tw: homofobia i homofobiczny język
- Uwaga, pedał idzie! - wrzasnął ktoś ze środka stołówki.
A konkretniej nie ktoś, tylko sam Luciano Vargas.
Zerknąłem w tamtą stronę. Ach, no tak, stolik sportowców. Czyli osiłków, dręczycieli i generalnych debili. Jednym słowem - kretynów. A między nimi Luciano Vargas, król nie tylko tej grupki, ale i całej szkoły - kretyn nad wszystkie kretyny. Uśmiechał się tym swoim wkurzającym uśmieszkiem. Tak, jakby patrzył na wszystkich z góry.
Chwyciłem mocniej tacę z jedzeniem. Ewidentnie posiadanie dobrego gustu do ubrań i muzyki było pedalskie. No cóż. Czego się spodziewać po bandzie ameb.
(Pedalskie jest też całowanie chłopców na cmentarzach, ale o tym wie tylko matka, na szczęście, a nie te debile.)
Ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Szczerze, już nawet się do tego przyzwyczaiłem.
Matka na początku była całkiem przejęta, nawet poszła do szkoły się poskarżyć, że mnie przezywają. Na to powiedzieli jej, że mam zmyć kreski i czarny lakier z paznokci.
Nigdy, kurde, w życiu.
Przez jakiś czas na to nalegała, oburzona była też, że można tak mówić do ludzi, ale mi naprawdę nie przeszkadzały ich wyzwiska. Nie potrzebowałem znajomych w tej durnej budzie i tak, to była wylęgarnia idiotów - z Luciano Vargasem na czele. Te kilka osób, które poznałem na MySpace w zupełności mi wystarczyło.
Poszedłem w stronę stolika, przy którym zwykle siedzę. Sam, oczywiście.
- Cholera, idzie tutaj! Żeby nas tylko nie zaraził! - więcej śmiechu.
Ja pierdolę.
- A co, boicie się? - powiedziałem do nich w końcu, zirytowany. Jak to możliwe, że jeszcze im się to nie znudziło? Ileż można.
- Takiego pedałka? - opowiedział Vargas, uśmiechając się. - Proszę cię. Złamałbym cię samym oddechem.
Więcej rechotu.
- A więc nie jesteś gejem, tak? - przechyliłem głowę. Luciano spojrzał na mnie wyzywająco, dalej otoczony wianuszkiem swoich uchachanych przydupasów. - Bo jak na hetero typa, chyba dosyć często bywam w twoich myślach, skoro tyle o mnie mówisz. To trochę pedalskie, stary - powiedziałem, uśmiechając się.
Przez salę przeszedł pomruk. Kilka osób zatrzymało się, żeby zobaczyć co się dzieje. Nagle zrobiło się o wiele ciszej.
A Luciano przestał się uśmiechać. Oj nie, minę miał bardzo, bardzo wkurwioną.
Ups.
- Radzę ci uważać na to - podszedł do mnie i popchnął mnie do tyłu, aż upuściłem tacę. Ała - co mówisz. - warknął.
Staliśmy teraz twarzą twarz na środku stołówki, otoczeni uczniami, którzy z napięciem na nas patrzyli.
No, prawie twarzą w twarz. Bo Luciano był chyba z jakieś dziesięć centymetrów wyższy.
Przełknąłem ślinę i coś ścisnęło mnie w żołądku.
Chyba ktoś zaczął nagrywać nas telefonem.
Zerknąłem w dół, na jedzenie rozpłaszczone na podłodze. Cóż, te hamburgery nigdy nie były za bardzo jadalne. Nie traciłem zbyt dużo.
- Przecież się mnie nie boisz - powiedziałem, patrząc mu w oczy. Mam nadzieję, że głos nie drżał mi za bardzo. - To skąd nagle te nerwy? - wymamrotałem.
- Na za dużo sobie pozwalasz, Łukasiewicz - nachylił się nade mną. Jego wzrok był stalowy i pewnie jakby mógł, to by mnie nim zabił. Ajaj...
- Bo co? Co mi zrobisz? - Uniosłem brwi, podchodząc trochę bliżej. Nasze twarze dzieliły milimetry.
Wcale się go nie boję, wcale się go nie boję, wcale się go nie boję...
Ale... Jest dużo rzeczy, które Luciano Vargas mógłby mi zrobić, a ja bym się zgodził. Bo, pomimo swojego całego kretynizmu, Luciano Vargas był naprawdę, ale to naprawdę, cholernie nieziemsko przystojny. Mogłem go nie lubić, jednak czasem... czasem kiedy go obserwowałem, jak biega z piłką na boisku, bez koszulki, z tak wyrzeźbionym ciałem to... Och, jeju...
Przez jego twarz przeszedł cień.
Franciszek, kurwa, dlaczego ty po prostu nie zamkniesz czasem mordy!
- Wiem - wyszeptał tak cicho, że tylko ja to słyszałem. - Wiem, że regularnie całujesz się z chłopakami. Na cmentarzu. I nie tylko. - patrzył mi w oczy.
Zrobiło mi się zimno. Serce waliło mi jaka oszalałe.
- Ah, lubisz podglądać jak całuję innych chłopców, co? - wyszeptałem, nie spuszczając z niego wzroku. Czułem, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Ze strachu. Albo z tego, że Vargas był tak blisko. Albo z obydwóch tych rzeczy. - Sprawia ci to przyjemność? - blisko, blisko, jeszcze bliżej - A może... Jesteś zazdrosny?
Coś przeszło przez oczy Luciano, ale zanim zdążyłem to wyłapać, to zniknęło.
Chwila, czy on... się zarumienił?
Zanim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, on gwałtownie zrobił krok w tył i się wyprostował. Coś, co chyba było rumieńcem zniknęło, zamienione na czystą furię.
Szlag.
Ludzie chyba zaczęli krzyczeć, a ja niczym w zwolnionym tempie widziałem, jak bierze zamach ręką, żeby mnie uderzyć.
Zareagowałem szybciej, niż zdążyłem pomyśleć.
Złapałem go za koszulkę, stanąłem na palcach i pocałowałem.
Pocałowałem...
Pocałowałem Luciano Vargasa.
I och, cholera, smakował sokiem pomarańczowym i jakimiś tanimi papierosami i czymś tak... wyraźnie Vargasowym, że aż zaczęły mi mięknąć nogi. Szumiało mi w uszach, w głowie piszczało, w brzuchu zaciskało tak dobrze że ledwo udawało mi się ustać na palcach, a serce równie dobrze mogło już wyskoczyć.
I wtedy poczułem muśnięcie jego języka, jakby on sam... jakby on sam chciał więcej, jakby smakował coś więcej, jakby...
Odsunąłem się gwałtownie i stanąłem normalnie.
Pocałowałem Luciano Vargasa przed całą stołówką. Cisza była tak ciężka, że ludzie aż bali się oddychać. Każdy się na nas gapił i nikt nie odważył się odezwać.
Luciano stał i patrzył się na mnie z rozchylonymi ustami. Nie ruszał się, miał szeroko otwarte oczy i dalej uniesione ramię.
W innej sytuacji pewnie byłoby to przezabawne, ale teraz miałem wrażenie, że zaraz dostanę zawału.
- Za... zaraźliwy homoseksualizm, tak? - otarłem usta rękawem od bluzy. - Więc baw się dobrze, pedale.
Popatrzyłem na niego.
A potem wybiegłem ze stołówki jak najszybciej potrafiłem.

CZYTASZ
KWIATKI LUCIANO I FRANCISZKA
FanfictionWszystko z tą dwójka - fanarty, headcanony, prompty, plot bunnies (również do adopcji), rozmówki, fanfiki (mniej niż 700 słów). Ogólnie miłość do 2p!PolIty.