interes - fuknęłam - Równie dobrze sama bym sobie poradziła dzisiaj.
- Dzisiaj może tak, a w barze? - spytała ciszej Majka. Poczułam gulę w gardle i przeniosłam wzrok na półmisek.
- W barze zostałam zaatakowana przez Sebastiana - przypomniałam - On po prostu zareagował szybciej niż barmani. Na pewno by podeszli mi pomóc w takiej sytuacji.
- Ana... - jęknęła
- Aleksander jest jak... oliwka - wskazałam palcem na przekąski - Małe, nadziewane nie wiadomo czym i w dodatku obrzydliwe. Nie wiem jak ty to możesz jeść. Trzymam je w lodówce tylko dla ciebie.
Majka wybuchła śmiechem.
- To jest dokładnie to, co mam na myśli mówiąc że masz zakłamany obraz - chwyciła kolejną oliwkę i wpakowała sobie do buzi - Oliwki są przepyszne, trzeba się tylko do nich przekonać i co najważniejsze... - chwyciła kolejną i podstawiła mi pod twarz - ...spróbować. Skąd wiesz że są obrzydliwe, skoro nawet ich nie spróbowałaś? Tak samo jest z nim.
Otwartą dłonią odsunęłam tą abominacje od twarzy.
- Podziękuję tych eksperymentów - odpowiedziałam - Jest mi dobrze z niewiedzą.
Chwyciłam z półmiska małego pomidorka. Przyjrzałam się mu przez chwilę po czym wepchnęłam całego do buzi. Majka siedziała w ciszy wpatrzona w ścianę. Spojrzałam na nią z ukosa.
Widziałam, że w jej głowie kreuje się jakaś myśl, ale nie ponaglałam jej. Rozsiadłam się głębiej na kanapie i zakryłam kocem pod nos. Był już naprawdę późny wieczór, powinnam szykować się już do spania, ale nie chciałam by ranek nadszedł zbyt szybko.
Może wezmę jutro pracę zdalną? Odpoczęłabym jeden dzień od biura.
- Jak znalazłam cię po incydencie w barze - zaczęła powoli przyjaciółka - Aleksander niósł cię w rękach. Byłaś nieprzytomna, a z jego twarzy odpłynęła krew. Był przerażony. Nie mogłam wyrwać cię z jego rąk.
Spojrzałam się na Majkę i widziałam jak oblizuje usta, w skupieniu próbując ubrać swoje myśli w słowa.
- Ciężko było go przekonać, żeby nam cię oddał, nawet jak zaczęłaś odzyskiwać przytomność. Dopiero jak wydałaś z siebie pierwsze jęknięcia to posadził cię do stolika. Razem z nami czekał na karetkę, żeby cię przebadali czy nie zostałaś zraniona. Pamiętasz to?
- Nie pamiętam praktycznie nic po tym jak zemdlałam. Pamiętam jak się obudziłyśmy rano - powiedziałam zdziwiona. Aleksander czekał z nami na karetkę?
- Dzisiaj jak dotarłam do ciebie, Aleksander bronił cię jak pitbull. Osłonił cię swoim własnym ciałem przed samochodem. Nie żeby miał w wypadku przejechania jakiekolwiek szanse - zaśmiała się pod nosem - Widziałaś jak nas obserwował jak wyjeżdżałyśmy z parkingu? On się naprawdę o ciebie martwi Ana.
Przypomniałam sobie widok Aleksandra opierającego się o mój samochód, kiedy Majka mnie przejęła po ataku. Odwróciłam się bokiem do niej i chwyciłam za kubek z letnim jeszcze kakao.
- Mam wrażenie, że mówimy o zupełnie różnych osobach - burknęłam, wypijając kakao do końca.
- Myślę, że powinnaś dać mu szansę. Że powinnaś dać sobie szansę, by przestać go aż tak nienawidzić. Gdzieś w środku niego, jest naprawdę dobry człowiek. Pozwól mu się poznać - poprosiła przyjaciółka, sama sięgając za swój kubek.
Spojrzałam w stronę półmiska na kanapie i namierzyłam jedną z faszerowanych oliwek. Chwyciłam jedną i zaczęłam ją obracać między palcami. Miała nie za ciekawy kolor i zapach, a farsz wyglądał jakby walczył o przetrwanie. Wstrzymałam oddech i wpakowałam sobie ją do ust.
Mój wyraz twarzy musiał wiele po sobie zdradzać, bo Majka wyskoczyła spod koca i podała mi chusteczkę, na którą momentalnie wyplułam szatańską oliwkę.
Ja naprawdę nienawidzę oliwek.
CZYTASZ
i hate everything about you
RomanceNienawidzę tej pracy. Nienawidzę tych ludzi. Nienawidzę GO. Anastazja z natury mocno introwertyczna utknęła w korporacji. Baterie socjalne wyładowują się w zawrotnym tempie, a charakter jej pracy notorycznie nagina granice wytrzymałości. Sytuacja po...