18.

471 33 0
                                    

Siedzieliśmy z Lukiem u mnie w pokoju. Briana chrzątała  się i czekała na jakiekolwiek wyjaśnienia. Ale tutaj nie ma co wyjaśniać.

-Więc powiedz mi Michael co się wydarzyło przez te parę dni kiedy mnie nie było.

-Nic nadzwyczajnego Briana.

-Przecież mnie kochałeś Michael,chciałeś się zemścić mieliśmy spędzić razem święta.

-Powiem jedno i mi nie przerywaj Briana  .Jesteśmy znudzeni.Jesteśmy tym wszystkim strasznie zmęczeni.Czekamy na pociągi, które po prostu nie przyjeżdżają.Chwalimy się naszymi różnymi piętnami.Uwierzcie mi, moje nie  jest lepsze.Jesteśmy tacy młodzi, ale zmierzamy ku upadkowi.Zgrywamy głupich, ale doskonale wiemy, co robimy.Płaczemy w łazience, rozmazując tusz.Skarbie, życie jest po prostu lekcją. 

-Czy ty właśnie ze mną zrywasz?!

-Tak zrywam ale możesz zostać tutaj ile chcesz. Wiem,że nie masz dokąd wracać więc święta możesz spędzić z nami.

Brunetka popatrzała na mnie i usiadła przy biurku.

-Wiesz przecież Michael,że nie chce abyś był nie szczęśliwy. Po prostu nie mam zaufania do Luka.

-Sam sobie nie ufam.-szepnął blondyn.

-A ufasz mi Bri?-zapytałem

-Tak.

-To jak mi ufasz to zaufaj też Lukowi. Zasługuje na to. 

-Po czterech latach byciu z tobą zrywasz ze mną dla osoby,która cię zdradziła,która nie poświęcała ci wystarczająco czasu.

-Uwierz mi że przez te cztery lata Bri naprawdę cię kochałem. Tylko czas mnie zmienił i uczucia wróciły.

-J-ja muszę to sobie poukładać Michael. Pójdę się przejść.

-Wszystko okey?

-Tak.

Dziewczyna wyszła z pokoju. Wiedziałem,że źle robię zostawiając ją w takim momencie.Czułem się jak dupek bo zostawiłem nie winną dziewczynę a wybaczyłem Lukowi,który miał przede mną może jeszcze jakieś tajemnice. Głowa pulsowała mi nie miłosiernie czułem jak by miała mi zaraz wybuchnąć.Spojrzałem za siebie Luke siedział na parapecie dopiero dostrzegłem,że spadł pierwszy śnieg a do świąt było jeszcze daleko.

-Wiesz co Michael zawsze cieszyłem się na widok pierwszego śniegu. Czułem się wtedy wolny,nie zależny od świata i rodziny.Czułem,że w tą porę roku jest mi najlepiej. Zawsze czekałem na Świętego Mikołaja. Byłem w tedy taki naiwny bo on nie istnieje. Byłem naiwny bo w zimie jest cholernie zimno jak w mojej duszy. Nie wiem nawet do czego zmierzam ale mam zamiar kiedyś założyć rodzinę i mimo wszystko kochać całym moim zimnym sercem. Zmieniłem się przez te pięć lat. Nikogo nie dopuszczałem do siebie bo kochałem cię z dnia na dzień coraz mocniej ale nie było to możliwe bo nie żyłeś a ja samotny ze łzami w oczach modliłem się abyś kiedyś wrócił. A jak wróciłeś to sprowadzam na ciebie same złe rzeczy. Karma się odwróciła. Karma wisi nade mną.

-Luke spójrz na mnie.

Poprosiłem chłopaka widać było,że jest smutny. Zobaczyłem jego niebieskie tęczówki.

-Ja ciebie nie zostawię nigdy nawet tak nie myśl. Zostaw przeszłość a żyj teraźniejszością i przyszłością. Nie rozdrapuj starych ran bo ci to nie pomoże. Kocham cię całym moim sercem i ogrzeje to twoje zimne słońce. Chcę się tobą kochać, mieć z tobą synka,którego nazwiemy Robert, chce żyć przy tobie i umierać przy tobie. Chce całować cię aż zabraknie mi powietrza Luke. Chce lepić z tobą bałwana i cieszyć się twoim dotykiem. Jesteś najpiękniejszy,najsłodszy i jesteś mój Lucasie.

-Nie chcę cię stracić Michael, nie chcę się czuć winny za to co ci zrobiłem ale zrozum,że nie wymaże tego z pamięci.

-Nic już nie mów Luke po prostu bądź tutaj ze mną.

Dam mu tą miłość rozpalę jego serce. Zasługuje na to mój mały Luke. Przytuliłem go do siebie i zrozumiałem,że trzymam cały świat.Powstrzymywałem łzy w moich oczach nie chciałem przy nim płakać. Kochałem go bardziej niż moich rodziców czy matkę,która trzymała mnie 9 miesięcy pod sercem.Za bardzo się rozkleiłem ostatnio i po prostu czuję wszystko podwójnie. Usłyszałem dzwoniący telefon.

-Odbierz Mickey.

Wyciągnąłem telefon i zobaczyłem,że dzwoni Ash.

-Hej. Mogę wpaść z Calumem?

-Jasne.

-Zaraz będziemy.  

-Cal z Ashem przyjdą.-powiedziałem odłączając połączenie 

-Jasne.

-Luke uśmiechnij się proszę.

Blondyn lekko rozciągnął swoje usta w uśmiech. Chciałem go uszczęśliwić.

Po paru minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi pośpiesznie ruszyliśmy i zobaczyliśmy w progu Ashtona z Calem. Rzucili się na Luka i zamknęli go w szczelnym uścisku.

-Boże przepraszamy Lukey. Wybacz nam,że cię zostawiliśmy a ty nas potrzebowałeś....chyba.-mówił Calum klękający już na kolanach wtulony w nogę Luka.

-Jezu misiek wstań.-powiedział Ashton próbując go oderwać od nogi blondyna.

-Zamknij się Ashty ja tu próbuję zawalczyć o przebaczenie a ty mnie odrywasz od nogi Lucasa pizdo!

-Ej chill Calum.-powiedział Luke podnosząc go.-Wybaczam wam.

-Widzisz misiek to dzięki mnie nam wybaczył.

-Nie bądź taki pewny siebie.

-Pff....

Rozsiedliśmy się wygodnie w salonie.Poszedłem do kuchni po piwo.(od.autorki.sorry ale w ogóle nic mi się nie klei w tym rozdziale). Przyniosłem puszki z zawartością i postawiłem na stoliku.

-Jak wam się układa?-zapytał Cal.

-Ja zerwałem z Bri a Luke z Chloe. 

-Przykro nam z tego powodu.

-A ty jak trzymasz się Luke.

-Nadal nie mogę dojść do siebie za to że spieprzyłem.


~~~~~~~~~~~~~

Sorry ale zawieszę chyba ff wgl nie kleją mi się słowa :( 

Ily 

Only Friends II MUKEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz