31.

92 7 0
                                        

! TW ! gwałt

W ciszy segregowałam według dat raporty w archiwum, które przyniosła mi Alicia. Uporałam się z prawą stroną, a piętrzącą się sterta papierów po lewej patrzyła się na mnie i niemalże krzyczała, że jeszcze dużo pracy przede mną. Wszystkie dokumenty zaklejone były w kopertach, aby należycie dbać o prywatność pacjentów. Moim zadaniem było przełożyć je wszystkie do odpowiednich szuflad z literami, układając je od najstarszej, do najwcześniejszej daty. Siedziałam skulona w pokoju bez okien, który rozświetlała jedynie lampa na suficie, przerywając co jakiś czas ciszę mocniejszym rozświetleniem się żarówki. Uprzednio dostałam klucz do pomieszczenia i gdy tylko weszłam do środka, również musiałam zamknąć się w środku. Archiwum było niczym świątynia, do której nikt, pod żadnym pozorem nie miał wstępu, chyba że było to konieczne, tak jak w moim przypadku. Zapach papieru unosił się w pokoju skrawającym więcej sekretów, niż mogłabym pomyśleć. To tutaj znajdowały się wszystkie akta oraz cała personalna dokumentacja każdego, kto przebywał w ośrodku. Zapewne znajdowały się tutaj także takie informacje, które w niepowołanych rękach mogłyby narobić wiele szkód.

Nogi zdrętwiały mi już od długiego siedzenia, dlatego postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę. Literki mieszały mi się w oczach, a ja sama potrzebowałam świeższego powietrza niż to w zamkniętych czterech ścianach. Wyszłam więc na korytarz, zabezpieczając pokój i skierowałam się do socjalnego, aby czegoś się napić. Nie postawiłam zbyt wiele kroków, bo zaraz wpadła na mnie niewielka osoba, burząc moją równowagę. Chwyciłam ją za ramiona, ratując nas obie przed upadkiem.

- Cassie ? - zapytałam, gdy zauważyłam, że to ona. Natychmiast się wyprostowałam, gdyż jej oczy wypełnione były łzami, a policzki zdobila czerwień - Co się stało ?

- N-nie, nie do-dostałam prze-przepustki - zanosiła się cicho, pociągając nosem.

- Jak to, dlaczego ? - z troską potarłam jej ramię, nachylając się ku niej. Dziewczyna była na tyle malutka, że sięgała mi do brody. Sama nie byłam jakoś przesadnie wysoka, jednak mój metr siedemdziesiąt przy jej pięćdziesięciu robił różnicę.

- Możesz pó-pójść ze mną do pokoju ? - zapytała łamiącym się głosem - N-nie chce b-być teraz s-sama - jej szczenięce oczy sprawiły, że przez myśl nawet nie przeszła mi odmowa. Lepiej, żeby w momencie takiego kryzysu nie była sama.

Archiwum i okrutna sterta papierów musiała poczekać.

- Oczywiście - otuliłam ją w ramionach - Chodź.

Nie powinnam wchodzić w kontakty fizyczne z pacjentami, ale jej załamana twarz i skulone ciało nie pozwalały mi nie obdarzyć ją ciepłem. Nie wiedziałam jeszcze, co było dokładnym powodem jej rozstrojenia, ale miałam nadzieję, że wszystko mi wyjaśni. Może udałoby mi się jakoś pomóc. Widziałam wcześniej, jak zaaferowana i podekscytowana była na wieść o krótkim powrocie do domu. Mocno jej zależało, skąd wynikała jej reakcja na odmowę.

Dotarłszy do pokoju brunetki, zamknęłyśmy za sobą drzwi i skierowałyśmy się na łóżko. Podkuliłam jedną nogę, siadając na krawędzi materaca. Ona zaś oparła się o wezgłowie i położyła sobie na kolanach wielką poduszkę, którą zaczęła miąć w palcach. Oddychała nierówno, cały czas naznaczając twarz nową porcją łez. Dałam jej trochę czasu na uspokojenie, siedząc z nią w ciszy i czekając na moment, w którym będzie gotowa.

- Nie dali mi przepustki - powtórzyła wcześniejsze słowa już dużo spokojniejszym tonem i znów zamilkła na moment - Nie pojadę do domu - z końcem tego zdania, uświadamiając sobie wagę wypowiedzianych słów, emocje powróciły, na nowo mocząc wilgocią jej policzki.

Poisoned Minds || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz