,,-Żebyś wiedział, że ci oddam!"

1.2K 109 8
                                    

Nigdy nie chciałabym stanąć naprzeciw Lokiego w walce. Jego gracja i lekkość jakimi się odznacza w połączeniu z niesamowitą szybkością i magią tworzy zabójczą mieszankę. Obserwowałam jak po kolei pozbywa się przeciwników. Jak wyskakuje z gracją niczym dziki kot i atakuje zadając śmiertelne ciosy. Każdy cios zadawał precyzyjnie jakby był do tego stworzony.

- Z łaski swojej mogłabyś mi pomóc! - ryknął mi nad uchem.

Stałam i obserwowałam jego ruchy nie zauważając , że postacie wyjawiające się z mroku powoli nas otaczają. Co mnie zaskoczyło, Loki pozbywał się każdego kto zbliżył się do nas na odległość mniejszą niż pięć metrów. Wysoki mężczyzna w eleganckim garniturze i drogim, złotym zegarku siłował się obecnie z czarnowłosym obok mnie, a kolejni przeciwnicy zbijali się wokół nas w coraz ciaśniejszą grupę.

- Niby jak?! Nie wiem nawet co potrafię! - rozłożyłam bezradnie ręce i rozejrzałam się dookoła.

W pobliżu nie było nic czym mogłabym się bronić,  a co dopiero zaatakować.

- Wścieknij się po prostu! - dostał potężny cios w plecy, a później w twarz od starszej pani w różowym sweterku. Po mimo, że wyglądała na dziewięćdziesiąt lat poruszała się szybciej niż nie jeden nastolatek. Wrzeszczała w nieznanym mi języku na Loki'ego i uderzała gdzie tylko mogła aby pokonać mężczyznę. Po wcześniejszym kolesiu  nie było śladu. Tylko na ziemi leżało galaretowate coś, które miało srebrno-zielony kolor i wydawało chlupoczące dźwięki, od których robiło mi się niedobrze. - No rusz się! Nie daj mi powodu abym mógł żałować, tego że cię wtedy uratowałem.

Patrzyłam  w iskrzące się zielone tęczówki, których kolor przypominał mi szmaragdy.Ból i oczekiwanie w nich sprawił, że wróciła mi pełnia władzy nad ciałem i mogłam swobodnie się rozejrzeć. Sytuacja nie była za ciekawa. Dwanaścioro obserwatorów kręciło się wokoło nas jakby czekali na swoją kolej i kiedy jeden z nich padał na ziemię drugi już się przymierzał do ataku.

Wścieknij się, tak? Ale że niby jak?Tak jak Bruce? Ale on zawsze jest wściekły.

Kątem oka widzę, że do zielonookiego podbiega od tyłu mężczyzna, który jeszcze przed dziesięcioma minutami spał smacznie na ławce nieopodal mnie i Lokiego zanim zaczęła się ta mała wojna. W przypływie chwili  rzuciłam się na niego. W tamtej chwili miałam zamiar go rozszarpać, piekło mnie całe ciało i podświadomie wiedziałam jak się go pozbyć dlatego też każdy kolejny osobnik który do nas podszedł kończył jako galaretka u moich stóp. Czy to był nastolatek z plecakiem i aparatem na zębach, czy  kobieta koło czterdziestki  - ten kto był za blisko kończył tak samo jak poprzednik.

Kiedy wokoło nas nie było już nikogo oprócz mnie i zielonookiego, a  nasze oddechy były głośne  i szybkie spojrzeliśmy  na siebie, a mianowicie wgapiałam się w jego usta.

- Nie myśl sobie że cię lubię czy coś - mruknęłam czując jak policzki mnie pieką. Doskonale wiedziałam, że wyglądam jak dojrzały pomidor. On jedynie zgromił mnie wzrokiem i odpychał przeciwników. Nadal we mnie była podejrzliwość nie byłam pewna czy to mnie chce też uratować czy chcą tylko jego dorwać. Gdybym była tego pewna po prostu bym sobie poszła wiedząc, że Loki da sobie radę, ale nie miałam stuprocentowej pewności że nie będą chcieli i mnie dopaść, dlatego chciałam mieć go przy swoim boku bo tylko on w tej chwili mógł mnie ochronić. Cała ta sytuacja była nieźle pokręcona. Z jednej strony bałam się jaki będzie jego kolejny krok w stosunku do mnie, a z drugiej czułam się przy nim bezpieczniejsza niźli byłabym sama.

- Czy ty musisz myśleć aż tyle w tym momencie?! Zdaj się na instynkt! - nie wiem ile czau minęło zanim odzyskałam panowanie nad sobą i mogłam się ruszyć nie gapiąc się przed siebie. Mężczyzna był zmęczony i ranny. Z jego ramienia płynęła stróżka krwi i miał rozcięty łuk brwiowy. Nie tak źle jak na taką liczbę przeciwników. Chociaż... mogło być lepiej jak na Jotuna wychowanego przez Asa. W pewnym momencie dostałam po głowie. Auć! - Bądź chociaż raz przydatna! - warknął gniewnie.

- Żebyś wiedział, że ci oddam!  - spiorunowałam go spojrzeniem, ale chyba nie za bardzo mi to wyszło bo uśmiechnął się półgębkiem i dźgnął kolejnego przeciwnika sztyletem. - Wróćmy do tego co wcześniej mówiłeś. To nie są prawdziwi ludzie, tylko jakaś niezjadliwa galaretka. Co w takim razie się stało z ludźmi, pod których się podszywają? - zapytałam kopiąc w brzuch napastnika. Te stwory rzucały się na oślep,  nie przemyślały żadnego swojego ruchu.

- Pewnie już nie żyją. Po co ci to wiedzieć? Lepiej zajmijmy się obecną sytuacją, bo jak tak dalej pójdzie to skończymy tak jak oni!

- Dobra, nie krzycz już. Jestem ciekawa kiedy Mściciele... -obezwładniający  ból głowy sprawił, że upadłam bezwładnie na ziemię. Obraz mi się zamazał i postać Lokiego rozpływała się. Pozostały ruszające się kolorowe plamy. Ręce i nogi miałam tak ciężkie jakby zamiast nich były betonowe kloce.- Loooki? - Widziałam jak z kimś walczył. Zielona plama poruszała się bardzo szybko ale czarna nie była wcale gorsza. Słyszałam jęki bólu i dźwięk łamania kości.

Czyżby zielonookiemu coś się stało?

Nagle wszystko ustało. Dźwięki szarpaniny  i głuchy odgłos upadającego ciała, brzęczał mi w głowie non stop.

Co jeśli to Loki? Co jeśli to on leży niedaleko mnie? Kto mi pomoże jak nie on?

Żołądek zrobił fikołka, a serce prawie wyrwało się z piersi kiedy usłyszał szelest zbliżających się do mnie kroków. Próbowałam się podnieść ale to było na nic. Szaleńczo bałam się nadchodzącej osoby i pomimo ogarniającej mnie niemocy chciałam za pomocą resztek sił  odsunąć się jak najdalej od ciemnej postaci. Pojawiające się mroczki przed oczami nie zwiastowały niczego dobrego, z mojego gardła wydobył się niezrozumiały jęk, który miał powstrzymać osobnika przed kolejnymi krokami, jakie miał zamiar zrobić aby zbliżyć się do mnie. To jednak było na nic, bo już po chwili stał tuż nade mną. Zanim całkowicie opłynęłam postać kucnęła i wyjęła broń.

- Tak jak mówiłaś, same z tobą problemy.

Fury?











Hero// Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz