Rozdział 24

54 7 0
                                    

Nerwowo szedł w kierunku pokojów gościnnych, do których prowadziła go służba trzymająca latarnie i świece. Potarł oczy wierzchem dłoni, czując, że wciąż nie w pełni wybudził się ze snu.

Kamienne korytarze odbijały blask świateł, pozwalając, by długie cienie króla, służby oraz strażników śledziły każdy ruch wampirów. Minęli bawialnię, a także komnatę Raxona oraz pokój Melisy. W końcu stanęli przed wejściem do pokoi gościnnych po wschodniej części zamku.

Natan potrząsnął głową, próbując się obudzić. Spał krótko, ponieważ ledwo godzinę po tym jak się położył, służący obudził go, mówiąc, że Veriel przybył na zamek, wraz z ojcem jego żony. Natan od razu kazał im obudzić medyka i posłać po jedyne dwie osoby ze służby, które były ludźmi, nie wampirami. Nie chciał powtarzać swoich błędów związanych z przybyciem Calvii na zamek.

Gestem dłoni nakazał młodemu chłopakowi, w pomiętym, szarym uniformie otworzyć drzwi. Wszedł powoli do skąpanych w półmroku komnat. Były to mniejsze pomieszczenia, niż jego i Calvii pokoje, ale wciąż obszerne i wygodne. Ten akurat utrzymany był w tonacjach szarości i złota. Pomarańczowe tkaniny były jedynym akcentem tonującym smutną kolorystykę tych pomieszczeń. Zasłony, obrusy, jak i pościel błyszczały jak bursztyny w blasku świec.

W saloniku, który stanowił właściwie przedsionek sypialni, stał Veriel, nerwowo skubiąc rant swojego kapelusza, który trzymał w dłoniach. Stał zaraz obok dwóch foteli i niskiego stoliczka kawowego, na którym leżał pusty, złoty wazon.

Natan usłyszał jęki bólu, dochodzące z gościnnej sypialni. Słyszał również podenerwowany szept medyka, który wydawał rozkazy.

- Verielu, masz pewność, że to on? – zapytał Natan ściszając głos i podchodząc do swojego przyjaciela.

- Wasza wysokość, nie mogę mieć całkowitej pewności, ale wszystkie znaki szczególne się zgadzają – odpowiedział wampir. Jego szare oczy wydawały się lekko zaszklone. – Wasza wysokość, nie wiem czy powinniśmy przyprowadzać tu królową – zaczął, dość ostrożnie.

- Dlaczego? – odpowiedział pytaniem Natan, marszcząc brwi.

- Ojciec królowej jest... On pała nienawiścią do wampirów, wasza wysokość. Nie dał się dotknąć nikomu spośród wampirzej służby. Jest w ciężkim stanie, ale nawet pomimo gorączki próbował się bronić i odgrażać, gdy chciały się nim zająć służące lub strażnicy. Zgodził się na przeniesienie, tylko gdy ludzkie opiekunki z jego ośrodka, zapewniły go, że jedzie do rodziny i będzie tam miał lepszą opiekę medyczną.

Natan wpatrywał się w twarz Veriela. Wampir wydawał się smutny. Król doskonale wiedział dlaczego jego doradca sugeruje, by nie przyprowadzać tu Calvii. Dziewczyna była teraz wampirzycą. Nie wiadomo jak zareaguje jej ojciec na ujrzenie swojej córki w skórze istot, których tak nienawidzi.

- Musimy jej powiedzieć, Verielu – odszepnął nerwowo Natan, wiedząc, że zatajenie tej informacji spowoduje tylko więcej bólu.

Veriel westchnął cicho i odłożył swój kapelusz na szklaną powierzchnię stolika obok.

- Wierzę w twój osąd, wasza wysokość – odpowiedział po chwili, krótko.

Król jeszcze chwilę wpatrywał się w jego przygnębioną postać, a następnie zwrócił się do służącej, która stała w otwartych drzwiach komnat.

- Obudź proszę królową i powiedz jej, że muszę z nią pilnie porozmawiać. Będę czekać na korytarzu, koło bawialni. Przypilnuj, by coś na siebie założyła i przyprowadź ją gdy będzie gotowa, dobrze?

Służąca kiwnęła głową i szybko oddaliła się w głąb korytarza. Choć biegła, zdawała się nie wydawać prawie żadnego dźwięku. Widać Melisa dbała o to, by każdy pracownik zamku umiał przemieszczać się szybko i nadzwyczaj cicho po kamiennych korytarzach.

Śmiertelna Królowa - WERSJA POPRAWIONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz