♠️Tytuł: Pustułka Tom I Fasady
♠️Autor: Atviras49
♠️Gatunek: fantasy/kryminał
♠️Status: zakończone
♠️Recenzentka: LegasowK
♠️Korekta: Elusive_Soul
Witajcie! Rozkładam dziś przed Wami niezwykle interesujące karty, które wskazują na nietypowy schemat. Co powiecie na trochę alchemii, stosy trupów w tle i podejrzane maski tworzone rękoma jeszcze bardziej podejrzanego człowieka? A może by tak ponownie w tym kotle zamieszać i dodać działanie sił wyższych?
Nie ma co się czepiać opisu opowiadania; przybliża nam trójkę głównych bohaterów, zarys ich przyszłych losów oraz odrobinę tła tej historii. Powiedziałabym, że to taki klasyczny wstęp, który nie odrzuca, ot po prostu informuje. Okładka natomiast to z pozoru kolaż randomowych grafik, nabierających jednak sensu wraz z dalszym czytaniem.
Nie będę Wam tu przynudzać o pierwszym wrażeniu, bo doskonale wiem, że przyszliście po soczyste kąski. Przejdźmy zatem od razu do sedna.
Fabuła
Prolog od razu wrzucił mnie na głęboką wodę. Mamy rys polityczny, mamy dużo autorskich nazw i bitewny chaos. Oddział wojownika Atvirasa niefortunnie trafia na watahę wilków. Pomyśleć możecie, że przecież to tylko wilki, a uzbrojeni mężowie poradzą sobie z nimi bez większych problemów. Co więcej – znane nam wszystkim wilki unikają takich starć, wolą polować na osamotnioną ofiarę, z którą mają duże szanse na sukces. Otóż nie tym razem. Wilki z „Pustułki" to przerośnięte, wyjątkowo inteligentne bestie i bardzo szybko zmasakrowały grupę żołnierzy. Opisy zbliżających się zwierzy wyjątkowo przypadły mi do gustu; zbudowały klimat napięcia, niepokoju i poczucia zagrożenia. Narrator dobrze przedstawił lęk, jaki zapanował wśród wojaków. Całe to wydarzenie kończy się dość zaskakująco, bo jeden z wilków – największy z nich – przemówił ludzkim głosem i, zdaje się, przekazał bohaterowi swoją moc, którą nazwał „przekleństwem" oraz „błogosławieństwem".
Rozdział pierwszy to już znaczny przeskok, bowiem z czasów średniowiecznych przenosimy się do semi-nowożytności (a przynajmniej takie wrażenie odniosłam na samym początku lektury). Na planszę wkracza zupełnie nowa postać – mężczyzna trudniący się wyrobem masek. Autor wymyślił dla jego zawodu nazwę „hettar". Próbowałam to googlować, ale wyniki pokazały mi jedynie imię postaci z uniwersum „Władcy Pierścieni". Można śmiało rzec, że ów hettar ma na punkcie masek „hopla". Poza swoim oficjalnym zajęciem, pomaga ludziom w potrzebie. A jak dokładnie? Nie jest to na na tamten moment wiadome. Już po zaledwie jednym rozdziale odnoszę wrażenie, że wspomniany Palvis to taki trochę typ spod ciemnej gwiazdy – umiłowanie maskami zdaje się wręcz chorobliwe, dodatkowo cała jego praca owiana jest tajemnicą.
W dalszych rozdziałach powoli poznajemy kolejnych, ważniejszych bohaterów. I znów – nie ma tu miejsca na ekspozycję, w zamian dostaję „smaczne" opisy kiepskiej pogody i brudu miasta (bo przecież właśnie z brudem kojarzą się przemykające stada szczurów). Co więcej – stajemy za plecami porucznika Jobba Molisa, by wraz z jego sierżant Lethą przyjrzeć się miejscu zbrodni. I... Och, bogowie, jak to zostało przedstawione! Mamy niesamowicie obrazowe opisanie ciał (daruję Wam szczegółów) oraz potencjalnego przebiegu wydarzeń. Narrator jest brutalny i rzeczowy, nie owija w bawełnę, nie próbuje nam tej sceny wybielić. Wie, jak wzbudzić w czytelniku emocje, a nawet sprawić, by właśnie skonsumowane śniadanie podeszło do gardła. Jestem pewna, że obraz, jaki w tej sekwencji namalował autor, przypadnie do gustu fanom mocniejszych doznań. Zdaję sobie również sprawę, że nie jest to tekst dla każdego, o czym można się bardzo szybko przekonać, bo już w pierwszym rozdziale.

CZYTASZ
Karty na stół | Recenzownia
De TodoZastanawiacie się, czy Wasze teksty mają potencjał? Chcecie przekonać się, jak Wasze prace są odbierane przez obiektywnych czytelników? A może szukacie kogoś, kto wskaże Wam drogę i pomoże wybrnąć z trudnego położenia fabularnego? Wyłóżcie karty na...